Palec zadrżał. Szyja
przekręciła się, przywracając kręgi do swych dawnych miejsc. Rozległ się
żałosny skowyt, poprzedzony nieudaną próbą chwycenia choćby cząstki powietrza.
Rozbrzmiał trzask.
Kornelia otworzyła oczy. Plecy
wycięła w łuk, biorąc głęboki haust powietrza. Spojrzała w prawo, potem w lewo
i jeszcze raz w prawo, widząc to samo miejsce, które ostatnio pamiętała.
Podniosła się do pozycji siedzącej, łapiąc za pieczącą szyję. Opuszkami musnęła
po ledwo widocznej, lecz wyczuwalnej, linii ciągnącej się przez połowę skóry
szyjnej. Jej myśli kotłowały się, gotowały, nie wiedząc, gdzie mają dotrzeć i
czego szukać. Wspomnienie momentu, w którym Erik ot tak podszedł do niej i
wykręcił kark, przyprawiały o dreszcze. Zginęła... Została zamordowana...
Spojrzała ku ciemnemu niebu
obleczonego w miliony gwiazd złocistych rozsiewanych z powozu bogini nocy;
piękne i żywe, oplatające swym ciepłem zimną skórę martwej dziewczyny. Konie
najechały kopytami na pałac Zeusa, strącając jedną ze swych drogocennych
gwiazd. Złota, przyobleczona w najdoskonalszy pył pociągnęła za sobą długi
sznur własnego ciała, pozostawiając kraniec w powozie, jakby w nadziei na
powrót do swej ukochanej pani.
Kornelia klęknęła nad przepaścią,
dłońmi dotykając krawędzi, pod którą wiła się rzeka Hadesu. Gwiazda zaśpiewała
cichą pieść, błagając, by jej życie nie uszło na marne; by życzenie zostało
wypowiedziane.
— Proszę, daj mi żyć —
wyszeptała.
Mrugnęła, dając spłynąć łzom z
jej oczu. Kropelki opadły na jej dłonie, odbijając się głucho, niemal
niesłyszalnie.
Szare, gęste chmury zebrały się
wokół jasnej głowy Selene, przysłaniając jej blask i spowijając ziemię bogów
ciemnością. Spadająca gwiazda rozmyła wraz z cieniem przysłaniającym księżycową
poświatę; w ciszy i samotności.
Kornelia sięgnęła, pragnąc
pochwycić choćby ostatnie drobinki gwiazdy; dać im spaść obok siebie, by
życzenie stało się prawdą. Pył znajdował się za daleko, a ona niczego nie widziała.
Ręce opadły bezwładnie na
ziemię. Beznamiętnie spojrzała ku niebu – obraz zamazały łzy sączące się z jej
przekrwionych oczu. Przycisnęła palce do szyi, szukając oznak wciąż bijącego
serca — nie odnalazła choćby najmniejszego pulsu. Wstrzymała oddech, czekając,
aż w szaleństwie zacznie błagać o wzięcie wdechu — nic takiego nie nastąpiło.
Nie znajdowała już żadnej
nadziei na powrót do domu. A jeśli nie żyła, to jak miała teraz odejść w
spokoju do krainy zmarłych? Czy jej przeznaczeniem było pozostać na wieki
samotną na Olimpie?
— Proszę, pomóżcie mi — rzekła
błagalnie, chyląc czoło aż do ziemi. Żaden bóg nie przychodził do niej z
ratunkiem. — POMÓŻCIE MI! — wrzasnęła, uderzając pięściami o ziemię. Jedna za
drugą waliła w podłoże, zdzierając sobie skórę z dłoni, która zaraz goiła się,
jakby rany nigdy tam nie było.
Pragnęła, by te pięści dosięgły
Eleonorę; by doznała cierpienia, jakie teraz ona sama musi znosić. Gdyby nie ta
kobieta, jej naznaczenie i rozkaz, nadal żyłaby spokojnie z Penelopą w cichym
Lublinie.
Zatrzymała ręce tuż nad ziemią.
Uniosła je na wysokość twarzy, wbijając wzrok w palec, na którym wciąż widniała
niewielka ranka po skaleczeniu.
Gwałtownie wstała, rzucając się
ku dawnego obozowisku. Odgarnęła część liści, które zebrał wiatr, znajdując
połamane lusterko. Wzięła jeden z najostrzejszych fragmentów. Dłoń położyła na
skałę. Zamachnęła się, zamierając w połowie ruchu. Zawiesiła ją w powietrzu, z
wypisanym bólem na twarzy drżąc. Odwróciła głowę, przymykając powieki. Ścisnęła
kawałek szkła, przecinając skórę. Stróżka krwi spłynęła po jej ręce, aż
wsiąknęła w ubranie.
Rozluźniła uścisk, uwalniając
fragment lustra, który upadł tuż obok jej stopy — zakrwawiony i nikomu
niepotrzebny.
— Powiedziała, że mogę oderwać
sobie palec — stwierdziła całkowicie obojętnym głosem.
Pojedyncze pasma światła
księżyca przebijające się przez rozrzedzające chmury padły na Kornelię. Wokół
zajaśniało.
Usłyszała czyjś krzyk.
Odwróciła się, nie zauważając w ciemnym lesie nikogo ani niczego. Jęknęła
zawodząco, w duchu robiąc sobie nadzieję, że ktoś ją znajdzie i zakończy ten
bezsensowny los...
Za jej plecami rozległy się
czyjeś kroki. Otworzyła szeroko oczy, rozglądając wokoło. Nie, nie wydawało jej
się. Ktoś szurnął gałęzią, potem nadepnął na kilka, rozłamując w pół. Wyraźne,
jednoznaczne dźwięki docierały do jej uszu, napawając szczęściem.
