–
Zamek. Magia. Dementor… – wymieniła. – Cholera, tożto ja w Hogwarcie się
znalazłam! A nawet listu ze sobą nie mam! – krzyknęła.
Wzdrygnęła
się.
W
innych okolicznościach ochoczo analizowałaby wszelkie porównania do ulubionych
filmów, lecz w tym momencie liczyło się głównie to, by utrzymać się przy życiu.
Uniosła
dłonie i walnęła się z całej siły w policzki, próbując w ten sposób powrócić do
rzeczywiści i stawić czoła potworowi. Ku jej zaskoczeniu, bestia nie zwracała
na nią zbytniej uwagi. Zatrzymała się, jakby czekała, aż nowa duszyczka będzie
gotowa, by stoczyć z nią bój. Niedoczekanie!
Penelopa
prędko obróciła się na pięcie i pędem ruszyła w przeciwną stronę, znajdując w
sobie siły, o których nawet nie wiedziała. Przemierzała kręte korytarze, ani na
moment nie spoglądając za siebie. Tak jak mówiła pierwsza zasada wszystkich
filmów – jedno spojrzenie i przeciwnik nagle znajduje się dokładnie za tobą.
– Gdzie jesteś, mój piękny księciu? Potrzebuję
ratunku – narzekała, tęskniąc za obecnością Erica. Mężczyzna nie raz pokazał,
że przerasta ją w umiejętnościach bitewnych, dlatego nie pogardziłaby, gdyby
zastosował swoje sztuki na „dementorze”.
Chłód
emanował ze wszystkich długiego korytarza, który wydawał się ciągnąć w
nieskończoność. Jednolity widok przerażał dziewczynę. Nie zmieniało się
absolutnie nic, co tylko przytłaczało młodą dziewczynę. Okna znajdowały się w
równych od siebie odległościach, a prawą ścianę przyozdabiały tak samo
przerażające obrazy.
Wyskoczyła
zza zakrętu i wtedy jej oczom ukazały się szerokie drzwi, które sięgały niemal
sufitu. Wykonane z ciężkiego żelaza, sprawiały wrażenie bramy nie do zdobycia.
Wyglądały podejrzenie, nawet miała przeczucia, że po drugiej stronie może kryć
się pułapka. Aczkolwiek posiadała tylko dwie możliwości, dlatego wybrała tą
łatwiejszą – sprawdzenie tajemniczego pomieszczenie.
Prędko
weszła do środka, faktycznie spotykając się z oporem ze strony drzwi.
Zatrzasnęła się i przekręciła klucz, który, ku jej zaskoczeniu, spoczywał
wewnątrz zamka.
Pokój
przypominał jej średniowieczną komnatę królewską, w której większość
przestrzeni zajmowało ogromne łoże z położoną na jej wierzchu bordowo złotą
kapą. Łóżko było wykonane z solidnego drewna, tak jak reszta mebli. Szafa stała
w samym rogu, niedaleko żelaznych, mocno okutych drzwi. Naprzeciwko nich z
kamiennego kominka żarzyły się niewielkie ogniki. Resztki drewna wypalały się,
dając złudne uczucie ciepła, choć nadal po prawej stronie był ustawiony
niewielki stos gotowych pniaczków do podłożenia.
Penelopa
podeszła do kominka i wrzuciła do niego kilka drewienek. Nie minęło nawet kilka
sekund, gdy ciepło utuliło zmarznięte ciało studentki. Może niepokoił ją fakt,
że zbyt szybko temperatura tak wzrosła, ale chciała czerpać przyjemność z
chwilowej ciepłoty.
–
Spójrz! – usłyszała głos dobiegający
znad kominka.
Podniosła
się gwałtownie, uderzając tyłem głowy o wystającą część kamieni.
–
Kurcze – syknęła, rozmasowując obolałą część ciała. Równocześnie przenosiła
wzrok na część ściany, która znajdowała się nad paleniskiem.
Zaskoczenie
sięgnęło granic możliwości. Mogła mieć omamy wzrokowe, ale była pewna, że nad
kominkiem wcześniej świeciła pustka. Teraz jednak ogromny obraz przysłaniał
większość ściany. Monstrualnych rozmiarów malowidło nie dało się objąć
całościowo wzrokiem.
