Mężczyzna
wyskoczył z domu jak porażony. Od razu zauważył leżącą na chodniku Penelopę. Zeskoczył
ze schodów i złapał za wyciągnięte dłonie Penelopy, przyciągając ją do siebie.
Tylko jeden raz spojrzał na dotąd nieznaną mu istotę, której oczy zalane były
czystą czerwienią, przebijającą się nawet przez fioletowy dym. Maleństwo
płakało, trzęsąc się.
To
była szansa.
Pavor
wziął Penelopę na ręce i szybko zaniósł do środka. Położył dziewczynę przy
szafce na buty i powiedział:
—
Już nic ci nie grozi. Zaraz wrócę — obiecał.
Kiwnęła,
drżąc.
Pavor
uznał, że nie ma czasu do stracenia, dlatego skierował się w stronę wyjścia,
gdy Penelopa krzyknęła:
—
Czekaj, a broń?!
Pavor
zdążył zniknąć za drzwiami, nie słysząc jej wołania. Wściekła rozejrzała się po
pomieszczeniu, mając nadzieję, że jakakolwiek broń będzie leżała obok niej;
niczego nie znalazła. Przytrzymała się szafki i wstała, próbując zignorować
cały ból, który promieniał z ud i brzucha. Nie miała czasu na skupianie się na
własnym ciele. Przegrana Pavora była równoznaczna z jej śmiercią. Dlatego
zacisnęła mocno zęby i weszła do pokoju, w którym mężczyzna trzymał swój
ukochany miecz.
Pavor
wyszedł z domu, tak szybko jak do niego wcześniej wszedł. Nie miał czasu na
szukanie broni czy słuchanie uwag Penelopy. Musiał pozbyć się dziecka
natychmiast i za wszelką cenę.
—
Pavor — usłyszał dziecięcy, dławiący się głos.
Mężczyzna
przystanął na schodach i spojrzał na ciemną materię otaczającą niemowlę, która
próbowała przybrać jednolity kształt. Szukała własnego wyglądu i sposobu na
pokonanie przeciwnika, ale każda forma zmieniała się w obrzydliwszą i godną
pożałowania kreaturę.
—
Czego chcesz?! — wrzasnął Pavor, by podejść niezauważony i zaatakować.
—
Ja… Szukać… Pavor… — powiedziała niewyraźnie, dusząc się przy każdym
wypowiadanym przez siebie słowie.
—
To dlaczego zaatakowałeś tę dziewczynę?
Zszedł
na chodnik. Dzieliło go tylko kilka kroków od kreatury.
—
Ja… Nie… Mówić… Ty… Iść… Mną…
—
Nie pójdę z tobą, na Zeusa! — oświadczył dumnie.
Poczuł
mrowienie w sercu, a umysł zalały wspomnienia z dawnych czasów. Walczył przez
tysiące lat, biorąc udział w bitwach, o których pamięć już dawno przeminęła. Ciął
przeciwników, wspierając tych, którzy ruszali w bój z jego symbolem
wyrzeźbionym na tarczy. Dziś pojawiła się okazja, by znów zaznać smaku krwi.
Nie wiem, kim jesteś, pomyślał, lecz rozszarpię twe ciało, a gdy będziesz się wił po otchłaniach
Tartaru, me imię będzie torturować cię aż po sam kres istnienia. Dreszcze
ekscytacji przemknęły przez niego, a szaleńczy uśmiech przykrył twarz.
Pobiegł.
Stara
blizna otworzyła się. Krew zaczęła spływać po policzku. Skapywała na chodnik,
tworząc czerwoną ścieżkę, po której przeszedł mężczyzna.
Dziecko
zauważyło. W szaleństwie rzuciło mocą we wszystkie strony. Energia rozproszyła
się po całym podwórku i sześć wężowych ogonów uformowało się z resztek mocy.
Kula z fioletowej materii otoczyła niemowlę — swego pana.
—
Pavor… Źle… — szepnęło.
Wszystkie
ogony zaatakowały równocześnie. Pierwszy z nich zamierzył się w brzuch Pavora,
lecz ten przekręcił się i złapał odnóże w silnym uścisku. Kopnął z kolanka,
lecz noga przeszła tylko przez resztki mocy.
Zapomniał
o pozostałych.
W
jednej chwili walnęły w plecy Pavora. Wygiął się w łuk. Przyklęknął, a twarz
wykrzywiła się z bólu. Syknął ostro. W oczach pojawił się żar i szaleństwo,
zabierając mu zdrowy rozsądek.