Przesunęła się, rozgniatając
resztę kawałków lustra. Wytrzepała but, lecz kawałki szkła wciąż pozostały na
podeszwie. Podskoczyła na jednej nodze, tracąc równowagę. Przemieściła się w
prawo, potem w lewo, aż doskoczyła do drzewa, opierając się o nie plecami.
Palcami wydłubała ostatnie kawałki. Przetarła odruchowo czoło — mimo wysiłku na
powierzchni nie pojawiła się choćby kropelka potu.
Penelopa wyskoczyła zza drzewa,
gnając przez prostą ścieżkę ku Kornelii. Dziewczyna stanęła nieruchomo.
Zamknęła oczy, otwierając je po kilku sekundach. Mara nie zniknęła. Penelopa
faktycznie biegła ku niej. Uniosła instynktownie dłoń. Pomachała. Krzyknęłaby.
Powiedziałaby cokolwiek. Zawołała. Słowa ugrzęzły w gardle. Poganiała
najdroższą siostrę dłonią, machała ku sobie, by przyspieszyła. I tak faktycznie
się stało.
Nogi zadrżały. Poruszyła się,
podchodząc powoli ku dawnemu ognisku. Obie zbliżały się ku sobie, wyciągając
ręce, by w końcu złączyć je i wspólnie wrócić do domu.
Penelopa pochyliła się na prawy
bok, ręką sięgając po najbliższą gałąź. Liście zerwały się, zostając uwięzione
w dłoni dziewczyny. Ona sama poleciała w dół wzniesienia.
— Nie — szepnęła Kornelia.
Kopnęła w resztki ogniska.
Popiół uniósł się wraz z wiatrem, zanosząc się ku jaśniejącemu niebu. Resztki
pyłu pozostały na bucie Kornelii. Niewielki płomyczek rozżarzył się z ostatnich
iskierek kryjących się pod warstwą popiołu. Zaraz jednak zgasł.
Wyciągnęła dłoń, idąc ku
miejscu, w którym jeszcze chwilę temu stała Penelopa. Chwiała się na obie
strony, nie potrafiąc zachować równowagi. Łzy spływały po jej białych jak śnieg
policzkach nieustannie. Przecierała powieki co chwilę; bezskutecznie. Wokół
oczu nawet nie powstały zaczerwienia. Nie czuła żadnego pieczenia.
Nogi zwiotczały, uginając się w
kolach. Kornelia usiadła tuż przy pniu jednego z drzew. Poddała się ze
świadomością, że już nie wróci do domu...
Niebieska wstążka zawisła nad
jej głową, lekko muskając o czoło.
Odepchnęła ją, jak
denerwującego komara. Wstążka ponownie połaskotała ją po twarzy.
— Zostaw... — zaniemówiła.
Sięgnęła po lewitującą wstęgę,
której końca nie widziała. Wychyliła się. Niebieskie pasmo materiału ciągnęło
się w kierunku, w którym spadła Penelopa. Chwyciła za wstążkę. Pociągnęła ją.
Ktoś po drugiej stronie odpowiedział jej. Szarpnęła jeszcze mocniej.
Uklęknęła. Nawinęła na dłoń
fragment, potem kolejny, aż stworzyła kilkucentymetrową warstwę niebieskiej
wstążki.
— Wszędzie cię szukałam —
powiedziała. — Dlaczego nie chciałaś się wtedy znaleźć? — spytała, jakby
oczekując odpowiedzi.
Wstążka opadła swobodnie na
ziemię. Nikt jej już nie ciągnął, nikogo nie było po drugiej stronie, lecz
ciężar spadł z serca Kornelii. Czuła się lżejsza, spokojniejsza, bo wiedziała,
że Penelopa jest już bezpieczna.
— Mam ją chronić, prawda? —
zadała pytanie wstędze.
Pociągnęła za dłoń Kornelii.
— Dobrze, zrobię to... Tylko...
— Zamilkła na moment. — Co mam zrobić?
— Jak słodko. — Lamia syknęła,
wychodząc zza drzew. — Mała, biedna dziewczynka zginie — zaśpiewała lekko
drżącym głosem. — To nie ja, oj nie, to wina Fobosa! — wrzasnęła, przejeżdżając
pazurami po korze i rozdzierając ją. — I Erika — dodała spokojniej. — Mała,
słodka Penelopa zginie... Jak miło...
Przeszła obok Kornelii
obojętnie, rannym ogonem zahaczając o korzeń.
Przepraszam za to, co się stało z poprzednim szablonem. Wyglądał naprawdę ślicznie, spodobał mi się, aczkolwiek na ekranie, z którego korzystałam, nie było widać aż tak tych pikseli, a błędu w "CZYTAJ DALEJ" nie zauważyłam. Stary szablon powrócił, choć dokonałam kilku zmian.I jeszcze jedno ogłoszenie. Wiem, że kombinuję, ale to wynik tego, że w pewnym okresie starałam się bardzo dogodzić czytelnikom, a nie słuchałam swojej własnej opinii. Teraz to zmieniam. Spełniam własne zachcianki z ubiegłych lat i nie wszystkim mogą się spodobać, ale taka jest moja decyzja.Otwieram jeden blog ze wszystkimi moimi opowiadaniami. Oczywiście Granica Olimpu zostanie dokończona na tej stronie i nie zamierzam po prostu jej usunąć, ale można również czytać już sobie na jednym blogu, na którym również pojawią się kolejne opowieści ze świata bogów!https://rolaka-fiction.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz