Cześć wszystkim!
Dzięki za każdy komentarz z Waszej strony i przepraszam, że ostatnio nie czytałam Waszych blogów. Postaram się nadrobić w najbliższym czasie, ale wiecie... z 10 blogów po przynajmniej 2 rozdziały, to trochę tego daje :(
Ogólnie kolejny rozdział Granicy. Zaczynamy z częścią dotycząca miejsca, w którym znaleźli się Eric i Penelopa. Ważna część, bogata w dużo ukrytych znaczeń i sporą ilość tajemnic... No, miłego czytania!
<<Ziemia>>
Wypił duszkiem ostatnią butelkę
z piwem i spojrzał zamglonym wzrokiem do wnętrza pojemnika, sprawdzając, czy
przypadkiem na dnie nie ostały się ostatnie krople napoju. Jednak niszcząc
sobie nadzieje, zrozumiał, że przyjemności się zakończyła.
Obrócił flaszkę o sto
osiemdziesiąt stopi i chwycił ją za szyjkę. Zamachnął się. Rzucił prosto w
równoległą ścianę, rozbijając naczynie o gładką powierzchnię. Czknął i
przewrócił się na drugi bok.
– Przyjdą po mnie, na pewno –
rzekł wyraźnie podbity Pavor.
Wymasował ręką obolałą szyję i
rozejrzał się po pomieszczeniu, które wyglądało jak po przejściu huraganu.
Ubrania i butelki po piwie rozwalały się po pokoju, znajdując swój własny kącik
tam, gdzie nawet się nie spodziewał. Telewizor wydawał nieziemski, podejrzany
dźwięk, który cicho podpowiadał, że należy się nim zaopiekować. Jednak
największe wołanie o pomoc zanosiła kanapa. Stojąc na środku przestrzeni,
znajdowała się w okopach zdominowanych przez śmieci. Jej brzegi były
poszarpane, jakby zwierzę swymi pazurami przejeżdżało po całej długości mebla.
Gdzieniegdzie puszysta gąbka wystawała znad podartej skóry.
Pavor jęknął żałośnie,
zasłaniając oczy przed rażącym światłem, które się przebijało przed niewielkie
okno wychodzące prosto na ogród mężczyzny. Pijana noc nie skończyła się dobrze,
a samo wytrzeźwienie mogło trwać i trwać. Mimo wszystko boskie życie dawało
możliwość łatwiejszego przejścia przez ten okres.
– Trochę się stoczyłeś,
Pavorze.
Mężczyzna obrócił się
gwałtownie i spadł boleśnie na podłogę, kiedy usłyszał znany głos dobiegający z
okolic drzwi, które prowadziły do parteru domu.
Zaskoczony i lekko otumaniony
przez uderzenie, podniósł się, sycząc i ocierając ręką obolałą głowę. Zaraz uniósł oblicze i spojrzał na człowieka, który złożył mu nieoczekiwaną
wizytę. Sen pijanego czy rzeczywistość? – Pavor oddałby wszystko, aby prawdziwa
była opcja pierwsza.
– Co tu robisz? – spytał pełen
zdumienia. Drżał, z trudem łapiąc łyki powietrza. Bał się. Strach ogarniał
najmniejsze komórki jego ciała, doprowadzając do tego, że proste czynności sprawiały
mężczyźnie problem.
Wyprostował się, po czym przeszedł kilka kroków i, ku własnemu zaskoczeniu, padł na kolana,
bijąc się w pierś.
– Pozdrawiam cię, o wielki
Aresie – rzekł wyniośle.
Nie śmiał spojrzeć ponownie na
oblicze swojego pana. Już raz popełnił ten błąd i był wdzięczny za łaskę, jaką
okazał mu władca. Był pijany, ale nic nie tłumaczyło
zachowania, jakie przed chwilą przedstawił.
– Powstań! – rozkazał bóg wojny.
Pavor odczekał kilka sekund,
nie wierząc w to, co dotarło do jego uszu. Jednakże stanął na drżących nogach,
trzymając wzrok wlepiony w podłogę. Podłogę, na której z czasem zaczęła się
zbierać niewielka kałuża krwi. Kropelka po kropelce. Czyżby
mój pan był ranny? – myślał, lecz nie miał odwagi zapytać się.
– Penelopa dąży do Granicy
Olimpu – oświadczył stanowczo Ares.
– Tak, panie – odpowiedział
Pavor, zastanawiając się, czy czeka go za to kara. – Przepraszam.
– Jeśli nie dotrze w określonym
momencie, nie musisz mnie przepraszać. Wiem, kim jest twoja matka, więc nie
mogę mieć żalu o twoją głupotę i miłosierdzie – mówił spokojnym głosem, w
którym dało się wyczuć nutę żalu i rozczarowania. – Wiem także, że jeśli
odpowiednio to rozegramy i Penelopa przejdzie na naszą stronę, to uzyskamy
dobrego sojusznika.
– Nie zabijemy jej panie?
– Na razie nie. Choć wiem, że
niektórzy z bogów chcą jej głowy. Głupcy. Dobrych wojowników się torturuje do momentu,
w którym zaczną ci służyć, a nie odbiera im się życie – syknął pełen złości. –
Jednak trzeba tej dziewczynie małej zachęty. Rozumiesz, o czym mówię?
– Tak, panie – odparł krótko.
– Dałem ci szansę, okazałem
łaskę, więc teraz przyszła na ciebie kolej, Pavorze – powiedział Ares.
Wnet blizna, która przecinała
twarz mężczyzny, zapaliła się żywym ogniem. Piekła, jakby właśnie w tym
momencie Ares przecinał delikatną skórę twarzy swym przeklętym mieczem. Pavor
zbyt dobrze pamiętał ostatnią batalię z władcą, by teraz próbować mu się
sprzeciwiać. I bezsprzecznie bóg miał rację; okazał mu wtedy łaskę.
Pavor przełknął ślinę i wziął
głęboki haust powietrza, powracając do rzeczywistości. Przeszłość należało
pozostawić przeszłości. Najważniejsza stawała się teraźniejszość i konsekwencje
decyzji, których nie był pewien.
– Czy po misji będę wolny? – spytał niepewnie
Pavor.
– Jeśli wykonasz ją poprawnie,
oczywiście, że tak – odparł Ares, ale to nie przekonało mężczyzny. – Przecież
kiedy stworzę nowy świat, nie będziemy już musieli się martwić tymi
bezsensownymi robakami. – Rozejrzał się dookoła siebie. – Demeter ma rację. Te
potwory niszczą wszystko, na co tak ciężko zapracowaliśmy. Jeszcze kilka lat i
doprowadziliby do całkowitej destrukcji, jak już niektórzy. Światy rozpadają
się i wcale nie jest to wina przyczyn naturalnych. Każda gwiazda kiedyś gaśnie,
ale dawniej nikt w nią nie strzelał rakietami. Rakiety!? – wrzasnął. – Łuk był
niehonorowy, ale przynajmniej łucznik musiał być sprawny, silny i mieć dobre
oko. Gdzie teraz szukać prawdziwego wojownika?
Pavor skrzywił się. „Na pewno nie tutaj” – pragnął
skomentować, ale w ostatniej chwili zdrowy rozsądek przyćmił ten chory pomysł.
Podziękował w duchy swoim lękom i dalej nasłuchiwał wywodów boga, który
wyraźnie miał jeszcze kilka słów do powiedzenia.
– Nie wahaj się – rzekł Ares. –
To nasza wojna, nie moja. Z tym darem – uniósł rękę, ale Pavor nadal na niego
nie patrzył – mogę wszystko. Póki Penelopa nie dotrze do tego miejsca – dodał
ciszej.
Ciekawość była przekleństwem.
Chociaż Pavor z całych sił próbował nie spoglądać na swojego pana, tym razem
przekroczył mury. Przełknął ślinę i szybko zlustrował postać Aresa, która
powoli wychodziła z pomieszczenia.
Uśmiechnął się.
Zbyt dobrze pamiętał boga
wojny, by teraz go nie poznać. Był to ten sam mężczyzna wysokiej postury,
potężny i zdolny w boju. Także bezlitosny. Na jego dłoniach spoczywało bijące
serce, z którego powoli spływała posoka. Wyglądało, jakby dopiero chwilę temu
zostało wyrwane z piersi właściciela. Jednakże Pavor wiedział, że tak nie było,
a serce należało do kobiety, która była zdolna powstrzymać boga, do Zapomnianej
Bogini.
***
Trochę ocucony wyszedł z
mieszkania, zatrzaskując donośnie drzwi, jakby chciał oświadczyć wszystkim
sąsiadom, że opuszcza dom. Nie wątpił, że ploteczki ze strony dość starej i
zrzędliwej emerytki z przeciwległego domu już zaczęły docierać do połowy
mieszkańców Lublina, dzięki poczcie pantoflowej. Co znaczyła jedna
kobieta?
Pavor ryknął śmiechem na środku
ulicy, powodując jeszcze większe zamieszanie.
Mężczyzna zaczął zastanawiać
się, czy gdyby ta kobieta spotkała Aresa, uszłaby z boju zwycięsko? Trochę
nieprawdopodobna wizja, ale widząc biegającą ją od sąsiadki do sąsiadki,
wielokrotnie pytał siebie, gdzie ten reumatyzm, na który tak często narzeka?
Pół kilometra od najbliżej plotkary, a potrafiła pokonywać dystans w kilka
minut.
Otrząsnął się i pojął, że nie
ma czasu na martwienie się o losy własnej sąsiadki. Mógł jej już nawet nigdy
więcej nie zobaczyć, jeśli Ares dojdzie do władzy.
Świat
i tak się kiedyś by skończył, pomyślał, ale żadna wymówka nie
mogła wybaczyć mu tego, co zamierzał zrobić. Penelopa była zawziętą i niezwykle
odważną kobietą, która dążyła do celu za wszelką cenę, ale lubiła mieć wszystko
podane na tacy. Tym razem spełni każde z jej życzeń, lecz nie tak, jakby sobie tego
życzyła.
Ares nie wydał mu rozkazu
bezpośrednio, ale znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, co pragnie mu przekazać.
A zadanie brzmiało konkretnie – porwij najbliższą osobę dla Penelopy i użyj
jej, jako karty przetargowej. Znał tylko jedną istotę ludzką, która idealnie
wpasowywała się w te kryteria, ojca dziewczyny. Juliusz Rosiński nie był ani
silny, ani nazbyt mądry, więc miał pewność, że uda mu się bez żadnych przeszkód
złapać mężczyznę.
Dlatego przeszedł przez
odnowioną część dzielnicy Lublina i doszedł pod ulicę, na której pomieszkiwała
dwuosobowa rodzinka. Domy były porozstawiane ciasno jedno obok drugiego,
zostawiając jedynie skrawek miejsca przed samą bramą. Jednak mieszkanie
Penelopy różniło się od innych tym, że charakterystyczny warsztat samochodowy z
autami do naprawy był częścią całego domu. Nie dało się pomylić tego budynku
ani ominąć, a mimo to Pavor jako pierwszy tego dokonał.
Przeszedł przez całą długość
ulicy i nic. Potrząsnął głową, sprawdzając, czy na pewno dobrze skręcił, ale
faktycznie znajdował się w części Lublina, gdzie mieszkała Penelopa. Coś jest nie tak…, pomyślał, spoglądając
na numery domów i na plac zabaw wraz z niewielkim ogrodem, gdzie starsze
małżeństwo wspólnie czytało powieści Agathy Christie. Niepewnie podszedł do
emerytów i zapytał:
– Przepraszam, czy wiedzą
państwo, gdzie mogę znaleźć dom Rosińskich?
Staruszkowie spojrzeli na niego
pytająco.
– Ojciec z córką, prowadzą
warsztat samochodowy – podpowiedział.
– Proszę pana, mieszkamy tu od
ponad trzydziestu lat i poznaliśmy naprawdę wielu ludzi, ale o Rosińskich nie
słyszeliśmy – odparł stanowczo dziadek. – Możliwe, że pomyliły się panu ulice.
Już nie raz zdarzały się takie pomyłki przejezdnym.
Machnął ręką, po czym wrócił do
lektury.
Zdezorientowany Pavor usiadł na
ławce obok i złapał się rękoma za głowę.
Nie,
nie, nie, powtarzał w myślach. To
nie jest możliwe. Przecież byłem tu tyle razy. Na pewno to jest to miejsce. Ale
gdzie jest ojciec Penelopy? Przecież się nie wyprowadził… A może? Nie! Skoro
tutaj nikt taki nie mieszkał, to musiał zniknąć, a skoro tak, to jakiś bóg mu w
tym pomógł. Ale który? Mamy zdrajcę w szeregach czy ktoś zdążył zareagować?
Kontemplował nad możliwymi
rozwiązaniami tego zjawiska, ale nic nie wydawało mu się nawet odrobinę
prawdopodobne.
Tylko jednego mógł być pewien –
obiekt jego zainteresowania wyparował.
Ares nigdy nie podarowałby mu kolejnej porażki.
Dlatego Pavor podniósł się
raptownie, ku zaskoczeniu małżeństwa, i ruszył w stronę Alei Racławickich. Tylko jedna osoba mi pozostała, oświadczył.
Penelopa miała przyjaciółkę. Powinna być
teraz na uczelni. Muszę ją złapać zanim mi ucieknie!
Uczucie, iż bogowie bawią się
jego poczynaniami, nie schodziło z młodego mężczyzny, aż do samego końca. Szedł
przez kolejne ulice Lublina, aczkolwiek czuł, jakby znajdował się w zupełnie
innym świecie. Wszystko, co należało do
mitologii, rozmyło się w świetle poranka. Nawet drzewne stwory, które tak
ochoczo umilały mu podróż swym śpiewem, dzisiaj milkły. Była tylko na jedna
odpowiedź, która wyjaśniała wszystkie zjawiska – Ares wziął na poważnie swe
groźby i obietnice. Ciekawe, czy Penelopa
również to dostrzegła? – zastanawiał się.
Gdy dostrzegł zarys
budynku uczelnianego, otrząsnął się i przestał rozmyślać nad tematami, które
nie mogły go interesować. Powinność zmuszała mężczyznę do całkowitego
posłuszeństwa i, przede wszystkim, do niezadawania pytań. Jeśli ojciec Penelopy
uniknął porwania, jarzmo ofiary należało przenieść na inną osobę.
Przeszedł przed pierwszą część
wydziału i wszedł do ciemnego budynku, w którym natychmiast zastał siedzącą
Kornelię. Zapatrzona w kolejne strony powieści, nie zwracała uwagi na
otoczenie, które wyjątkowo wykazywało wobec niej zainteresowanie. Jednak ona –
piękna kobieta o długich, czarnych włosach i delikatnych rysach – ignorowała
ich, jakby wcale nie istnieli.
Pełna
smutku, pomyślał Pavor, mając wyryty we wspomnieniach obraz samego
siebie – istoty, która straciła wszystko przez jedną, błędną decyzję. Został
odepchnięty od domu, choć po części była to jego własna decyzja. Uciekł od
świata bogów, nadal mając pewne obowiązki wobec nich.
Teraz role się odwróciły.
Spoglądał na Kornelię i zastanawiał się, co musiała przeżyć ta kobieta, by
pozostać tak smutna i, zarazem, tak pusta.
Pavor ruszył przed siebie. Czas
gonił, a kolejna porażka nie byłaby wybaczona. Zostałby zesłany w najdalszą
otchłań Tartaru, by tam w męczarniach spędzić ostatnie dni swojego nędznego
życia.
Pokręcił głową, odsyłając
daleko niepokojące myśli. Miał szansę na odkupienie win, nie mógł jej teraz
przegapić.
Stanął dokładnie nad Kornelią,
odbierając jej dostęp do marnego światła. Uniosła wątpliwie głową i posłała
mężczyźnie spojrzenie pełne tak czystej nienawiści, iż dreszcze w sekundę
przeszyły bezbronnego Pavora.
– Znasz Penelopę? – spytał.
– Nie – odpowiedziała błyskawicznie.
– Jesteście przyjaciółkami –
podejmował dalsze próby konwersacji.
– Nie mam przyjaciół – odparła
Kornelia, zachowując wyjątkowy spokój. – Teraz rusz dupę, bo chcę dokończyć
książkę. A jest ona dużo ciekawsza niż twoje bezsensowne paplanie, głupku!
– Słucham? – Odsunął się od
studentki, nie mogąc dać wiary, iż taki małolat śmie mu się przeciwstawiać.
Jednak z drugiej strony nie powinien być zaskoczony. Penelopa niejednokrotnie
dawała mu do zrozumienia, że dzisiejsza młodzież ma trochę krzepy w gębie –
brakowało im tylko jeszcze do sukcesu mocy w pięściach.
Tak, pięści… Zacisnął dłoń i w
końcu postanowił podjąć bezlitosne środki. Jeśli słowa nie przemawiały do
dziewczyny, musiał pokazać jej swą siłę.
– Ostatni raz proszę byś
powiedziała prawdę, a potem grzecznie ze mną poszła! – rzekł zajadle Pavor.
Zamachnął się i cisnął pięścią
prosto w twarz nastolatki. I wtedy, całkowicie niespodziewanie, sylwetka
Kornelii całkowicie znikła mu z zasięgu wzroku. Były to ledwie sekundy, lecz
wtedy dostrzegł pęd powietrza, który pędził na niego z góry. Uniósł głowę i
spojrzał na szarżującą studentkę. Jedną z nóg miała silnie zgiętą, natomiast
drugą celowała w głowę napastnika.
–Taekwondo – szepnął,
niedowierzając. Sztuki walki były
ostatni czasy popularnym sportem, ale jeszcze nigdy nie spotkał się ze
śmiertelnikiem, który był w stanie tak walczyć.
Pierwsza lekcja, którą musi
przejść każdy adept… „Nigdy nie lekceważ przeciwnika” – prosta sekwencja słów,
a zlekceważył ją już przy pierwszym spotkaniu.
Odsunął się delikatnie, dając
stopie dziewczyny uderzyć w posadzkę.
Kornelia opadła na podłoże, nie
martwiąc się, że czarna spódnica lekko podwinęła jej się, ukazując wyraźnie
wyćwiczone uda. Natychmiast podniosła się i wymierzyła kolejnego kopniaka.
Pavor odparował cios, lecz dziewczyna podskoczyła na drugiej nodze i,
wykorzystując nieostrożność przeciwnika, uderzyła prosto w twarz mężczyzny.
Obróciła się w powietrzu i wylądowała na ławce, odzyskując równowagę.
Ciało Pavora odleciało kawałek
od miejsca walki i upadło z hukiem, który rozniósł się po parterze uczelni. Jak ona mogła mi zadać ten cios? – pytał
swoje ciało. Walczył z bogami, herosami i ludźmi, dlatego umiał powiedzieć, do
kogo należy dany cios, ale w przypadku Kornelii nie mógł być pewien. Jej nogi
miały moc, ale znał istoty ludzkie, które w swym życiu doszły do tej perfekcji.
– Spadaj stąd, stary dziadzie!
– krzyknęła, wciąż utrzymując pozycję obronną.
– Nie mam wyboru – szepnął
Pavor.
Podniósł się i natarł na
kobietę, tym razem biorąc pod uwagę szeroki zakres jej umiejętności. Uniósł
prawą pięść i zamierzył się na twarz Kornelii. Tak jak się spodziewał,
skrzyżowała ręce w łokciach i umieściła je na wysokości głowy w geście
obronnym. Jednak nie dostrzegła prawdziwego
zamiaru Pavora. W tym czasie mężczyzna zamachnął się wolną ręką w brzuch
piękności.
– To koniec – rzekł.
Kornelia podskoczyła na nodze i
uderzyła ponownie w twarz w Pavora. Zachwiał się, lecz nie stracił równowagi.
Obrócił się i zadał cios z ramię kobiety; syknęła z bólu. Mimo odniesionej rany
nie poprzestała. Kopnęła przeciwnika w kolano, lecz bez skutku. Mam teraz szansę, pomyślał, zauważając
odsłonięty punkt w obronie dzielnej wojowniczki. Nie czekając, aż dziewczyna
zorientuje się, co zamierza, wykorzystał całą siłę i uwolnił ją w momencie, gdy
pięść zetknęła się z brzuchem studentki.
Kornelia straciła oddech.
Zachwiała się, łapiąc obiema rękoma za brzuch, lecz nie minęło nawet pięć
sekund, gdy upadła zemdlona. Pavor pochwycił ją prędko i przerzucił przed ranę,
zastanawiając się, kim tak naprawdę jest ta dziewczyna. Aczkolwiek w tym
momencie najważniejsza była misja.
Odwrócił się i, mimo sprzeciwów
uczniów, wyszedł z uczelni.
– Gdyby Penelopa przykładała
się do nauki jak ta dziewczyna – szepnął.
<<Olimp>>
Podniosła się raptownie,
zatrzymując się w pozycji siedzącej. Jej oddech był ciężki przez szalejące
niewyobrażalnie serce, lecz nadal zachowywał bezpiecznie tempo. Prawdziwym
problemem była promieniująca bólem głowa. Penelopa nie miała pewności, czy jest
to związane z urazem, który mógł powstać przy upadku, czy może wynikiem
tajemniczego omdlenia.
– Cholera, nie sądziłam, że
napotkamy na takie problemy! – syknęła trochę za głośno.
Uświadamiając sobie, na jak
wielkie niebezpieczeństwo naraziła siebie i Erica, prędko rozejrzała się wokół
siebie. Impulsy bólu promieniowały raz za razem, ale wojowniczka dzielnie
trzymała się, wiedząc, że musi wyeliminować potencjalne zagrożenie. Jednakże
przerażona studentka dostrzegła jedynie dwie, nagie ściany znajdujące się po
obu jej stronach i ciągnący się w nieskończoność korytarz. Z tej pozycji nie
była w stanie dostrzec jego początku ani końca, lecz rozumiała, że miejscem, w
którym się znalazła, musi być jakieś zamczysko. Panujące wewnątrz chłody, a
także kamień i sama konstrukcja sprawiały, iż zbyt prosto Penelopa mogła dojść
do takich wniosków.
Kobieta wstała i chwiejnym krokiem zaczęła iść
przed siebie. Trzymała się rękoma za boczną ściankę, ale nie przeszła nawet
kilku metrów, gdy nagle upadła z powodu braku sił. Sapała ciężko jak po
wyczerpującym maratonie, a przecież była nieprzytomna przez pewien okres czasu.
– Eric? – zapytała, ale
odpowiedziało jej milczenie.
Nie miała wątpliwości –
mężczyzny z nią nie było. Z trudem określała własną pozycję, więc nie mogła
teraz zajmować się doświadczonym wojownikiem, który najpewniej w tej chwili
radzi sobie dużo lepiej niż ona.
Potrzebowała konkretnego planu,
dzięki któremu wydostanie się z pułapki i spotka towarzysza.
– Moje telepatyczne, wręcz
genialne zdolności, pomogą mi! – oświadczyła dumnie, przykładając palce
wskazujące do skroni. Zamknęła oczy i zaczęła intensywnie myśleć.
Minęła sekunda, potem dwie,
zaraz następne, aż nagle powieki dziewczyny uniosły się, a jej smutne oczy
wbiły się w posadzkę. Westchnęła cicho.
– Kogo ja próbuję oszukać? –
spytała łamiącym się głosem. – Troszkę walki, żadnych innych umiejętności. Czy
ja naprawdę jestem córką Ateny? Kogo ja próbuję oszukiwać? Czy to nie jasne?
Siebie – odpowiedziała na własne pytanie.
Skupiła się w pozycji płodowej
i zamknęła powieki. Była taka zmęczona… Ochota, by po prostu odejść w krainę
snów niebezpiecznie zawładała jej umysłem. Dręczyły kobietę ogromne wyrzuty
sumienia, że tak haniebnie postępuje, lecz nie mogła zaradzić narastającemu
wycieńczeniu.
– OBUDŹ SIĘ! – usłyszała
odbijający się echem krzyk, który natychmiast postał ją na nogi.
Skoczyła i stanęła na podłożu.
Zaskoczona spojrzała na własne stopy, po czym podniosła jedną, następnie drugą
nogę na bok, jakby testowała możliwości własnego ciała. Mimo że tajemniczy
krzyk przeraził ją, sprawił, iż odzyskała pełnię sił.
– W takim razie paczka
Scoobiego, która składa się ze mnie i ze mnie, wyrusza na poszukiwanie
zaginionego członka! – oświadczyła dumnie. – To jest całkowicie bezsensowne –
dodała ciszej.
Mimo to postanowiła kroczyć w
tym samym kierunku co wcześniej. Nie widziała różnicy w tym, którą stronę
korytarza obierze za cel, gdyż obie wydawały się równie odległe od początku.
W pierwszych minutach kroczyła
zdecydowanym krokiem, ale gdy minęła powieszony pośrodku ściany obraz
przedstawiający piękną, leśną polanę, zwolniła. Panujący wewnątrz chłód stawał
się nie do zniesienia. Wydawało się, iż im dalej idzie, tym temperatura agresywniej
spada. Co się tu dzieje? – myślała,
bacznie przyglądając się pomieszczeniu, przez które przechodziła.
– Gdzie są jakieś drzwi?! –
krzyknęła, nie licząc, że ktoś jej odpowie.
W tejże chwili ostre,
mroźne powietrze przemknęło tuż obok niej, raniąc stopniowo odsłonięte części
ciała. Dziewczyna prędko uniosła ręce na wysokość głowy, by chronić oczy przed
atakiem. Odskoczyła do tyłu i przygotowała się do walki. Spoglądała ostrożnie,
próbując dostrzec przeciwnika. Oczekiwała tajemniczego człowieka, a jednak on
się nie zjawiał. Dopiero gdy ujrzała wyłaniający się z zakrętu czarny rąbek
szaty, zamarła.
Atak lodowych sopelków ustał i
nastała wszechogarniająca ciemność. Ciężkie sapanie niosło się echem przez
korytarz, mijając się z cichymi błaganiami. Postać powoli ukazywała swe
oblicze, choć większość sylwetki była skryta na kruczym płaczem.
– Giń. Niszcz. Płacz – mówiło
stworzenie, spokojnie zbliżając się do Penelopy.
Kobieta nie była w stanie
uciekać. Połączenie ciekawości i lęku doprowadziło do tego, iż stała w miejscu,
przyglądając się kroczącemu ku niej niebezpieczeństwu. I choć spodziewała się
ujrzeć twarz mieszkańca, z czasem zaczęła rozumieć, iż będzie to niemożliwe.
Zarzucony na głowę kaptur całkowicie przysłaniał oblicze bestii, której szata powiewała
ku górze, tworząc wokół siebie lodową powłokę.
Penelopa cofnęła się, szykując
się do ucieczki. Już miała w zamiaru pobiec w przeciwną stronę, gdy długi,
szarawy palec postaci wskazał na dziewczynę, wydobywając z siebie jakby śmiech.
Zakończone ostrymi paznokciami dłoń była pełna zadrapań, ropiejących ran i
gnijących mięśni, jakby sam trup przyszedł jej na powitanie. Oddychał ciężko, lecz miarowo. Ostry powiew wiatru unosił jego delikatną szatę, przez co dało
się dostrzec, iż sama postać nie podpiera się o podłoże a unosi w powietrzu.
– Zamek. Magia. Dementor… –
wymieniła. – Cholera, tożto ja w Hogwarcie się znalazłam! A nawet listu ze sobą
nie mam! – krzyknęła.
PYTANIE:
Czym jest tajemniczy stwór?
Hej!
OdpowiedzUsuńWybacz że tak późno, ale szkoła, matura amerykańska i życie to trudne połączenie...
Czytając tą część z Pavorem tylko jedno cisnęło mi się na usta: wtf? Co do cholery? Gdzie zniknął ojciec Penelopy? Czemu Kornelia nie pamiętała swojej przyjaciółki?
A Penelopa tak beze mnie do Hogwartu poszła? O taa... Okej, w sumie nie zadzroszczę jej.
Co do odpowiedzi na pytanie - nie mam pojęcia.
Weny <3
Mogę tylko odpowiedzieć na jedno pytanie. Otóż Kornelia nie tyle co nie pamiętała Penelopy, a może ją kryła? ;)
UsuńI nie ma problemu. Dzięki, że jesteś. Rozdziały nie uciekają, a sama cierpię na brak czasu :)
Pozdrawiam i dzięki
Złapałam powtóreczkę XD "sprawiając, że proste czynności sprawiały mężczyźnie nadzwyczajny kłopot."
OdpowiedzUsuńCzy Pavor przypadkiem nie był mentorem Penelopy? Bo jeśli dobrze pamiętam, choć mogło mi się pomieszać, to już nic nie rozumiem D: Dlaczego miałby ją teraz przeciągać na stronę Aresa? To niedorzeczne :x Jezuniu. Wybacz mi, ale jestem po ognisku i ciężkiej nocy z ratowaniem ukochanego w łazience... D: Także no, mój umysł jest niezdrowy, ale jak nie przeczytam dzisiaj, to nie wiem kiedy xD
Jaka zacięta walka z Kornelią, to mi się podoba! Penelopa wiedziała, kogo powinna mieć za przyjaciółkę :D Choć nie rozumiem, czemu wszyscy nagle o nich zapomnieli? Czyja to sprawka, że wyparowali z umysłów każdego sąsiada i przyjaciela rodziny? Ciekawe.
Jeny, coraz więcej się tu dzieje! Penelopa przez ten cały czas śni? Tak mi się wydaje. Bo gdzie jest Eric? Czy może zgubili się po drodze... Ale jednak jestem bardziej skłonna do wersji ze snem na jawie. Kurde, polubiłam ją XD Jest taka śmieszkowata czasami, a nie przy każdym opowiadaniu uśmiecham się jak debil do ekranu! :D
Pozdrowionka ;3
OO! Dzięki za wyłapanie błędu. Zaraz poprawiam!
UsuńNie, ja tak specjalnie komplikuję. Tak, Pavor to nauczyciel Penelopy, ale ona sama mówiła, że ten mężczyzna skrywa w sobie wiele tajemnic i niedługo je wyjawię!
I bardzo mnie to cieszy, że podoba ci się Penelopa i ogólnie akcja w opowiadaniu. Będę się starała jak mocniejniej utrzymać ten fason, bo wiele planuję, ale plany a realizacja to dwie różne sprawy.
Ogólnie jeśli chodzi o mnie, to tajemnice i zagadki będą, więc bądź na nie w pełni gotowa!
Dzięki za komentarz i podrawiam
Podsumowanie Penelopy najlepsze! Ja zamiast iść do Hogwartu, razem z sis włamiemy się do Azkabanu! Mamy plany na życie.
OdpowiedzUsuńI walka Pavora (to imię xD) z Kornelią, była świetna. Bardzo mi się podobało :). Ale gdzie Eric? Nie odbieraj mojej ulubionej postaci! Na drugim miejscu jest exekwo Kornelia i Penelopa.
Nie znam odpowiedzi na pytanie... Wybacz ;-;
Weny i Pozdrawiam!
No... Intrygujące plany... Zaciekawiłaś mnie :)
UsuńTak, ale jak okaże się kim jest Pavor, to naprawdę będziecie zaskoczeni! Nie, nie, Eric się pojawi na 100%, ale pewnie dopiero za dwa rozdziały. Mam swoje plany i według nich idę!
Dzięki wielkie i pozdrawiam
Ten moment gdy przeglądasz katalog blogów i natrafiasz na swoje nazwisko - bezcenne <3
OdpowiedzUsuń