Penelopa wyszła z domu Pavora. Doszła
pod niemal samą furtkę, gdy zatrzymała się. Żałowała swojej decyzji — kolejnego
pokazu pełni dojrzałości.
— Już trzeci raz w tym miesiącu — szepnęła,
uderzając się delikatnie pięścią w głowę.
Przystanęła na środku chodnika,
spoglądając w kierunku uliczki, przez którą właśnie przejechał srebrny mercedes
— samochód, o którym marzył jej ojciec.
Odwróciła się i usiadła na schodach
prowadzających do głównego wejścia. Przysunęła kolana do piersi, poprawiając
kucyk, z którego kilka kosmyków zdążyło czmychnąć podczas walki.
Czas mijał, lecz nie podjęła żadnej
decyzji. Może liczyła, że Pavor sam wyjdzie z mieszkania i jakaś „opatrzność”
sprawi, że rozwiązanie z tej sytuacji znajdzie się samo.
Wyrwała kilka chwastów z chodnika i
zaczęła rwać je na mniejsze fragmenty. Rzucała je wokół siebie, czekając. W
końcu podniosła się i podeszła pod drzwi. Już miała zapukać, gdy usłyszała
rozmowę dobiegającą ze środka.
— Ktoś u niego jest? — zdziwiła się i
zaciekawiła. Mimowolnie próbowała wychwycić urywki konwersacji.
Nagły rumor przerwał podsłuchiwanie.
Dziewczyna podskoczyła z przerażenia.
Chwyciła się za ręką za pierś, w której
serce zaczęło bić jak oszalałe. W tej chwili jednak bardziej martwiła się o
mistrza i o to, co się dzieje w domu.
Miała zamiar już wejść do środka, gdy
nagle dotarło do niej, że dźwięk wcale nie pochodził z wnętrza budynku.
Czuła, że coś znajduje się za nią.
Pot spłynął po jej twarzy. Zadrżała
przez powiew chłodnego powietrza.
Zastanawiała się, czy odwrócenie się
jest dobrym pomysłem. Pavor zawsze nakazywał jej ostrożność, lecz nie chciała
za wcześnie wzywać mężczyzny, gdyby chodziło tylko o przewrócone wiadro.
Położyła palec na dzwonku od domu.
Powoli przekręciła głowę i wtedy dostrzegła
leżące przy furtce od posesji niemowlę zawinięte w biały kocyk. Drobne rączki
wystawały znad materiału, a samo maleństwo płakało. Coś pękło w sercu Penelopy,
a matczyny instynkt nie pozwolił jej zostawić dziecka samego.
— Spokojnie — powiedziała. — Nic ci nie
grozi.
Zamarła, gdy odsunęła się kawałek od
drzwi.
Znajdowała się tak blisko ulicy,
przyglądała się jej przez dłuższy czas, więc skąd nagle wzięło za furtką
niemowlę? Nie słyszała nawet, by ktoś otwierał wejście — stare, ciągle
skrzypiące żelastwo, którego Pavor nigdy nie raczył naoliwić czy wyczyścić.
To nie było dziecko…
Ponownie wbiegła na schody, gdy nagle poczuła
ukłucie w kostce. Wtem upadła boleśnie na schody. Zebrała się do się krzyku,
lecz tajemnicze macki o kolorze intensywnego fioletu owinęły się wokół jej ust.
Nie była w stanie wydać choćby jednego dźwięku.
Ucisk na nodze zacisnął się i bestia
pociągnęła ją ku sobie. Wyciągnęła ręce w głupiej nadziei, że jeszcze dosięgnie
dzwonka — myliła się.
Nie myślała. Ignorowała cały ból, jaki
przysparzało jej każde uderzenie o schodek. Pragnęła tylko wezwać Pavora i nic
więcej.
Złapała się za barierkę, a wolną ręką
sięgnęła do ust. Wystarczyły tylko usta, by krzyknąć. Dłoń jednak przeszła jej
przez fioletową materię.
Zakrztusiła się.
Dziecko ciągnęło ją. Coraz mocniej i
mocniej. Miała wrażenie, że za moment jej noga zostanie wyrwana z ciała. Otarcia
na dłoniach doszły aż do krwi. Barierka zrobiła się śliska, sprawiając, że już
dłużej nie mogła się utrzymać.