Penelopa
odeszła trochę do tyłu i wtedy dostrzegła postacie przedstawione na obrazie.
Jedną z nich była mała dziewczynka, może w wieku dziesięciu lat. Brązowa
sukienka w falbanki ślicznie komponowała się z jej ciemną karnacją. Włosy miała
koloru czystego brązu, lekko podkręcona. Jednak tym, co najbardziej zszokowało
Penelopę, było to, iż panienka z obrazu zbyt wyraziście przypominała ją samą z
dzieciństwa. Tak, mylę się, powtarzała
sobie w myślach, tłumacząc niecodzienny wniosek tym, że mogła to być jakaś inna
córka Ateny.
Pokręciła
głową i spojrzała na mężczyznę, który trzymał wspomnianą dziewczynę na
kolanach. Prezentował się na wysokiego, lecz szczupłego mężczyznę o długich,
czarnych włosach, które sięgały mu aż po sam pas. Wyjątkowo cienkie i
zaniedbane pasemka otulały częściowo roześmiane dziecko. Aczkolwiek sam ojciec
– a przynajmniej o takie relacje podejrzewała dwójkę postaci – wyglądał ponuro
i wyjątkowo smutnie. Pragnęła dowiedzieć się o nim więcej. Spowijała wzrokiem
każdy, najmniejszy szczegół, który mógłby podpowiedzieć, kim jest, ale jego
oblicze było przysłonięte białą plamą, jakby malarz nie zdążył dokończyć swego
dzieła.
–
Kim jesteś? – spytała.
Dłoń
położyła na piersi i głęboko westchnęła. Coś kłuło boleśnie kobietę w samo
serce. Uczucie tęsknoty i swego rodzaju ból dominowały, aż całkowicie stłamsiły
inne emocje.
–
Nie, nie, nie! – krzyknęła Penelopa. – Jakiś bóg się z tobą bawi, więc, moja
droga panno, do roboty, a nie się wylegujesz i patrzysz na jakieś rysuneczki.
Wyprostowała
się, wysoko unosząc podbródek, i odwróciła się, kierując w stronę posłania.
Znudzenie ciągłymi igraszkami ze strony mitologii męczyło niepotrzebnie jej
ciało, które dopiero co odzyskało pełnię sił.
Usiadła
na skraju łóżka, rozmyślając nad możliwościami, które jej pozostały. Niezwykłym
było to, że nie chciała siedzieć i grzecznie czekać na odnalezienie przez
Erica. Miała obawy, że nawet mogli nie znaleźć się w jednym miejscu. Jednak co,
oprócz czekania, jej pozostano?
Przekręciła
głowę w prawo. Zastanawiała się, czy rezydent zamczyska nadal czeka po drugiej
stronie. Może jej lęki były bezpodstawne i posiadała wystarczające
umiejętności, aby stanąć naprzeciw zagrożenia.
Zerwała
się gwałtownie. Pełna niezgodności podeszła do wspomnianych wrót i otworzyła
je, wychodząc na zewnątrz.
Światło
słoneczne oślepiło studentkę. Pochyliła się, krzywiąc się na twarzy. Wielu
bowiem rzeczy oczekiwała, ale nie ataku ze strony gwiazdy. Wyszła zza próg i
zlustrowała krajobraz, który stanął przed jej oczyma.
Wysokie
drzewa pięły się ku błękitnemu niebu, częściowo odbierając dostęp do słońca.
Między gęsto porośniętymi iglakami rosły mizerne krzewy z dojrzały owocami o
podejrzanych wielkościach. Gdzieniegdzie błąkały się zagubione zwierzaki, choć
one stanowiły mniejszość mieszkańców lasu.
Penelopa
złapała się dłońmi o ramionami. Chłód przesiąkał przez jej grube ubrania,
sprawiając, iż zaczęła trząść się z zimna. Nie umiała powstrzymać nieustających
drgawek, jakby temperatura spadła dawno poniżej zera.
Na
ściółce dało się dostrzec jeszcze rosę, a ziemia nie zapadała się pod ciężarem
Penelopy. Była stanowczo za twarda. W końcu Rosińska przykucnęła i dotknęła
palcami gleby, trafiając w sedno problemu.