Wstał.
Rzucił się po biegu, nastawiając się na wszystkie ataki. Zatrważający krzyk
wydobył się z jego ust. Nie myślał i nie czuł. Po prostu mknął przed siebie,
machając na oślep rękoma, aby tylko odgonić macki.
Nagle
wszystkie rzuciły się na niego z impetem.
Zrobił
większy krok, uskakując im. Brakowało mu tylko kilku centymetrów do dziecka.
—
Nie! — wysyczało dziecko.
Jedno
z odnóży powróciło do swego pana. Wbiło się ono gwałtownie w brzuch Pavora, ,
unosząc go i wbijając w kruchy tynk budynku.
Pavor
syknął z bólu. Na Zeusa, zbyt wiele lat
przebywałem wśród ludzi, pomyślał, kiedy powróciły mu zmysłu. Sparaliżowało
go. Ogon przycisnął go jeszcze bardziej. Ugryzł się w język. Metalowy smak krwi
wypełnił jego usta.
Po
chwilowym paraliżu złapał bestię w uścisku — tym razem moc nie rozproszyła się.
Ścisnął, wykorzystując wszystkie siły, jakie jeszcze posiadał, i powoli zaczął
wydostawać się z pułapki. Jeden krok, potem drugi, aż odrzucił odnóże daleko
przed siebie. Kolejne ogony przygotowały się do ataku.
—
Masz, stary dziadzie! — usłyszał krzyk Penelopy.
Zamarł.
Otworzył szeroko oczy w niedowierzaniu i spojrzał w stronę wejścia, w którym
stała Penelopa.
—
WYNOCHA! — wrzasnął wściekle.
Dziewczyna
rzuciła pod jego nogi krótki, żelazny miecz z wyrytym napisem na ostrzu.
—
Nie dziękuj. — Zniknęła za drzwiami.
Pavor
zacisnął usta w wąską linijkę. Nie zaprzeczał, w jakimś stopniu Penelopa
zaimponowała mu. Nie rzuciła się bezmyślnie w wir walki, tylko dała mu działać,
równocześnie niosąc pomoc.
—
Muszę pamiętać ją później pochwalić — szepnął, po czym natarł na dziecko,
odcinając jedno z wężowych ramion. Dźwięk stali, wydobywający się z każdym
najmniejszym zamachem, był dla jego uszu najsłodszą ambrozją. Kochał ten zimny
dotyk rękojeści, którą trzymał podczas każdej bitwy. Najwierniejszy towarzysz powrócił,
przypominając mu, że jeszcze nie stracił własnego „ja”.
Mknął
przed siebie, nie znając żadnych barier. Wężowe ogony padały jedne za drugimi,
a droga do dziecka powoli otwierała się. Płacz niemowlęcia przybierał na sile.
Strach zapanował w jego sercu, lecz całkowita niemoc sprawiła, że mógł tylko
czekać na ostateczny cios; na moment, w którym ostrze przeciwnika zatopi się w
delikatnym ciele.
Pavor
przebił się przez kulę otaczającą dziecko. Przyparł je do furtki i przysunął
miecz do szyi ofiary.
—
Kto? — spytał Pavor, stopniowo przebijając krótki miecz przez skórę
niemowlęcia. — Kto?! — powtórzył agresywniej.
—
Ma…ma… — odpowiedziało konające dziecię.
—
Mama? — powtórzył pytająco Pavor.
Rozciął
dziecię na pół i rozczłonkowane ciało rzucił w dwie różne strony.
Przetarł
mokre od potu czoło. Wiedział, że zagrożenie nie minęło.
Podniósł
się gwałtownie, przygotowując do kolejnego ataku; za wolno.
Długi,
wężowy ogon o zielonych, iskrzących się w słońcu łuskach wbił się w tors
mężczyzny, odpychając go w okolice schodów. Pavor upadł na chodnik, obijając
sobie całe plecy. Mimo to prędko podniósł się.
—
Słodko — rozległ się wokół niego kobiecy, ponętny głos.
Gruby
ogon zacisnął się wokół Pavora, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Szarpał
się, próbował wyswobodzić rękę, lecz pozostały mu jedynie przekleństwa, które
zaczął kierować w stronę wroga. Wmawiał sobie, że gdyby tylko chwilę wcześniej
zdał sobie sprawę, że niemowlę było tylko przynętą, szybciej odpowiedziałby na
atak. Teraz było jednak za późno. Przed jego twarzą wyłoniła się sylwetka
pięknej, o dorodnych kształtach, kobiety, której oczy, o kolorze głębokiej
zieleni, pamiętał za dobrze. Pełne ciekawości, ale i czystej wrogości wobec
wszystkich, którzy byli związani z Olimpem.
