niedziela, 11 września 2016

Rozdział 11 "Wieża rozpaczy"

Cześć wszystkim!
Dzięki za każdy komentarz z Waszej strony i przepraszam, że ostatnio nie czytałam Waszych blogów. Postaram się nadrobić w najbliższym czasie, ale wiecie... z 10 blogów po przynajmniej 2 rozdziały, to trochę tego daje :(
Ogólnie kolejny rozdział Granicy. Zaczynamy z częścią dotycząca miejsca, w którym znaleźli się Eric i Penelopa. Ważna część, bogata w dużo ukrytych znaczeń i sporą ilość tajemnic... No, miłego czytania!


<<Ziemia>>
Wypił duszkiem ostatnią butelkę z piwem i spojrzał zamglonym wzrokiem do wnętrza pojemnika, sprawdzając, czy przypadkiem na dnie nie ostały się ostatnie krople napoju. Jednak niszcząc sobie nadzieje, zrozumiał, że przyjemności się zakończyła.
Obrócił flaszkę o sto osiemdziesiąt stopi i chwycił ją za szyjkę. Zamachnął się. Rzucił prosto w równoległą ścianę, rozbijając naczynie o gładką powierzchnię. Czknął i przewrócił się na drugi bok.
– Przyjdą po mnie, na pewno – rzekł wyraźnie podbity Pavor.
Wymasował ręką obolałą szyję i rozejrzał się po pomieszczeniu, które wyglądało jak po przejściu huraganu. Ubrania i butelki po piwie rozwalały się po pokoju, znajdując swój własny kącik tam, gdzie nawet się nie spodziewał. Telewizor wydawał nieziemski, podejrzany dźwięk, który cicho podpowiadał, że należy się nim zaopiekować. Jednak największe wołanie o pomoc zanosiła kanapa. Stojąc na środku przestrzeni, znajdowała się w okopach zdominowanych przez śmieci. Jej brzegi były poszarpane, jakby zwierzę swymi pazurami przejeżdżało po całej długości mebla. Gdzieniegdzie puszysta gąbka wystawała znad podartej skóry.
Pavor jęknął żałośnie, zasłaniając oczy przed rażącym światłem, które się przebijało przed niewielkie okno wychodzące prosto na ogród mężczyzny. Pijana noc nie skończyła się dobrze, a samo wytrzeźwienie mogło trwać i trwać. Mimo wszystko boskie życie dawało możliwość łatwiejszego przejścia przez ten okres.
– Trochę się stoczyłeś, Pavorze.
Mężczyzna obrócił się gwałtownie i spadł boleśnie na podłogę, kiedy usłyszał znany głos dobiegający z okolic drzwi, które prowadziły do parteru domu.
Zaskoczony i lekko otumaniony przez uderzenie, podniósł się, sycząc i ocierając ręką obolałą głowę. Zaraz uniósł oblicze i spojrzał na człowieka, który złożył mu nieoczekiwaną wizytę. Sen pijanego czy rzeczywistość? – Pavor oddałby wszystko, aby prawdziwa była opcja pierwsza.
– Co tu robisz? – spytał pełen zdumienia. Drżał, z trudem łapiąc łyki powietrza. Bał się. Strach ogarniał najmniejsze komórki jego ciała, doprowadzając do tego, że proste czynności sprawiały mężczyźnie problem.
Wyprostował się, po czym przeszedł kilka kroków i, ku własnemu zaskoczeniu, padł na kolana, bijąc się w pierś.
– Pozdrawiam cię, o wielki Aresie – rzekł wyniośle.
Nie śmiał spojrzeć ponownie na oblicze swojego pana. Już raz popełnił ten błąd i był wdzięczny za łaskę, jaką okazał mu władca. Był pijany, ale nic nie tłumaczyło zachowania, jakie przed chwilą przedstawił.
– Powstań! – rozkazał bóg wojny.
Pavor odczekał kilka sekund, nie wierząc w to, co dotarło do jego uszu. Jednakże stanął na drżących nogach, trzymając wzrok wlepiony w podłogę. Podłogę, na której z czasem zaczęła się zbierać niewielka kałuża krwi. Kropelka po kropelce. Czyżby mój pan był ranny? – myślał, lecz nie miał odwagi zapytać się.
– Penelopa dąży do Granicy Olimpu – oświadczył stanowczo Ares.
– Tak, panie – odpowiedział Pavor, zastanawiając się, czy czeka go za to kara. – Przepraszam.
– Jeśli nie dotrze w określonym momencie, nie musisz mnie przepraszać. Wiem, kim jest twoja matka, więc nie mogę mieć żalu o twoją głupotę i miłosierdzie – mówił spokojnym głosem, w którym dało się wyczuć nutę żalu i rozczarowania. – Wiem także, że jeśli odpowiednio to rozegramy i Penelopa przejdzie na naszą stronę, to uzyskamy dobrego sojusznika.
– Nie zabijemy jej panie?
– Na razie nie. Choć wiem, że niektórzy z bogów chcą jej głowy. Głupcy. Dobrych wojowników się torturuje do momentu, w którym zaczną ci służyć, a nie odbiera im się życie – syknął pełen złości. – Jednak trzeba tej dziewczynie małej zachęty. Rozumiesz, o czym mówię?
– Tak, panie – odparł krótko.
– Dałem ci szansę, okazałem łaskę, więc teraz przyszła na ciebie kolej, Pavorze – powiedział Ares.
Wnet blizna, która przecinała twarz mężczyzny, zapaliła się żywym ogniem. Piekła, jakby właśnie w tym momencie Ares przecinał delikatną skórę twarzy swym przeklętym mieczem. Pavor zbyt dobrze pamiętał ostatnią batalię z władcą, by teraz próbować mu się sprzeciwiać. I bezsprzecznie bóg miał rację; okazał mu wtedy łaskę.
Pavor przełknął ślinę i wziął głęboki haust powietrza, powracając do rzeczywistości. Przeszłość należało pozostawić przeszłości. Najważniejsza stawała się teraźniejszość i konsekwencje decyzji, których nie był pewien.
–  Czy po misji będę wolny? – spytał niepewnie Pavor.
– Jeśli wykonasz ją poprawnie, oczywiście, że tak – odparł Ares, ale to nie przekonało mężczyzny. – Przecież kiedy stworzę nowy świat, nie będziemy już musieli się martwić tymi bezsensownymi robakami. – Rozejrzał się dookoła siebie. – Demeter ma rację. Te potwory niszczą wszystko, na co tak ciężko zapracowaliśmy. Jeszcze kilka lat i doprowadziliby do całkowitej destrukcji, jak już niektórzy. Światy rozpadają się i wcale nie jest to wina przyczyn naturalnych. Każda gwiazda kiedyś gaśnie, ale dawniej nikt w nią nie strzelał rakietami. Rakiety!? – wrzasnął. – Łuk był niehonorowy, ale przynajmniej łucznik musiał być sprawny, silny i mieć dobre oko. Gdzie teraz szukać prawdziwego wojownika?
Pavor skrzywił się. „Na pewno nie tutaj” – pragnął skomentować, ale w ostatniej chwili zdrowy rozsądek przyćmił ten chory pomysł. Podziękował w duchy swoim lękom i dalej nasłuchiwał wywodów boga, który wyraźnie miał jeszcze kilka słów do powiedzenia.
– Nie wahaj się – rzekł Ares. – To nasza wojna, nie moja. Z tym darem – uniósł rękę, ale Pavor nadal na niego nie patrzył – mogę wszystko. Póki Penelopa nie dotrze do tego miejsca – dodał ciszej.
Ciekawość była przekleństwem. Chociaż Pavor z całych sił próbował nie spoglądać na swojego pana, tym razem przekroczył mury. Przełknął ślinę i szybko zlustrował postać Aresa, która powoli wychodziła z pomieszczenia.
Uśmiechnął się.
Zbyt dobrze pamiętał boga wojny, by teraz go nie poznać. Był to ten sam mężczyzna wysokiej postury, potężny i zdolny w boju. Także bezlitosny. Na jego dłoniach spoczywało bijące serce, z którego powoli spływała posoka. Wyglądało, jakby dopiero chwilę temu zostało wyrwane z piersi właściciela. Jednakże Pavor wiedział, że tak nie było, a serce należało do kobiety, która była zdolna powstrzymać boga, do Zapomnianej Bogini.

***

Trochę ocucony wyszedł z mieszkania, zatrzaskując donośnie drzwi, jakby chciał oświadczyć wszystkim sąsiadom, że opuszcza dom. Nie wątpił, że ploteczki ze strony dość starej i zrzędliwej emerytki z przeciwległego domu już zaczęły docierać do połowy mieszkańców Lublina, dzięki poczcie pantoflowej. Co znaczyła jedna kobieta?
Pavor ryknął śmiechem na środku ulicy, powodując jeszcze większe zamieszanie.
Mężczyzna zaczął zastanawiać się, czy gdyby ta kobieta spotkała Aresa, uszłaby z boju zwycięsko? Trochę nieprawdopodobna wizja, ale widząc biegającą ją od sąsiadki do sąsiadki, wielokrotnie pytał siebie, gdzie ten reumatyzm, na który tak często narzeka? Pół kilometra od najbliżej plotkary, a potrafiła pokonywać dystans w kilka minut.
Otrząsnął się i pojął, że nie ma czasu na martwienie się o losy własnej sąsiadki. Mógł jej już nawet nigdy więcej nie zobaczyć, jeśli Ares dojdzie do władzy.
Świat i tak się kiedyś by skończył, pomyślał, ale żadna wymówka nie mogła wybaczyć mu tego, co zamierzał zrobić. Penelopa była zawziętą i niezwykle odważną kobietą, która dążyła do celu za wszelką cenę, ale lubiła mieć wszystko podane na tacy. Tym razem spełni każde z jej życzeń, lecz nie tak, jakby sobie tego życzyła.
Ares nie wydał mu rozkazu bezpośrednio, ale znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, co pragnie mu przekazać. A zadanie brzmiało konkretnie – porwij najbliższą osobę dla Penelopy i użyj jej, jako karty przetargowej. Znał tylko jedną istotę ludzką, która idealnie wpasowywała się w te kryteria, ojca dziewczyny. Juliusz Rosiński nie był ani silny, ani nazbyt mądry, więc miał pewność, że uda mu się bez żadnych przeszkód złapać mężczyznę.
Dlatego przeszedł przez odnowioną część dzielnicy Lublina i doszedł pod ulicę, na której pomieszkiwała dwuosobowa rodzinka. Domy były porozstawiane ciasno jedno obok drugiego, zostawiając jedynie skrawek miejsca przed samą bramą. Jednak mieszkanie Penelopy różniło się od innych tym, że charakterystyczny warsztat samochodowy z autami do naprawy był częścią całego domu. Nie dało się pomylić tego budynku ani ominąć, a mimo to Pavor jako pierwszy tego dokonał.
Przeszedł przez całą długość ulicy i nic. Potrząsnął głową, sprawdzając, czy na pewno dobrze skręcił, ale faktycznie znajdował się w części Lublina, gdzie mieszkała Penelopa. Coś jest nie tak…, pomyślał, spoglądając na numery domów i na plac zabaw wraz z niewielkim ogrodem, gdzie starsze małżeństwo wspólnie czytało powieści Agathy Christie. Niepewnie podszedł do emerytów i zapytał:
– Przepraszam, czy wiedzą państwo, gdzie mogę znaleźć dom Rosińskich?
Staruszkowie spojrzeli na niego pytająco.
– Ojciec z córką, prowadzą warsztat samochodowy – podpowiedział.
– Proszę pana, mieszkamy tu od ponad trzydziestu lat i poznaliśmy naprawdę wielu ludzi, ale o Rosińskich nie słyszeliśmy – odparł stanowczo dziadek. – Możliwe, że pomyliły się panu ulice. Już nie raz zdarzały się takie pomyłki przejezdnym.
Machnął ręką, po czym wrócił do lektury.
Zdezorientowany Pavor usiadł na ławce obok i złapał się rękoma za głowę.
Nie, nie, nie, powtarzał w myślach. To nie jest możliwe. Przecież byłem tu tyle razy. Na pewno to jest to miejsce. Ale gdzie jest ojciec Penelopy? Przecież się nie wyprowadził… A może? Nie! Skoro tutaj nikt taki nie mieszkał, to musiał zniknąć, a skoro tak, to jakiś bóg mu w tym pomógł. Ale który? Mamy zdrajcę w szeregach czy ktoś zdążył zareagować?