–
Ona jest zamarznięta – szepnęła, nabierając coraz to większych podejrzeń, który
z bogów może stać za niespodzianką.
Podniosła
się, otrzepując zakurzone spodnie. Obróciła się. Jedynie gleba nosiła ślady
nastawienia na niską temperaturę. Kory drzew nie paliły się z gorąca, ale w
dotyku nie były tak przerażające zimne jak podłoże.
–
Czegoś ciepłego? – usłyszała propozycję dobiegającą zza jej pleców.
–
Wybawienie! – wrzasnęła radośnie. – Bardzo chętnie…
Zatrzymała
się w połowie ruchu, wyraźnie zastanawiając się nad tym, co usłyszała. Usta
miała szeroko otworzone, a oczy sugerowały głębokie zdziwienie.
Całkowicie
okręciła się na pięcie i spojrzała na sylwetkę kobiety, która siedziała przy
stoliku na samym środku drogi przed chwilą przebytej przez Penelopę. Jej całe
oblicze pokrywała czarna, cienka szata mocno przylegająca do ponętnego i
wyrzeźbionego ciała. Była wyjątkowo wysoką kobietą, o długich nogach, które
prześwitywały przez materiał. Górna część ciała, od bioder aż po samą twarz,
była ściślej okryta. Jednak nie zmieniało to faktu, że szata podkreślała obwite
piersi kobiety i jej szczupłą talię. Twarzy nie dało się dostrzec. Kaptur
wyraźnie przysłaniał oblicze damy, nie dając poznać jej prawdziwej tożsamości.
Jedynie kilka czarnych pasm włosów swobodnie wypadało z wnętrza szaty,
dotykając samej gleby.
Siedziała
przy okrągłym, drewnianym stoliku, zabarwianym na kolor kości słoniowej. Na
wierzchu leżała niewielka, bladoróżowa chusta, na której spoczywały dwie
filiżanki z herbatą i porcelanowy czajnik w kwietne wzory.
–
Kim… jesteś? – zapytała wątpliwie Penelopa. Kobieta nie wydawała się groźna,
ale pozory mogły mylić. W świecie bogów nic nie było takie, jakie powinno,
dlatego Rosińska bacznie czuwała na ruch ze strony damy.
–
Gdybym zdradziła ci swe imię, jutro bogowie wywiesiliby twą głowę na szczycie
Olimpu – oświadczyła, ku przerażaniu studentki. – Nie obawiaj się, choć wiem,
że trudno ufać osobie, która nie chce zdradzić swej tożsamości. Jednak obdarz
mnie zaufaniem, a przeżyjesz Penelopo.
Ręką
wskazała na wolne miejsce naprzeciwko siebie.
Penelopa
wątpliwie podeszła do herbacianego stołu i usiadła na krześle. Jednak trudno
było jej odmówić. Głos kobiety, tak powabny i przyciągający, kusił ją
niezmiernie. Nie pozwał odejść, wręcz przeciwnie; kazał podejść i włączyć się
do rozmowy.
–
Nazywaj mnie jak chcesz. Niektórzy dla ułatwienia mówią o mnie Wiedźma Wymiarów
lub Kobieta w Czerni – podpowiedziała.
–
Nie wiem, co oznacza pierwszy tytuł, więc drugi jest dla mnie bardziej
zrozumiały – oświadczyła Penelopa.
Zainteresowanie
postacią tajemniczej osoby sięgnęło swego apogeum. Rosińska nie umiała
powstrzymać się od myśli rzucenia się na kobietę i zerwania jej tego kaptura z
głowy, by móc ujrzeć twarz niewiasty. Jednakże pokręciła głową, rezygnując z
pomysłu.
–
Gdybyś rzuciła się na mnie, próbując zdjąć mi kaptur, niewątpliwie twoja ręka
zostałaby złamana w kilku miejscach, kochanie – rzekła łagodnym tonem nowa
znajoma.
Penelopa
zamrugała, analizując usłyszane słowa. Dziwił ją sposób, w jaki zwracała się do
niej Kobieta w Czerni. Przecież nie powiedziała jednoznacznie, że to właśnie
ona złamałaby jej rękę.
–
Nie myśl o rzeczach niepotrzebnych. Tylko rozboli cię głowa – dodała
organizatorka herbacianego przyjęcia.