—
Lamia — wydusił z siebie, a kobieta przybliżyła się i położyła głowę Pavora na
swoich piersiach, które pokrywała jedynie cienka warstwa łusek.
—
Znalazłam cię, chłopczyku — powiedziała drwiąco. — Tak łatwo, tak dziecinnie,
tak słodko — mówiła, podśmiewując się za każdym razem, gdy wypowiedziała jedno
słowo. — Wracasz na Olimp, a ja cię tam przyprowadzę. — Zadrżała z odrazą na
samą myśl o domu bogów.
Pavor
dusił się. Lamia nie znała umiaru, a wydobywająca się z niej czysta nienawiść
sprawiała, że zapominała o własnej sile. Błądziła wzrokiem po zniszczonych płytach,
spojrzała na furtkę, aż zatrzymała się przy domu Pavora. Skierowała wzrok na
podłoże, przez moment zastanawiając się nad tym, czy może sprawić sobie
przyjemność? Nie gonił jej czas. Miała tylko sprowadzić Pavora, ale nikt nie
powiedział kiedy i w jakim stanie. Na samą myśl o spełnieniu pragnienia głodu
przerażający uśmiech przykrył jej twarz, a oczy wypełniło czyste pożądanie.
Kobieta
zapomniała się na krótki moment, sprawiając, że ścisk ogona zelżał. Pavor nie
zamierzał zrezygnować z okazji do rozkojarzenia dawnej piękności, którą
pamiętał jeszcze z dni, kiedy była człowiekiem.
—
Zeus nigdy nie zmienia zdania, więc dlaczego? — spytał.
—
Ten zdrajca — uderzyła pięścią o schody — potrzebuje cię! — syknęła
przekonująco, kładąc dłoń na swoim policzku. Oddech kobiety był nierównomierny.
Z jej ust wydobywał się odór gnijących ciał. Usta pokrywała cienka warstwa
zaschniętej krwi. Rzucała powabne spojrzenia stronę Pavora, aż szepnęła: — Znam
cię, jednak ty jesteś mi obcy. Miałeś na imię…
—
Nie wymawiaj tego imienia! — ryknął.
Lamia
gwałtownie odsunęła się. W jej oczach pojawiły się strach i zwątpienie, lecz
trwało to tylko chwilę. Syknęła, wystawiając wężowy jęzor. Złość kipiała
wewnątrz bestii. Nie mogła znieść, że upadły potrafił obudzić moce, uśpione w
ludzkim świecie od wielu lat. Nie umiała wybaczyć momentu słabości, który
okazała wobec nic nieznaczącej osoby.
—
Słaby. — Zaśmiała się przerażająco. — Ludzki. Żałosny. Kim jesteś i co zostało
z twej dawnej potęgi? Gdzie wielki wojownik, którego symbol był oznaką męstwa i
strachu? — pytała wyniośle, drwiąc z Pavora.
Prawą
dłonią dotknęła czoła, po czym zaczęła gładzić brązowe włosy przylegające do
jej głowy. Musnęła szyję, aż dotarła do piersi, głaszcząc je i próbując skusić
Pavora, by odrzucił wszystko i zatopił się w namiętności, którą mu oferowała.
Muskała jego wargi swoimi, pozostawiając krwawe ślady na ustach mężczyzny.
Lamia tak mocno pragnęła zatopić ostre zęby w twardej skórze wojownika;
powrócić do dawnych czasów, w których każdy dzień przynosił jej obfite posiłki.
Choć cząstka pozostałego rozsądku podpowiadała Lamii, że nie może skrzywdzić
Pavora; nie teraz, gdy odzyskała dzieci.
—
Atena zwróciła mi moje maleństwa — powiedziała, dusząc się — dlatego nie
skrzywdzę cię. Ale jestem taka głodna…
Kuszenia
Lamii nie miały dla niego żadnego znaczenia.
Potrzebował
chwili nieuwagi kobiety, by wyrwać się z jej uścisku i zaatakować.
—
Zeus przysłał po mnie najpiękniejszą z bestii — szepnął do szpiczastego ucha
Lamii, choć słowa wypowiadał z obrzydzeniem.
—
Tak — odpowiedziała, wyginając ciało w łuk.
—
To było jedno z twoich dzieci i Zeusa.
—
Tak! — wykrzyczała. — Gdybyś nie odszedł z Olimpu, wiedziałbyś, do czego
doprowadziła Eleonora. Jak poważne konsekwencje mają jej działania. Konflikty
trwają: jedni chcą przejść na stronę Eleonory, drudzy pozostać przy boku Zeusa,
a trzeci zająć miejsce Ojca. Atena to wierny sługa ojca. Umie zabierać, ale i
dawać. Oddała mi dzieci, a ja oddam jej ciebie!
—
Atena oddała ci martwe dzieci? — Nie podobało mu się to stwierdzenie.
—
Tak. Oddała je. Całe i żywe. — Musnęła dłonią bliznę Pavora. — Eleonora trzyma
cię tu siłą. Każe ci robić to, co musisz.
—
A Zeus nie będzie mi kazał?
—
Będzie, a ty będziesz robił to, co on ci nakaże.
—
Nie — odparł stanowczo. — Nigdy.
—
Nawet za cenę życia kobiety, którą ukrywasz w tym domu?
—
Tym bardziej — odpowiedział szybko.
—
A więc jednak posilę się przed wzniesieniem się na Olimpu, a ty udowodnisz, że
ludzki świat nie odebrał ci resztek godności.
Przybliżała
do siebie Pavora, nie mogąc pozwolić by ten w jakikolwiek sposób wyswobodził
się z jej objęć.
Lamia
wiła się ku schodom, czując słodki zapach młodego, silnego ciała, w które
wkrótce zatopi swe zęby. Pamięć o sycącym, metalicznym smaku krwi doprowadzała
jej ciało do szaleństwa. Chciała dotrzeć do mieszkania i na oczach Pavora
sprawdzić, na ile prawdziwe były jego słowa.
Pavor
ścisnął w dłoni miecz.
Zamroczona
pragnieniem kobiecego ciała Lamia, traciła nad sobą kontrolę. Nawet jeśli nie
było to mięso mężczyzny, głód okazywał się silniejszy od zasad czy
przyzwyczajeń.
Uścisk
nieznacznie, ale wystarczająco, zelżał. Mężczyzna napiął mięśnie, stopniowo
próbując uwolnić rękę i jednocześnie wbić ostrze w wężowy ogon. Kraniec miecza
zbliżał się do skóry, ale nadal brakowało tych kilku centymetrów do celu.
Nakazywał sobie jeszcze większy wysiłek, ignorując cały ból.
Lamia
uderzyła ogonem o barierkę — to była szansa.
Gwałtownie
podniósł rękę, zatapiając żelazne ostrze w przeciwnika.
Nagły
ból przeszył Lamię. Z krzykiem upadła na najwyższej znajdujący się schodek, nie
umiejąc dłużej utrzymać równowagi. Wrzeszczała, jakby pragnęła, by sam Olimp ją
usłyszał. Zamachnęła się dłonią, by ostrymi pazurami wydrążyć Pavorowi dziurę w
ciele i wyciągnąć wszystkie wnętrzności. Patrzeć jak kona w agonii, a potem na
jego oczach rozszarpać dziewczynę, która znajdowała się w ukryciu.
—
Zabiję! Zniszczę! Nienawidzę! — mówiła Lamia, szarpiąc dłonią za barierkę,
która w końcu ułamała się u podstawy. Ciało bestii upadło głucho na zniszczony
chodnik, kładąc się niemal przed samym Pavorem.
—
Jestem, kim jestem — szepnął niewyraźnie.
Nie
śpieszył się. Czerpał satysfakcję z każdej reakcji Lamii, przepełnionej
strachem i nienawiścią, nie umiejąc równocześnie powstrzymać nostalgicznych
wspomnień, które wiązał z dawnymi bitwami. Ile to razy spoglądał z góry na
czołgającego się wroga, wciąż liczącego, że bogowie przyjdą mu z ratunkiem? Ile
razy zadawał niegroźnie ciosy, by napawać się dłużącą się agonią wojownika? I
ile razy wypowiedziane jego imię sprawiało, że strach zstępował na
przeciwników, burząc wszystkie morale, jakie im jeszcze pozostały? Wiele…
Pavor
zaczerpnął świeżego powietrza, po czym raptownie wsunął ostrze w ogon Lamii,
przygniatając ją do ziemi. Żadne próby ucieczki nie miały teraz najmniejszego
znaczenia. Wicie się tylko pogłębiało ranę. A Pavor patrzył, nie uśmiechając
się i nie smucąc. Tylko przyglądał się cierpieniu Lamii, by w końcu powiedzieć:
—
Naprawdę zapomniałem. Dziękuję.