Puściła.
Z impetem pognała na dziecko, zyskując
jedyną szansę na uwolnienie się. Kopnęła je prosto w mały brzuszek; bez
najmniejszego zawahania czy współczucia. Upadła na chodnik, gdy rozniósł się
rozczulający płacz dziecka. Fioletowe macki zniknęły na moment, a ona krzyknęła
jak najgłośniej tylko potrafiła:
— POMOCY!
Pavor nie znał innego zakończenia
rozmowy niż ta, która miała miejsce przed chwilą. Od kiedy przyjął do siebie
Penelopę, jako swoją uczennicę, nieustannie zmagał się z ciężkim charakterem dziecka,
dziewczynki, a teraz już dorosłej kobiety; zawsze nabuzowanej i obrażającej się
o byle co, by później żałować czynu i przepraszać po stokroć. Tym razem jednak
czuł, że dziewczyna pragnęła szczerej rozmowy
— Dlaczego do niej przyszłaś? — zapytał
na głos, licząc, że odpowiedź stąpi nieoczekiwanie z Olimpu.
Prychnął i wrócił do kuchni, wykładając
na stół telefon. Zamierzał czekać na wiadomość od Penelopy z przeprosinami,
choćby miał na to przeznaczyć cały dzień.
Wziął łyk jeszcze gorącej kawy,
rozkoszując się aksamitnym, słodko-gorzkim smakiem napoju. Penelopa wiedziała,
co lubi, w jakich ilościach i o jakich porach. Często sądził, że zna go na
wylot. Wtedy jednak przypominał sobie, że ukrywa przed nią tak wiele.
Od kilkunastu lat próbował zachowywać
dystans. Tylko przypadkowo zmienił się on w nietypową relację między upadłym z
Olimpu a człowiekiem. Trenował ją, nauczał o historii bogów, o istniejących
prawach w świecie mitologicznym, a także był jej mentorem i przyjacielem, gdy
go potrzebowała.
Pavor pokręcił głową, uznając, że za
bardzo przejął się losem Penelopy. Dziś była jeszcze młodą dziewczyną, lecz
wystarczyło kilkadziesiąt lat, by patrzeć na jej śmierć. Nie były mu potrzebne
uczucia związane z tak bolesną rozłąką.
— Musisz się powstrzymywać — rozkazał
sobie, biorąc do ust kolejny łyk kawy.
— Dlaczego? — usłyszał dobiegający zza
niego głos.
Mężczyzna zachłysnął się, wypluwając
napój strumieniem. Podszedł do zlewu i przemył twarz, lecz nic nie mogło zmyć z
niego wstydu. Dał się podejść — już trzeci raz w tygodniu. On — wyszkolony
wojownik.
Eleonora zaśmiała się złośliwie.
Stanęła w progu, dumnie wypinając pierś. Cieszyła się ze zrobionego Pavorowi
„niewinnego” żarciku. Jednak widząc zirytowanie w oczach mężczyzny,
zaprzestała.
Usiadła grzecznie przy stole,
poprawiając długą, czarną suknię na ramiączkach, która przylegała do jej
kobiecego ciała. Włosy miała zaplecione w gruby warkocz, opadającego na jej
nagie plecy. Niewątpliwie kusiła swym wyglądem.
Pavor znał ją od wieków i tak samo
reagował za każdym razem, kiedy tylko ją ujrzał. Pragnął dotknąć jej mlecznej
skóry i zdjąć z niej zbędny materiał, który niepotrzebnie przysłaniał jej
piękne ciało.
— Przerażają mnie twoje myśli —
odezwała się Eleonora, zaglądając do umysłu mężczyzny.
Posłała mu powabny uśmieszek.
Pavor nic nie odpowiedział. Nie dawał
się sprowokować. Przysiadł naprzeciw kobiety, odstawiając na bok kubek z kawą;
kolejny raz nie chciał się zalać.
— Widzę, że Penelopa uciekła od ciebie
— podjęła kolejną próbę konwersacji.
— Nic nowego — odparł krótko.
Elenora sięgnęła po kawę, którą
zostawiła Penelopa. Napiła się łyka. Raptownie wstała, podeszła do zlewu i
wypluła wszystko do niego. Napiła się z dzbanka wody, przepłukując jamę ustną,
aby tylko pozbyć się tego okropnego smaku.
— Obrzydliwe — skomentowała,
wystawiając język. Skrzywiła się z obrzydzenia. — Penelopa ma ponad dwadzieścia
lat.
— Wiem.
— Potrafiłeś zadawać z dużo, dużo
młodszymi dziewczętami — podkreśliła.
Pavor zadrżał. Stwierdzenie Eleonory na
moment wytrąciło go z równowagi. Nigdy nie myślał w ten sposób o podopiecznej.
Zawsze uważał ją za „małe stworzonko”, którym musiał się nieustannie opiekować;
nie za dorosłą kobietę.
— Martwisz się o nią — kontynuowała,
gdy Pavor nadal milczał.
— Dobrze! — Uderzył dłońmi o stół ze
złości. — Chcesz rozmowy, proszę bardzo. Co chcesz wiedzieć?
— Traktujesz mnie oschle! — Oburzyła
się. — Nie widzisz, że pragnę tylko pomóc?
— Dziękuję, ale twa pomoc sprawiła, że
zostałem wygnany, tułam się po ziemskim padole i jeszcze muszę męczyć się z tą
wiecznie obrażającą się na mnie dziewczyną. Czy tak, na Zeusa, ma wyglądać
pomoc według ciebie, o wielka pani? — spytał drwiąco.
Teatralnie rozłożyła ręce. Bawiły ją
narzekania mężczyzny. Oburzał się, jak gdyby miał cokolwiek dopowiedzenia w
swojej kwestii. On i Penelopa byli tylko pyłkami wszechświata, które
niepotrzebne napatoczyły się i weszły w ogromny wir przeznaczenia. I dlatego
mieli istnieć dla niej; świadomie czy nie.
— Teraz milczysz, mieszańcu? — spytał.
Kobieta nie odpowiedziała.
Powstała i podeszła do zlewu,
odkręcając wodę. Siłą umysłu rozkazała strumieniowi zmienić kierunek, prowadząc
go w stronę nieświadomego Pavora. Jedno życzenie wystarczyło, by płynna
substancja zmieniła się w ostry, lodowy szpikulec. Skierowała go w stronę mężczyzny.
— Pavorku, Pavorku — uśmiechnęła się —
bacz na słowa.
Szpikulec przeszył powietrze i wbił się
w ścianę, zaraz za Pavorem.
Na oczy Eleonory zstąpiła czerń. Skóra
poszarzała, a na jej powierzchnię wybiły się czarne żyły. Przychylała głowę to
na prawą, to na lewą stronę, lustrując Pavora ze wszystkich stron, aż zamieniła
się w ciemny dym, który przemknął przez sufit i zatrzymał się dopiero za
upadłym. Chłodne ręce złapały go za szyję, stopniowo zaciskając uścisk.
— Lubię być miła — szepnęła
złowieszczo, ponownie przyjmując ludzką formę. — Lubię być podobna do ludzi,
więc nie każ mi stawiać się tym czymś i korzystać z mocy, proszę? Pytaj i
przestań się ze mną bawić!
Pavor nieznacznie, lecz wyczuwalnie,
kiwnął głową, dzięki czemu uścisk Eleonory całkowicie się zwolnił. Jej rozkaz
był absolutny. Zawładną każdą komórką jego ciała, nakazując podążać zgodnie ze
słowami tej tajemniczej kobiety. Bał się mocy Eleonory, zdolności do
kontrolowania niemal wszystkiego za pomocą swojego umysłu. Przerażała go, ale
próbował nie okazywać tego strachu.
— Nie umiesz panować nad emocjami —
powiedział, masując obolałą szyję.
Odsunął się od Eleonory.
Krzesło przechyliło się wraz z nim. Z
hukiem upadła na podłogę, uderzając się głową o twardą powierzchnię.
— Umiem. —Prychnęła. — Gdybym naprawdę
przestała trzymać emocje na wodzy, z ciebie zostałaby tylko namiastka
wspomnień.
— Dlaczego Afrodyta przyszła z
ostrzeżeniami do Penelopy? — spytał cicho, dalej słuchając rozkazu kobiety.
— Bo tak zdecydowało przeznaczenie.
— Czasy się zmieniają, a przeznaczenie
przestaje istnieć! — rzekł przekonująco. — Mam rację, prawda?
Eleonora pokręciła głową i mruknęła:
— Każde życie pojawia się w jakimś celu
na tym świecie.
— Ale przeznaczenie da się
przezwyciężyć…
— Czasami nie da się nic zmienić, a los
Penelopy został już przesądzony. Wiem, kochasz ją, ale musisz się z tym
pogodzić.
— Nie kocham jej — zaprzeczył
stanowczo.
Posłała mężczyźnie ciepły uśmiech i
dumnie uniosła głowę.
— Jeśli nie kochasz Penelopy, to
pogodzisz się z jej przeznaczeniem.
— Ja… — Przerwał, nie dokończając już
zdania. Usiadł jedynie przy stole i przeczesał palcami włosy. Pavor doskonale wiedział
o prawach, które rządziły Olimpem i resztą świata, lecz nadal nie umiał się
pogodzić z tym, że los Penelopy był z góry przesądzony. I choć go nie znał,
wcześniejsze doświadczenia z fatum nauczyły go, że nie zwiastuje nic dobrego.
Usłyszeli
równocześnie trzask.
Skierowali wzrok w stronę frontowych
drzwi. Rozległo się szuranie, potem cisza i ponowny trzask. Zaniepokojony
natychmiast wstał. Musiał sprawdzić, co dzieje się na zewnątrz. Nagłe rozległ
się wrzask:
— POMOCY!
Nie mam zbyt wielkiej weny do komentowania, a więc napiszę tylko:
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, podobało mi się. Za zakończenie w takim momencie jestem zła (ale że sama potrafię skończyć w super momencie to rozumiem) ;/
Weny <3
Spoko, sama ostatnio nie mam weny do komentarzy, więc cieszę się, że rozdział się spodobał, bo to chyba najważniejsze. Rozdział się zakończył jak zakończył, ale powiem, że w harmonogramie mam rozdział na 10.03, więc strasznie długo nie trzeba będzie czekać. A poza tym jeszcze gorzej będę kończyła rozdziały ;)
UsuńWielkie dzięki i pozdrawiam
Nie pamiętam - znowu - tej sceny, ale nadal jestem zachwycona! W ogóle to jak wymyśliłaś całą fabułę opowiadania, o w mordę jeża, naprawdę... Wszystko dokładnie porozkładałaś, starannie opisałaś, tak z sercem. Uważam, że to jest po prostu dar. Tak pisać można tylko mając wielki talent i tyle XD
OdpowiedzUsuńPavor wyznaje uczucia? To coś nowego chyba :D Będzie trójkącik miłosny z tym chłopakiem, który zabierze ją w podróż? Uhuhu, naprawdę ciekawią mnie dalsze losy zarówno jego, jak i Penelopy :D
Swoją drogą, niezła akcja z tym niemowlęciem, olaboga, od teraz nienawidzę dzieci xDDD
A to nic dziwnego, bo tej sceny nie było w pierwszej wersji :) Dodałam ją przez wzgląd na relacje Penelopy i Pavora.
UsuńI naprawdę cieszę się, że mój styl pisania i samo opowiadanie ci się podobają. Ja będę starała się tylko coraz lepiej pisać, bo wiem, że jeszcze nad wieloma rzeczami warto byłoby popracować :) Dodam także, że ze światem mitów greckich nie będę się żegnać i już mam w planach drugi plan z inna główną bohaterką w święcie podziemia "Echo z zaświatów" i oczywiście część poświęconej Eleonorze :)
No i Pavor nie do końca wyznaje uczucia, bo on kocha Penelopę, ale to jeszcze nie jest relacja mężczyzna-kobieta. Zna ją od wielu, wielu lat, widział, jak dorastała, a poza tym była chyba jedyną kobietą, z którą ma i miał takie relacje podczas życia w Polsce. Ogólnie nie chcę niczego zdradzać, bo naprawdę dużo zmieniłam w tej kwestii, ale faktycznie chcę "pogłębić" relacje Pavora i Penelopy. Kurcze, nowy paring "Pape".
Jeszce akcja z niemowlęciem się wyjaśni, bo to trochę grubsza sprawa ;)
Wielkie dzięki za komentarz!!! Nowy rozdział już wkrótce, bo w przyszłym tygodniu ;)
Wreszcie tu dotarłam :D
OdpowiedzUsuńParę rzeczy mi zgrzytało, między innymi to, że kilka razy napisałaś 'ciało Penelopy/dziewczyny', co... No, niezbyt pasuje :D Wystarczyło po prostu napisać Penelopa/dziewczyna, bo ciało to co najwyżej martwe może być :D
Coś jeszcze mi nie pasowało, ale nie mogę sobie przypomnieć, co ^^'
Poza tym, strasznie irytuje mnie, kiedy bohaterowie mówią sami do siebie. Ale to nie błąd, po prostu takie osobiste odczucie :)
Za Pavorem nie przepadam, a Eleonora... Sama nie wiem. Dziwna jest, ale chyba nie mam jakiejś większej opinii na jej temat. Jeszcze.
A ta akcja na końcu rozdziału... Wft o.O Nie mam pojęcia, co się dzieje :D
Pozdrawiam i czekam na następny :D
Ok, dzięki za uwagę. Pewnie jeszcze raz przejrzę rozdział i popoprawiam, póki wszystko "świeże".
UsuńWielkie dzięki za szczery komentarz ;)
Dzień dobry. Wróciłam do blogosfery, więc zabieram się za nadrabianie.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że z kobietą najtrudniej mu się będzie użerać. To na dodatek najdłuższy okres, więc krzyżyk na drogę, Pavor.
(— Dlaczego do niej przyszłaś? — zapytał na głos, licząc, że odpowiedź stąpi nieoczekiwanie z Olimpu). Miłe porównanie do mitologicznego tworka.
(Wziął łyk jeszcze gorącej kawy, rozkoszując się aksamitnym, słodko-gorzkim smakiem napoju, który uczennica sporządzała z umiejętnościami profesjonalnego baristy). Zawsze uważałam napój za złe określenie kawy. Tu w zasadzie nawet niepotrzebne żadne określenie synonimiczne.
Przy opisie Eleonory nagromadziłaś sporo zaimków. Za dużo (ona) różnie odmienionych. Takie powtórzenia dobrze nie wyglądają.
( — Przerażają mnie twoje myśli — odezwała się Eleonora, zaglądając do umysłu mężczyzny). Przydatna umiejętność.
Tak, rozumiem uczucia Pavora. Jak się kim zajmujesz, opiekujesz, obserwujesz proces dorastania, to potem nie jest taką typową kobietą, na którą można patrzyć pod t y m kontem. Przynajmniej w większości przypadków. Tak mi się przynajmniej wydaje.
(Jam jest Eleonora!). Yay, puszy się jak sam Zeus.
(Na jej oczy zstąpiła czysta czerń, która zmieniła nawet białka w ciemność). Myślę, że lepiej brzmiałoby coś w stylu: Na jej oczy zstąpiła czysta czerń, która ogarnęła nawet białka.
Kochasz ją Pavor, strasznie kochasz. Dziwna mi się trochę wydaje ta relacja po nowym rozdziale.
Och, dziecina. Ciekawe któż to?
Ajj, mocna końcówka. Czyli nie tylko ja lubię dręczyć cliffhangerami. Otwarte zakończenia zawsze i wszędzie. Och, to szczęście Penelopy.
Do kolejnego, spokojnej nocy,
mendoid Corteen
Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi! Faktycznie niepotrzebny ten napój, ale tak to jest... Człowiek sprawa po 10 razy i dopiero za 11 coś odkrywa albo i za 20... Dlatego dziękuję ślicznie za ich wypisanie, przy sprawdzaniu kiedyśtam wezmę je pod uwagę!
UsuńI cieszę się, że końcówka się spodobała!
Pozdrawiam i dzięki za kom!