Kontemplował nad możliwymi rozwiązaniami tego zjawiska, ale nic nie wydawało mu się nawet odrobinę prawdopodobne.
Tylko jednego mógł być pewien – obiekt jego zainteresowania wyparował.  Ares nigdy nie podarowałby mu kolejnej porażki.
Dlatego Pavor podniósł się raptownie, ku zaskoczeniu małżeństwa, i ruszył w stronę Alei Racławickich. Tylko jedna osoba mi pozostała, oświadczył. Penelopa miała przyjaciółkę. Powinna być teraz na uczelni. Muszę ją złapać zanim mi ucieknie!
Uczucie, iż bogowie bawią się jego poczynaniami, nie schodziło z młodego mężczyzny, aż do samego końca. Szedł przez kolejne ulice Lublina, aczkolwiek czuł, jakby znajdował się w zupełnie innym świecie.  Wszystko, co należało do mitologii, rozmyło się w świetle poranka. Nawet drzewne stwory, które tak ochoczo umilały mu podróż swym śpiewem, dzisiaj milkły. Była tylko na jedna odpowiedź, która wyjaśniała wszystkie zjawiska – Ares wziął na poważnie swe groźby i obietnice. Ciekawe, czy Penelopa również to dostrzegła? – zastanawiał się.
Gdy dostrzegł zarys budynku uczelnianego, otrząsnął się i przestał rozmyślać nad tematami, które nie mogły go interesować. Powinność zmuszała mężczyznę do całkowitego posłuszeństwa i, przede wszystkim, do niezadawania pytań. Jeśli ojciec Penelopy uniknął porwania, jarzmo ofiary należało przenieść na inną osobę.
Przeszedł przed pierwszą część wydziału i wszedł do ciemnego budynku, w którym natychmiast zastał siedzącą Kornelię. Zapatrzona w kolejne strony powieści, nie zwracała uwagi na otoczenie, które wyjątkowo wykazywało wobec niej zainteresowanie. Jednak ona – piękna kobieta o długich, czarnych włosach i delikatnych rysach – ignorowała ich, jakby wcale nie istnieli.
Pełna smutku, pomyślał Pavor, mając wyryty we wspomnieniach obraz samego siebie – istoty, która straciła wszystko przez jedną, błędną decyzję. Został odepchnięty od domu, choć po części była to jego własna decyzja. Uciekł od świata bogów, nadal mając pewne obowiązki wobec nich.
Teraz role się odwróciły. Spoglądał na Kornelię i zastanawiał się, co musiała przeżyć ta kobieta, by pozostać tak smutna i, zarazem, tak pusta.
Pavor ruszył przed siebie. Czas gonił, a kolejna porażka nie byłaby wybaczona. Zostałby zesłany w najdalszą otchłań Tartaru, by tam w męczarniach spędzić ostatnie dni swojego nędznego życia.
Pokręcił głową, odsyłając daleko niepokojące myśli. Miał szansę na odkupienie win, nie mógł jej teraz przegapić.
Stanął dokładnie nad Kornelią, odbierając jej dostęp do marnego światła. Uniosła wątpliwie głową i posłała mężczyźnie spojrzenie pełne tak czystej nienawiści, iż dreszcze w sekundę przeszyły bezbronnego Pavora.
– Znasz Penelopę? – spytał.
– Nie – odpowiedziała błyskawicznie.
– Jesteście przyjaciółkami – podejmował dalsze próby konwersacji.
– Nie mam przyjaciół – odparła Kornelia, zachowując wyjątkowy spokój. – Teraz rusz dupę, bo chcę dokończyć książkę. A jest ona dużo ciekawsza niż twoje bezsensowne paplanie, głupku!
– Słucham? – Odsunął się od studentki, nie mogąc dać wiary, iż taki małolat śmie mu się przeciwstawiać. Jednak z drugiej strony nie powinien być zaskoczony. Penelopa niejednokrotnie dawała mu do zrozumienia, że dzisiejsza młodzież ma trochę krzepy w gębie – brakowało im tylko jeszcze do sukcesu mocy w pięściach.