Wysunął
miecz i opuścił go w stronę serca bestii.
Wrzask
Lamii rozniósł się echem, lecz ostrze przecięło tylko powietrze, zatrzymując
się dopiero przy samej ziemi. Lamia zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie
zniszczone podwórko i ślady krwi na chodniku.
—
Tyche ci sprzyja — szepnął, wycierając mokre od potu czoło. — Penelopa.
Pognał
prosto do domu. Dziewczyna wciąż siedziała wewnątrz, czekając na zakończenie
walki. Zapomniał się. Dawne nawyki wzięły górę, a troska o Penelopę odeszła w
niepamięć, choć był jej opiekunem.
Kiedy
wszedł do środka, ujrzał siedzącą w kącie dziewczynę. W tej jednej chwili
poczuł ulgę. Miecz wypadł z dłoni, a ciepły uśmiech zagościł na twarzy Pavora.
Podszedł do Penelopy, przyklęknął i przytulił ją. Jednak zanim zdążył cokolwiek
powiedzieć, usłyszał ciche:
—
Przepraszam, że krzyknęłam.
INFORMACJE:Ogólnie ten rozdział poprawiałam chyba ze 4 razy. Raz napisałam całość, potem uznałam, że Lamia wyszła mi za dziecinnie, następnie zobaczyłam, że znowu jest za sucho, za poprawnie i ostatni raz przyniósł mi upragnioną satysfakcje. A jak tam z Wami? Podobało się?Jeszcze tylko powiem,o co chodzi ze zmianą nazwy bloga. Otóż planowałam 3 historie z tego uniwersum, ale uznałam, że skoro one należą do tej samej części opowieści, to czemu mam dawać je na oddzielne blogi. Jeszcze to wyjaśnię, ale w Spisie Treści wszystko jest. Opisy kiedyś dodać i wyjaśnię szczegółowo :) A glosariusz jest teraz obok, bo dziwnie wyglądał przy tym szablonie ;)
Witaj! Właśnie przeczytałam twoje opowiadanie. Piszesz w bardzo ciekawy, płynny sposób, więc bardzo mi się podobało. Nie wiem jeszcze, jak to będzie ogólnie z fabułą, więc w tej kwestii za dużo nie powiem, ale postacie już budzą emocje. Uwielbiam Pavora, a Eleonorę z kolei mam ochotę rozszarpać i zjeść na kolację, tak mnie drażni xD W rozdziale pierwszym widziałam trochę literówek i źle odmienionych wyrazów, za to w drugim troche gubiłam się w dialogu z driadą, bo nie wiedziałam momentami, co kto mówi, ale to nie są jakieś rażące błędy. Z pewnością zostanę tu dłużej i być może przeczytam też inne twoje opowiadania, jeśli tylko czas pozwoli. Przy okazji zapraszam też do siebie:
OdpowiedzUsuńhttp://preludiumofwyverntrylogy.blogspot.com/
Od końca zacznę, ale moje inne opowiadania to raczej fanfici. Niektóre z nich planuję przerobić na autorskie opowiadania, ale na razie nie mam na to czasu. Wiem, że robię sporo literówek, ale mam jakąś blokadę. Po prostu nie widzę błędów. Np. ten rozdział sprawdzałam chyba ze 4 razy i dalej nie zauważam literówek :( Może w święta siądę i poczytam jeszcze raz, by te wrednoty wyłapać!
UsuńI dzięki za uwagę z driadą. Sprawdzę, co tam nie gra.
ogólnie super, że Ci się spodobało. NIe polecam jeść Eleonory, nie jest smaczna!
Hej :D
OdpowiedzUsuńKilka błędów na początek:
'leżącą na chodniku dziewczyn' - dziewczynę
'Jestem kim jestem' - przecinek po 'jestem'
'mięsno mężczyzny' - mięso
Było chyba coś jeszcze, ale nie mogę teraz tego znaleźć ;)
Zazgrzytało mi trochę to, że Pavor tak po prostu wybiegł z domu bez broni. Przecież to doświadczony wojownik. Nie powinien popełniać takich głupich błędów.
Spodobało mi się to, że Penelopa nie włączyła się do walki. Szczerze, to spodziewałam się takiego oklepanego momentu, w którym Pavor przegrywa, aż tu nagle znikąd pojawia się Penelopa i wspólnie pokonują przeciwnika. Na szczęście, dziewczyna ograniczyła się tylko do rzucenia mu broni ;)
Niezbyt rozumiem ten wątek z Lamią, ale podejrzewam, że jeszcze się nieco wyjaśni. Albo to ja jestem dzisiaj nieogarnięta, heh ;D
Pozdrawiam,
ellain
http://smak-magii.blogspot.com/
Ogólnie jeśli chodziło o to, że Pavor wybiegł bez broni, to mam na to wytłumaczenie. CZAS. Pavor miał walczyć z nieznanym przeciwnikiem, sięgnięcie po broń wiązało się ze zmarnowaniem czasu, kiedy liczyły się sekundy. Nie wiedział, co się stanie, jak zaatakuje, a pozostawienie tak niebezpiecznego stworzenia na zewnątrz oznaczało stworzenie jeszcze większego zagrożenia dla niego i Penelopy. A poza tym pewnie byłby pokonać "dziecko" i bez broni, ale to może kiedyś.
UsuńI wiem, sama nienawidzę tego oklepanego schematu, że doświadczony wojownik przegrywa a laik ma power-upa i pokonuje przeciwników.
A co do Lamii jeszcze się okaże, głównie w kolejnym rozdziale przypomniałam w skrócie mit o niej. Ale ogólnie to polega na tym, że odzyskała dzięki Atenie dzieci, a w zamian za to miała sprowadzić Pavora na Olimp. Choć to nie wszystko, ale na razie nic nie zdradzam :)
Dzięki wielkie za komentarz i wskazanie błędów ;)
Dobry wieczór. To znowu ja, bo znalazłam jeszcze chwilę. :)
OdpowiedzUsuń(Maleństwo płakało, jednak rozczulanie się nie leżało w naturze Pavora). Myślę, że nie musiałaś tego dopowiadać. Widzimy, możemy interpretować jego zachowanie.
(Przegrana Pavora była równoznaczna z jej śmiercią). Podoba mi się. Naturalne. Chęć przetrwania, sentymenty później i jakieś heroiczne wyczyny w imię dobra.
Och, urocze dziecko, doprawdy. Dziwne, że i w Pevorze nie obudził się żaden instynkt ojcowski. :)
Koleżanka wyżej myślała tak jak i ja. Na szczęście Penelopa zniknęła. Ale zdążyła rzucić typową dla siebie, ciętą uwagą! Także ten, duży plus za zachowany realizm i tak dalej.
Mama? Nie ma co, zabrzmiało strasznie. Te odnóża, macki, czerwone oczy i takie: ma-ma. Milusio. Doprawdy. Ta cała Lamia się jakby specyficznie wypowiada. Słodko i nieprzyjemnie zarazem. Tak... mdło? W dobrym sensie, pasuje to do niej. Jakby ktoś używał zdrobnień, chwalił, tak naprawdę wyzywając, ganiąc. To ten typ czarnego (?) charakteru. Oddanie martwych dzieci... dziwne kontakty z Zeusem, Olimp... Liczę na więcej Lamii. Może być ciekawą bohaterką. Nie tak oczywistą, jednoznaczną.
Och, cofam to wyżej. Mam wyczucie. Ale Cię nie zabiję za urocze zakończenie z naszą dwójką.
Pozdrawiam,
mendoid Corteen
Dużo tego, więc dzięki za tak bogaty komentarz. Dużo tego jest, choć czasami chaotycznie i czasami nie do końca wiem, o co ci chodzi. Ale po kolei.
UsuńPavor i Penelopa to relacja, która była pielęgnowana przez 15 lat. Nie ważne kim jest Pavor, bóg, heros czy ktokolwiek inny i cokolwiek innego, on przez 15 lat budował relacje z Penelopę, ciągle spędzając czas tylko na ziemi.
Fajnie, że spodobało Wam się działanie Penelopy. W zasadzie mnie zawsze denerwowało to, że bohaterka - rok doświadczenia w walce, nauczyciel - kilkanaście/dziesiac lat, a kurde kto wygra w walce? Oczywiście, że bohaterka i to bez najmniejszego powodu, kurcze!
A! Już, rozumiem, o co ci chodziło! Dobra, nie sądziłam, że tak możecie to zinterpretować... Dobra, jeśli chodzi o twoją ostatnią wypowiedź, to mozesz i tak mnie nie zabijać :)
Dzięki za komentarz i za uwagi!