–
Czytasz mi w myślach? – spytała w końcu studentka.
–
Dopiero teraz to odkryłaś, młoda damo?
–
Prawie. – Pokręciła głową energicznie. – Można różnych rzeczy się spodziewać po
boskich istotach, ale nie spotkałam jeszcze boga, który mógłby wchodzić w
czyjeś głowy.
–
Ludzki umysł to intrygująca zagadka, którą mogą poznać jedynie nieliczni. Dar
czy przekleństwo? Należy samemu rozstrzygnąć, gdzie leży granica między zwykłą
umiejętnością a szaleństwem władania tą zdolnością. Choć czasami faktycznie
bywa to frustrujące – wypowiedziała długi monolog, po czym dolała sobie do
filiżanki trochę herbaty. Była to jasnofioletowa substancja, która rozsyłała po
okolicy słodki zapach. Od napoju biło ciepło, od którego Penelopa nie potrafiła
się powstrzymać. – Pij – zachęciła ją.
Podniosła
naczynie i spróbowała trochę gorzkiej w smaku herbaty. Przypominała ziołową
mieszankę, którą dawniej zachwycał się jej ojciec. Pamiętała długie godziny
czekania, aż osiągnie odpowiedni stan zaparzenia, by potem zachwycać się
zapachem, a na koniec dostać obrzydliwą lurę, niszczącą nadzieje na smakowity
dodatek do kolacji. Ile bym teraz dała,
żeby wrócić do domu? – pomyślała, powracając do Kobiety w Czerni.
Spodziewała się, iż jej cierpliwość skończy się wraz z długim oczekiwaniem,
lecz podejrzenia Penelopy okazały się bezpodstawne. Dama wciąż wyglądała na
opanowaną – choć z drugiej strony nie umiała powiedzieć zbyt wiele o jej
uczuciach, skoro nie widziała nawet twarzy.
–
Dziękuję za gościnę. – Ukłoniła się kulturalnie Rosińska. – Jednak mogę
zapytać, co tu tak naprawdę robię?
–
Dobre pytanie, dziecko. – Zaśmiała się łagodnie. – Mogę podać ci trzy
odpowiedzi, w zależności od tego, czego ode mnie żądasz.
–
Ja… – Zawahała się. Nie do końca pojęła sens wypowiedzi nieznajomej. Zadała
proste, niewymagające długiego zastanowienia, pytanie, a jednak napotkało na
przeszkodę.
–
Widzę, że masz problem.
–
A to jeden? – odparła żartobliwym tonem. – Ja chcę tylko wiedzieć, co… –
Zamilkła, odnajdując rozwiązanie zagadki; nieskomplikowane, mimo to sprawiło
problem studentce. – Chodziło mi o to, co robię akurat w tym konkretnym miejscu
razem z tobą.
–
A przypadkiem ostatnio nie poznałaś wielu nowych ludzi?
Po
części stwierdzenie było prawdą, ale ponownie Penelopa odniosła wrażenie, że
tymi słowami kryła się druga prawda. Inteligencja odziedziczona po Atenie nie
wystarczała. Potrzebowała sprytu i czegoś więcej, by móc przeciwstawić się
Kobiecie w Czerni i jej zagrywkom.
–
To prawda – odparła obojętnie Rosińska. – Między innymi Erica, moje trzy
ciotki, albo kuzynki licho wie, i ciebie. Jednak wszystkich znasz, prawda? –
Postanowiła walczyć, choćby nawet miała odejść jako przegrana.
–
Rzuciłaś mi wyzwanie. Gratuluję – powiedziała, natychmiast rozpoznając podstęp.
– Tak, Eric, to mój bliski przyjaciel, nawet bardzo bliski, tylko sam o tym nie
wie. To dobry chłopak, tylko nie umie się odnaleźć w tym świecie, choć ma już
ponad dwa tysiące lat.
–
Zauważyłam. – Oparła łokcie o stolik, wspominając nagłe zmiany nastroju
mężczyzny. Nie przeszkadzały jej one, ale czasami były lekko irytujące,
szczególnie gdy zaczął wszczynać walki.
– Kim ty tak naprawdę jesteś?
–
Osobą, która zauważyła, że marzniesz i że masz ochotę napić się czegoś ciepłego
– wymigała się od odpowiedzi i przeszła do mniej istotnych faktów. – Muszę cię
śledzić Penelopo, mój kochany Zakłamany Herosie.
–
Fakt, trochę oszukuję, ale nie jestem zakłamana.
–
I ty, i nie tylko ty – odparła Kobieta w Czerni. – Przejdziemy się i wtedy
dowiesz się drugiego znaczenia swojego pytania.
Drugiego znaczenia mojego
pytania, powtórzyła w
myślach dziewczyna, próbując odnaleźć w pamięci jej własne słowa sprzed kilku
minut. W tym czasie kobieta wstała i ruszyła w kierunku, w którym wcześniej
szła Penelopa. Dziewczyna gwałtownie podniosła się, nie chcąc zostawać daleko w
tyle. Dogoniła przewodniczkę i tylko raz odwróciła się, by potwierdził swe
przypuszczenia. Jak się spodziewała, cała herbaciana zastawa wraz z meblami
rozmyła się w pojawiającej się stopniowo mgle. Znała od dziecka magię, a jednak
ta wciąż ją zaskakiwała.
Powróciła
do śledzenia poczynań „wiedźmy” i tego, gdzie ją prowadzi. Obie kroczyły w
równym tempie, niemal tą samą ścieżką. Wydeptana na szerokość około metra wydawała
się pozostałością po szlaku, którym dawniej przemierzali ludzie. Gdyby wciąć
pod uwagę zgodność historyczną, Penelopa mogła dojść do wniosku, że to miejsce
należało do części traktu handlowego, którymi podróżowali w starożytności
kupcy. Świadczyły o tym ślady kopyt zwierząt, najpewniej mułów, równolegle
zagłębienia na koła czy sam fakt, że znajdowała się w świecie bogów.
–
Masz rację – odparła nagle Kobieta w Czerni.
–
Słucham?
–
Mówię, że masz rację – powtórzyła. – To jest szlak handlowy. W dawnych czasach
wiele ludzkich istnień przemierzało tymi drogami do czasu pewnej katastrofy.
–
Co się stało? – spytała bezmyślnie Penelopa. Ugryzła się w język za swą
głupotę, ale ciekawość wygrywała ze zdrowym rozsądkiem w takich chwilach. Czasu
nie dało się cofnąć, więc skierowała głowę w kierunku nieznajomej, oczekując od
niej wyjaśnień.
–
Nie pamiętasz, prawda?
Pokręciła
głową przecząco. Jak miałam pamiętać,
skoro jeszcze nie było mnie wtedy na świecie, dziwiła się, ale dalej nie
drążyła tematu. Zdała sobie sprawę z tego, iż chłód rozwiał się. Gleba pod
stopami stała się bardziej grzęzła. Buty lepiły jej się do podłoża. Ruchy
dziewczyny były wyraźnie utrudnione, choć ten problem nie obejmował Kobiety w
Czerni. Swobodnie kroczyła, jakby znajdowała kawałki ziemi, które nie uległy
zmianie stanu skupienia.
–
Patrz i ucz się – szepnęła dama.
Zrobiła
z dłoni daszek i obejrzała dokładnie zarośniętą przestrzeń przed nimi.
–
Na co mam patrzeć? – spytała zniecierpliwiona.
Niepokojące
milczenie trwało i trwało. Zdenerwowanie sięgnęło apogeum. Penelopa zacisnęła
pięść. Z największą ochotą nauczyłaby Kobiety w Czerni trochę kultury – gdyby
jej osoba nie znikła. Gdziekolwiek nie szukała, po prostu jej nie było.
Pozostawiła Rosińską samotnie w dziczy, nawet nie zapewniając jej bezpiecznego
powrotu do zamczyska.
–
Trudno. – Wzruszyła ramionami. – Zastanawiam się, co jest za tymi krzakami.
Podrapała
się po głowie, po czym wyjęła z własnych włosów kilka obeschniętych liści i
robaka, którego nazwy nie chciała poznać. Rzuciła biedną istotkę za siebie, nie
bacząc na jego bezpieczeństwo. Ręce wepchnęła niedbale do kieszeni i
zamlaskała. Pewność, którą jeszcze tak niedawno emanowała, obróciła się w
proch. Nie wiedziała, co ma czynić ani jak wykorzystać wskazówki, jakie
pozostawiła jej nieznajoma. Gdzie miała szukać odpowiedzi, kiedy wokół rosły
jedynie drzewa?
Jednak
ucieczka Wiedźmy Wymiarów zniszczyła jeszcze jedną zaletę – brak ciszy. Ciągły
brak możliwości konwersacji z żywymi istotami był nadzwyczaj irytujący,
szczególnie dla Penelopy, która w genach miała gadatliwość (choć sama nie
wiedziała po kim).
Ta
właśnie cisza sprawiła, że odgłos szurania przykuł tak znaczącą część uwagi
dziewczyny. Krążyła wokół własnej osi, poszukując źródła problemów, lecz
jedynie mała kupka liści, która powoli zaczęła się rozsuwać, mogła stanowić
źródło tego dźwięku. Była to niewielka zbieranina już zeschniętych liści, które
musiały opaść już dawno. Wykorzystane jako schronienie przez małego potworka, a
teraz opuszczane przez niego w poszukiwaniu nowego domu.
Jakie
stworzenie mogło kryć się w tym niewielkim domku? Znając encyklopedię
mitologicznych stworzeń, można było dojść do wniosku, że należy uciekać.
Aczkolwiek Penelopa stała i przyglądała się pełna fascynacji, kiedy mały
pyszczek wyskoczył znad kupki. Słodki, z trzema cienkimi wąsikami po obu swych
stronach. Uszy pojawiły się zaraz potem, wyprostowując się niczym naciągnięta
wcześniej sprężyna. Wydostawanie się królika z domku sprawiało mu trudność,
więc Penelopa litościwie stanęła przed zwierzęciem i chwyciła je łapczywie w
swoje dłonie, zanim „mityczna istota” zdążyła uciec. Króliczek wyrywał się, ale
gdy tylko ułożyła go wygodnie wzdłuż ręki, zamarł.
–
Jakiś ty śliczny – powiedziała łagodnie. – Zawsze chciałam mieć domowe
zwierzątko.
Pogłaskała
stworzonko po szarym futerku.
–
Nazwę cię… – Zawahała się. Nigdy nie potrzebowała wyszukiwać imienia dla
kogokolwiek czy czegokolwiek, więc nie wiedziała, od której strony ma się
zabrać za czynność. – Może, van Hellsing? – zaproponowała, choć oczywistym
było, że królik nie odpowie.
Rozpięła
bluzę i włożyła do niej zwierzątko, następnie wpychając dół ubrania w spodnie.
Szczęście nie znało swych granic. Znalezienie nowego towarzysza było niczym
wybawienie z samotności. I możliwe właśnie to spotkanie sprawiło, iż Penelopa
nie poczuła nagłego wzrostu temperatury. Już na wcześniejszych etapach wędrówki
zimno zaczęło ustępować, ale tym razem gorąco stawało się nie do zniesienia.
Nowy
stan zainteresował Rosińską na tyle, że wyjrzała za krzaków, które rosły na
wysokość trzech metrów. Z trudem odepchnęła na boki ostre gałęzie,
pozostawiając na swoim ciele liczne zadrapania. Jednak nadal chroniła van
Hellsinga przed jakimkolwiek zetknięciem z groźnymi kolcami.
Kiedy
wydrążyła wystarczający otwór, pochyliła się i odnalazła prawdziwy powód
wzrostu temperatury. Wydawało się, iż sen stał się rzeczywistością. Ogniste
jęzory syczały na powietrzni lawowego morza. Ogromne bąble buchały jedne za
drugimi, wydobywając z siebie groźną parę wodną. Ogniste morze płonęło groźnie,
sycząc groźnie, jakby Penelopa znalazła się w samym przedsionku piekła.
Czerwone grzęzawisko zdawało się nie mieć granic. Sięgało daleko poza
widoczność Penelopy, co tylko potęgowało w niej przekonanie, że to jedynie sen.
Zlękniona
cofnęła się. Upadła boleśnie na pośladki, lecz prędko podniosła się i biegiem
ruszyła ku zamczysku, w którym musiała znaleźć Erica. Czas się kończył. Sen czy
nie, nie miała czasu roztrząsać, która z opcji jest prawdziwa.
Lewą
ręką przytrzymała króliczka, by tylko nie wypadł ze swojej kryjówki, a drugą
zaczęła szaleńczo machać, jak miała to w zwyczaju robić. Wolała pograć w
siatkówkę – jej ulubiony sport – ale narzekanie na zły dobór dyscypliny przez
bogów nie mógł w niczym pomóc.
–
Zatrzymaj się. – Posłusznie wykonała polecenie. Stanęła na baczność, choć nie
wydawała ciału najmniejszego polecenia.
Co ja robię? – pomyślała. Cień przemknął przed jej
oczyma. Nie była to już Kobieta w Czerni, a demon, który wcześniej ścigał ją w
zamczysku. Lewitował nad ziemią, w ogóle nie zwracając uwagi na Penelopę, która
stała dokładnie obok niego. Po prostu przeleciał, a gdy to uczynił, dziewczyna
ruszyła za nim. Poddana pod moc nieznanej siły, śledziła „dementora”, który
kierował się w wyraźnie wyznaczone miejsce.
Zatrzymali
się dopiero przy trzech wykonanych grobach. Ich głębokość i dokładność
wydrążenia dziwiła dziewczynę, która natychmiast nabrała podejrzeń.
Istota
w kapturze krzyknęła i bezwładnie opuściła głowę. Przestała się ruszać.
Penelopa wątpliwie dotknęła „dementora” w okolicy ramienia, ale ten nadal nie
wykazywał żadnych oznak życia.
–
Przepraszam? – odezwała się do dawnego przeciwnika. Nie ufała nieznajomemu, ale
chciała znać powód, dla którego przybyła właśnie do tego miejsca.
Groby
zostały wykopane w pospolitym i nieznaczącym miejscu. Nie różniło się niczym od
poprzedniej części lasu, ale może właśnie w tym tkwiła niezwykłość pochówku. Z
dala od świata, bezceremonialnie, niczym morderstwo.
Nagły
ruch w bluzie kobiety wytrącił ją z równowagi.
–
Ej, van Hellsing, spokój! – krzyknęła, starając się zachować równowagę.
Wpadnięcie do grobu należało do ostatnich rzeczy, których marzyła doświadczyć.
Dlatego położyła dłoń na ramieniu „dementora” i odzyskała pion. Kiwnęła głową w
podzięce i w ramach przeprosin.
Istota
powoli zaczęła kłaniać się ku otworowi. Jakby w spowolnionym tempie opadała, aż
gwałtownie osunęła się w stronę pustej przestrzeni i wpadła do własnego
sarkofagu.
–
Nie! – wrzasnęła, ale reakcja przyszła za późno. – Co mam robić? Co mam robić?
– pytała w paranoi. Aczkolwiek żaden dźwięk nie zaczął dobiegać z dziury.
Wychyliła się i dopiero wtedy dostrzegła fragment głowy tajemniczego
prześladowcy. Trudno było nazwać część ciała głową, gdy jedynym widokiem była
ubrudzona czaszka, lecz nazewnictwo nie stanowiło teraz problemu. Kłopotem
stanowił fakt, że „dementor” był martwy jeszcze wtedy, gdy go po raz pierwszy
spotkała.
Zamyśliła
się.
–
Albo ktoś pociągał za sznurki, albo faktycznie on żył, będąc martwy.
Skomplikowane. – Machnęła ręką. Mimo obojętności zaraz rzekła: – Trzy groby
niczym trzy zdrady. Trzech doznasz zdrad,
gdy bóg jeden będzie wielce rad… – powtórzyła słowa Mojr. – Bogiem może być Ares,
ale teraz już sama w to wątpię. Jeśli misja mi się uda, mimo trzech zdrad, on
nie będzie zadowolony. Jednak może istnieć bóg, którego ucieszą i trzy zdrady,
i moje zwycięstwo… Trzy groby, trzy zdrady… Czyżby zdrajcy zginęli? Chyba że… –
Zatrzymała się w pół zdania.
Na swych plecach poczuła niebywałe ciepło, które
wyparowała, gdy chłód grobu ją pochłoną. Opadła szybko, zanim zdążyła podjąć
jakiekolwiek działanie po popchnięciu. Nawet nie krzyknęła, tylko dała się
objąć mrokowi i uratować van Hellsinga, który spoczywał w jej bluzie.
Opowieść z pisania tego rozdziału. Otóż to był najbardziej poprawiany rozdział. Niektóre fragmenty usuwałam i pisałam od nowa kilka razy. A jak efekt? Sami oceńcie, choć mam dziwne wrażenie, że za mało opisów, że za szybko się to dzieje (a kiedy pisałam, wydawało się, że za wolno idzie...).
PYTANIE:
Kto wrzucił Penelopę do grobu?
UWAGA!!!
Nowy rozdział może się nie pojawić przez najbliższy miesiąc, ewentualnie 3 tygodnie. Dlaczego? Jest ku temu kilka powodów, nie chcę się roztrząsać, zobaczycie o co chodzi niedługo. Ogólnie chodzi o korektę bloga. Mam nadzieję, że nie zrezygnujecie z czytania, że poczekacie :)
Ciągle nie mogę się przyzwyczaić. Piszesz tak pięknie, tak inspirująco... Ja się zakochałam! Chciałam pisać tak jak Ty i może jeszcze uda mi się być lepszą, oby ;x Naprawdę, zawsze czytam to opowiadanie z zapartym tchem, wciągam się i naawet nie wiem, kiedy kończę. To jest takie... MAgiczne :x
OdpowiedzUsuńCiekawe jest to miejsce, do którego trafiła Penelopa. Ale dlaczego tam nie ma Erica? Bardzo mi go brakowało. Dlaczego zniknął? Musiał być jakiś powód! Ja to wiem! I się dowiem, mam nadzieję.
Wiedźma jest dość dziwna, ale interesującą postacią. Taka tajemnicza i nawet małomówna. Nie mogę się doczekać nowego rozdziału :) Bardzo szybko je dodajesz, to spoko! :D
Pozdrowionka :)
Ps. Wybacz mi, że tak krótko, ale śpiąca jestem, cały dzień mam do dupy, a jeśli nie dziś, to nie chciałam za tydzień czytać ;-;
A wybaczam, ale nie wiem nawet co skoro nic się nie stało. Bardzo dziękuję za komentarz i cieszę się, że moje wypociny ci się podobają. Naprawdę nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy!
UsuńOczywiście o Ericu dowiesz się w kolejnym rozdziale, natomiast Penelopa nadal jest w świecie bogów :)
Pozdrawiam
van Hellsing xD i poprawiłaś mi humor na cały dzień. Też miałam królika, ale wziął i zwiał :(
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i to pojawienie się Wiedźmy Wymiarów. Ale dalej brak mi Erica, przynajmniej coś o nim będzie w kolejnym rozdziale ^^
Odpowiedź: Marne szanse, ale obstawiam, że WW.
Weny i sprawnego kompa!
O! Nic dziwnego że zwiał. Moja kuzynka ma królika i jak to małe gówienko się ruszy, to złapać je jest cholernie trudno!
UsuńNiby nie lubię spoilerów, ale zdradzę, że cały kolejny rozdział należy do Erica!
Dziękuję ślicznie.1 Wena jest, a komp na szczęście sprawny!
Eric! Jestem pewna że to Eric zdradził Penelope i wrzucił ją! Cholerna szuja!
OdpowiedzUsuńDobra, uwielbiam go.
Rozdział dobrze ci wyszedł, tempo idealne.
Wtf z tą wiedźmą? To znaczy dobrze ją przedstawiłaś i w ogóle, ale jakaś taka dziwna...
Wybacz że tak krótko, nie mam weny do pisania komentarzy.
Pozdrawiam :)
P.S. organizuję blogową akcję. Gdybyś chciała się dołączyć, byłabym szczęśliwa. Wszystkie informacje na tem temat na kupuaola.blogspot.com
Ok, rozumiem. Nie ma problemu, dzięki za komentarz.
UsuńOgólnie mogę już powiedzieć, że Wiedźma będzie bohaterką innej serii, więc tam się głównie wyjaśni kim jest ta kobieta.
I ciekawy pomysł, ale niczego nie zdradzę! Trzeba czekać ;)
Pozdrawiam