Tak, pięści… Zacisnął dłoń i w końcu postanowił podjąć bezlitosne środki. Jeśli słowa nie przemawiały do dziewczyny, musiał pokazać jej swą siłę.
– Ostatni raz proszę byś powiedziała prawdę, a potem grzecznie ze mną poszła! – rzekł zajadle Pavor.
Zamachnął się i cisnął pięścią prosto w twarz nastolatki. I wtedy, całkowicie niespodziewanie, sylwetka Kornelii całkowicie znikła mu z zasięgu wzroku. Były to ledwie sekundy, lecz wtedy dostrzegł pęd powietrza, który pędził na niego z góry. Uniósł głowę i spojrzał na szarżującą studentkę. Jedną z nóg miała silnie zgiętą, natomiast drugą celowała w głowę napastnika.
–Taekwondo – szepnął, niedowierzając.  Sztuki walki były ostatni czasy popularnym sportem, ale jeszcze nigdy nie spotkał się ze śmiertelnikiem, który był w stanie tak walczyć.
Pierwsza lekcja, którą musi przejść każdy adept… „Nigdy nie lekceważ przeciwnika” – prosta sekwencja słów, a  zlekceważył ją już przy pierwszym spotkaniu.
Odsunął się delikatnie, dając stopie dziewczyny uderzyć w posadzkę.
Kornelia opadła na podłoże, nie martwiąc się, że czarna spódnica lekko podwinęła jej się, ukazując wyraźnie wyćwiczone uda. Natychmiast podniosła się i wymierzyła kolejnego kopniaka. Pavor odparował cios, lecz dziewczyna podskoczyła na drugiej nodze i, wykorzystując nieostrożność przeciwnika, uderzyła prosto w twarz mężczyzny. Obróciła się w powietrzu i wylądowała na ławce, odzyskując równowagę.
Ciało Pavora odleciało kawałek od miejsca walki i upadło z hukiem, który rozniósł się po parterze uczelni. Jak ona mogła mi zadać ten cios? – pytał swoje ciało. Walczył z bogami, herosami i ludźmi, dlatego umiał powiedzieć, do kogo należy dany cios, ale w przypadku Kornelii nie mógł być pewien. Jej nogi miały moc, ale znał istoty ludzkie, które w swym życiu doszły do tej perfekcji.
– Spadaj stąd, stary dziadzie! – krzyknęła, wciąż utrzymując pozycję obronną.
– Nie mam wyboru – szepnął Pavor.
Podniósł się i natarł na kobietę, tym razem biorąc pod uwagę szeroki zakres jej umiejętności. Uniósł prawą pięść i zamierzył się na twarz Kornelii. Tak jak się spodziewał, skrzyżowała ręce w łokciach i umieściła je na wysokości głowy w geście obronnym.  Jednak nie dostrzegła prawdziwego zamiaru Pavora. W tym czasie mężczyzna zamachnął się wolną ręką w brzuch piękności.
– To koniec – rzekł.
Kornelia podskoczyła na nodze i uderzyła ponownie w twarz w Pavora. Zachwiał się, lecz nie stracił równowagi. Obrócił się i zadał cios z ramię kobiety; syknęła z bólu. Mimo odniesionej rany nie poprzestała. Kopnęła przeciwnika w kolano, lecz bez skutku. Mam teraz szansę, pomyślał, zauważając odsłonięty punkt w obronie dzielnej wojowniczki. Nie czekając, aż dziewczyna zorientuje się, co zamierza, wykorzystał całą siłę i uwolnił ją w momencie, gdy pięść zetknęła się z brzuchem studentki.
Kornelia straciła oddech. Zachwiała się, łapiąc obiema rękoma za brzuch, lecz nie minęło nawet pięć sekund, gdy upadła zemdlona. Pavor pochwycił ją prędko i przerzucił przed ranę, zastanawiając się, kim tak naprawdę jest ta dziewczyna. Aczkolwiek w tym momencie najważniejsza była misja.
Odwrócił się i, mimo sprzeciwów uczniów, wyszedł z uczelni.
– Gdyby Penelopa przykładała się do nauki jak ta dziewczyna – szepnął.

<<Olimp>>
Podniosła się raptownie, zatrzymując się w pozycji siedzącej. Jej oddech był ciężki przez szalejące niewyobrażalnie serce, lecz nadal zachowywał bezpiecznie tempo. Prawdziwym problemem była promieniująca bólem głowa. Penelopa nie miała pewności, czy jest to związane z urazem, który mógł powstać przy upadku, czy może wynikiem tajemniczego omdlenia.
– Cholera, nie sądziłam, że napotkamy na takie problemy! – syknęła trochę za głośno.
Uświadamiając sobie, na jak wielkie niebezpieczeństwo naraziła siebie i Erica, prędko rozejrzała się wokół siebie. Impulsy bólu promieniowały raz za razem, ale wojowniczka dzielnie trzymała się, wiedząc, że musi wyeliminować potencjalne zagrożenie. Jednakże przerażona studentka dostrzegła jedynie dwie, nagie ściany znajdujące się po obu jej stronach i ciągnący się w nieskończoność korytarz. Z tej pozycji nie była w stanie dostrzec jego początku ani końca, lecz rozumiała, że miejscem, w którym się znalazła, musi być jakieś zamczysko. Panujące wewnątrz chłody, a także kamień i sama konstrukcja sprawiały, iż zbyt prosto Penelopa mogła dojść do takich wniosków.
 Kobieta wstała i chwiejnym krokiem zaczęła iść przed siebie. Trzymała się rękoma za boczną ściankę, ale nie przeszła nawet kilku metrów, gdy nagle upadła z powodu braku sił. Sapała ciężko jak po wyczerpującym maratonie, a przecież była nieprzytomna przez pewien okres czasu.
– Eric? – zapytała, ale odpowiedziało jej milczenie.
Nie miała wątpliwości – mężczyzny z nią nie było. Z trudem określała własną pozycję, więc nie mogła teraz zajmować się doświadczonym wojownikiem, który najpewniej w tej chwili radzi sobie dużo lepiej niż ona.
Potrzebowała konkretnego planu, dzięki któremu wydostanie się z pułapki i spotka towarzysza.
– Moje telepatyczne, wręcz genialne zdolności, pomogą mi! – oświadczyła dumnie, przykładając palce wskazujące do skroni. Zamknęła oczy i zaczęła intensywnie myśleć.
Minęła sekunda, potem dwie, zaraz następne, aż nagle powieki dziewczyny uniosły się, a jej smutne oczy wbiły się w posadzkę. Westchnęła cicho.
– Kogo ja próbuję oszukać? – spytała łamiącym się głosem. – Troszkę walki, żadnych innych umiejętności. Czy ja naprawdę jestem córką Ateny? Kogo ja próbuję oszukiwać? Czy to nie jasne? Siebie – odpowiedziała na własne pytanie.
Skupiła się w pozycji płodowej i zamknęła powieki. Była taka zmęczona… Ochota, by po prostu odejść w krainę snów niebezpiecznie zawładała jej umysłem. Dręczyły kobietę ogromne wyrzuty sumienia, że tak haniebnie postępuje, lecz nie mogła zaradzić narastającemu wycieńczeniu.
– OBUDŹ SIĘ! – usłyszała odbijający się echem krzyk, który natychmiast postał ją na nogi.
Skoczyła i stanęła na podłożu. Zaskoczona spojrzała na własne stopy, po czym podniosła jedną, następnie drugą nogę na bok, jakby testowała możliwości własnego ciała. Mimo że tajemniczy krzyk przeraził ją, sprawił, iż odzyskała pełnię sił.
– W takim razie paczka Scoobiego, która składa się ze mnie i ze mnie, wyrusza na poszukiwanie zaginionego członka! – oświadczyła dumnie. – To jest całkowicie bezsensowne – dodała ciszej.
Mimo to postanowiła kroczyć w tym samym kierunku co wcześniej. Nie widziała różnicy w tym, którą stronę korytarza obierze za cel, gdyż obie wydawały się równie odległe od początku.
W pierwszych minutach kroczyła zdecydowanym krokiem, ale gdy minęła powieszony pośrodku ściany obraz przedstawiający piękną, leśną polanę, zwolniła. Panujący wewnątrz chłód stawał się nie do zniesienia. Wydawało się, iż im dalej idzie, tym temperatura agresywniej spada. Co się tu dzieje? – myślała, bacznie przyglądając się pomieszczeniu, przez które przechodziła.
– Gdzie są jakieś drzwi?! – krzyknęła, nie licząc, że ktoś jej odpowie.
W tejże chwili ostre, mroźne powietrze przemknęło tuż obok niej, raniąc stopniowo odsłonięte części ciała. Dziewczyna prędko uniosła ręce na wysokość głowy, by chronić oczy przed atakiem. Odskoczyła do tyłu i przygotowała się do walki. Spoglądała ostrożnie, próbując dostrzec przeciwnika. Oczekiwała tajemniczego człowieka, a jednak on się nie zjawiał. Dopiero gdy ujrzała wyłaniający się z zakrętu czarny rąbek szaty, zamarła.
Atak lodowych sopelków ustał i nastała wszechogarniająca ciemność. Ciężkie sapanie niosło się echem przez korytarz, mijając się z cichymi błaganiami. Postać powoli ukazywała swe oblicze, choć większość sylwetki była skryta na kruczym płaczem.
– Giń. Niszcz. Płacz – mówiło stworzenie, spokojnie zbliżając się do Penelopy.
Kobieta nie była w stanie uciekać. Połączenie ciekawości i lęku doprowadziło do tego, iż stała w miejscu, przyglądając się kroczącemu ku niej niebezpieczeństwu. I choć spodziewała się ujrzeć twarz mieszkańca, z czasem zaczęła rozumieć, iż będzie to niemożliwe. Zarzucony na głowę kaptur całkowicie przysłaniał oblicze bestii, której szata powiewała ku górze, tworząc wokół siebie lodową powłokę.
Penelopa cofnęła się, szykując się do ucieczki. Już miała w zamiaru pobiec w przeciwną stronę, gdy długi, szarawy palec postaci wskazał na dziewczynę, wydobywając z siebie jakby śmiech. Zakończone ostrymi paznokciami dłoń była pełna zadrapań, ropiejących ran i gnijących mięśni, jakby sam trup przyszedł jej na powitanie. Oddychał ciężko, lecz miarowo. Ostry powiew wiatru unosił jego delikatną szatę, przez co dało się dostrzec, iż sama postać nie podpiera się o podłoże a unosi w powietrzu.
– Zamek. Magia. Dementor… – wymieniła. – Cholera, tożto ja w Hogwarcie się znalazłam! A nawet listu ze sobą nie mam! – krzyknęła.

PYTANIE:
Czym jest tajemniczy stwór?

7 komentarzy:

  1. Hej!
    Wybacz że tak późno, ale szkoła, matura amerykańska i życie to trudne połączenie...

    Czytając tą część z Pavorem tylko jedno cisnęło mi się na usta: wtf? Co do cholery? Gdzie zniknął ojciec Penelopy? Czemu Kornelia nie pamiętała swojej przyjaciółki?

    A Penelopa tak beze mnie do Hogwartu poszła? O taa... Okej, w sumie nie zadzroszczę jej.

    Co do odpowiedzi na pytanie - nie mam pojęcia.

    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę tylko odpowiedzieć na jedno pytanie. Otóż Kornelia nie tyle co nie pamiętała Penelopy, a może ją kryła? ;)
      I nie ma problemu. Dzięki, że jesteś. Rozdziały nie uciekają, a sama cierpię na brak czasu :)
      Pozdrawiam i dzięki

      Usuń
  2. Złapałam powtóreczkę XD "sprawiając, że proste czynności sprawiały mężczyźnie nadzwyczajny kłopot."

    Czy Pavor przypadkiem nie był mentorem Penelopy? Bo jeśli dobrze pamiętam, choć mogło mi się pomieszać, to już nic nie rozumiem D: Dlaczego miałby ją teraz przeciągać na stronę Aresa? To niedorzeczne :x Jezuniu. Wybacz mi, ale jestem po ognisku i ciężkiej nocy z ratowaniem ukochanego w łazience... D: Także no, mój umysł jest niezdrowy, ale jak nie przeczytam dzisiaj, to nie wiem kiedy xD
    Jaka zacięta walka z Kornelią, to mi się podoba! Penelopa wiedziała, kogo powinna mieć za przyjaciółkę :D Choć nie rozumiem, czemu wszyscy nagle o nich zapomnieli? Czyja to sprawka, że wyparowali z umysłów każdego sąsiada i przyjaciela rodziny? Ciekawe.
    Jeny, coraz więcej się tu dzieje! Penelopa przez ten cały czas śni? Tak mi się wydaje. Bo gdzie jest Eric? Czy może zgubili się po drodze... Ale jednak jestem bardziej skłonna do wersji ze snem na jawie. Kurde, polubiłam ją XD Jest taka śmieszkowata czasami, a nie przy każdym opowiadaniu uśmiecham się jak debil do ekranu! :D

    Pozdrowionka ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OO! Dzięki za wyłapanie błędu. Zaraz poprawiam!
      Nie, ja tak specjalnie komplikuję. Tak, Pavor to nauczyciel Penelopy, ale ona sama mówiła, że ten mężczyzna skrywa w sobie wiele tajemnic i niedługo je wyjawię!
      I bardzo mnie to cieszy, że podoba ci się Penelopa i ogólnie akcja w opowiadaniu. Będę się starała jak mocniejniej utrzymać ten fason, bo wiele planuję, ale plany a realizacja to dwie różne sprawy.
      Ogólnie jeśli chodzi o mnie, to tajemnice i zagadki będą, więc bądź na nie w pełni gotowa!
      Dzięki za komentarz i podrawiam

      Usuń
  3. Podsumowanie Penelopy najlepsze! Ja zamiast iść do Hogwartu, razem z sis włamiemy się do Azkabanu! Mamy plany na życie.
    I walka Pavora (to imię xD) z Kornelią, była świetna. Bardzo mi się podobało :). Ale gdzie Eric? Nie odbieraj mojej ulubionej postaci! Na drugim miejscu jest exekwo Kornelia i Penelopa.
    Nie znam odpowiedzi na pytanie... Wybacz ;-;
    Weny i Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... Intrygujące plany... Zaciekawiłaś mnie :)
      Tak, ale jak okaże się kim jest Pavor, to naprawdę będziecie zaskoczeni! Nie, nie, Eric się pojawi na 100%, ale pewnie dopiero za dwa rozdziały. Mam swoje plany i według nich idę!
      Dzięki wielkie i pozdrawiam

      Usuń
  4. Ten moment gdy przeglądasz katalog blogów i natrafiasz na swoje nazwisko - bezcenne <3

    OdpowiedzUsuń