Rozpaczliwy wrzask Lamii uniósł się
echem po Lublinie.
Erik skoczył na plecy bestii, wbijając
sztylet w jej kark. Zawiesił się na dawnej piękności, która walczyła ze wszystkich
sił, aby tylko zrzucić go z siebie. Machała w szaleństwie lewą ręką, lecz nie
dosięgała Erika. Nagle wypuściła trzymane przez siebie dziecko, odpychając je w
stronę zniszczonych bloków.
Penelopa zignorowała tajemniczego
mężczyznę i szybko pochwyciła dziewczynkę, która prawie upadła na bruk
niedaleko niej. Zachwiała się. W ostatniej chwili odzyskała równowagę,
wykorzystując do tego lewą, nadwyrężoną nogę. Wygięła się, biorąc głęboki haust
powietrza. Żółć podeszła jej do gardła, pozostawiając w ustach gorzki,
obrzydliwy smak. Nasilające się od jakiegoś czasu pieczenie w łydce było niczym
w porównaniu do tego, co promieniowało z drugiej kończyny. Zacisnęła pięści,
aby tylko nie wydać najmniejszego dźwięku i tym samym nie wzbudzić niczyjej
uwagi. Z trudem podniosła się, podpierając się o rozwaloną część budynku. Nie
zapomniała również o dziecku. Było naprawdę ciężkie, a może po prostu brakowało
jej sił…
Niespodziewanie ogromne kłęby kurzu
rozniosły się wraz z wiatrem.
Lamia pochwyciła Erika z obu storn, gdy
tylko uwolniła drugą kończynę, i rzuciła nim w stronę ulicy. Mężczyzna zdążył
wyjąć sztylet, zanim to się stało. Podniósł się sprawnie, stając naprzeciw
Lamii, która w pełni swej nienawiści zaczęła rozwalać wszystko na swojej
drodze. Zamachnęła się.
Uchylił się, a pazury przecięły
powietrze.
Zaraz Lamia machnęła długim, wężowym
ogonem, na którym wciąż widniał ślad po walce z Pavorem. Rana rozwaliła się,
brocząc bruk rzadką krwią. Lamia zachwiała się na, nie mogąc utrzymać
równowagi.
— Nie, nie, nie! Nie pozwolę! —
ryknęła. — Oddajcie mi moje dzieci!!!
Erik posłał Lamii blady uśmiech.
Zacisnął mocniej dłoń na sztylecie,
wahając się. Nie chciał zabijać tej istoty, tylko zmusić do porzucenia tego
miejsca.
— Odejdź, a obiecuję, że nic ci się nie
stanie — zadeklarował ciepłym głosem, który jednak nie wystarczył Lamii.
Kobieta zasyczała, biorąc ciało martwej
matki dziewczynki i rozszarpując je na kilka kawałków. Rzuciła rękę i nogę w
stronę Erika. Uchylił się przed niespodziewanym atakiem gniewu Lamii, nie spuszczając
z niej oczu. Co ona robi?, zapytał w
myślach, nagle wyskakując w jej stronę. Wystarczyło tylko ją unieruchomić i
wydostać się z Penelopą z Polski.
Stanął na wybrukowanej powierzchni,
którą pokrywały krwawe, śliskie plamy. Nieostrożnie postawił nogę, poślizgując
się niedaleko jezdni. W ostatniej chwili przekręcił ciało, nie waląc głową w
krawężnik. Zamroczyło go. Usłyszał trąbienie. Szybko przekręcił się, po czym
odepchnął się rękoma od jezdni. Pionowo stanął na rękach. Podskoczył i wrócił
na równe nogi, w ostatniej chwili unikając nadjeżdżającego z naprzeciwka
samochodu.
Ogon Lamii wbił się w jego brzuch,
odrzucając go kilka metrów od kobiety.
— Mały żołnierzyk nie dostał od
przeklętej ATENY — wrzasnęła — żadnej zabaweczki — dokończyła spokojniej. —
Malutkie dziecko, takie… bezbronne? — Zaśmiała się.
Naostrzyła pazury o konstrukcję
latarni, wijąc się ku Ericowi, który wciąż próbował się ogarnąć. Mężczyzna
przetarł twarz, rozmazując krew po policzku i czole. Dostał dreszczy. Było to
nieprzyjemne uczucie. Żałował, że nie zaatakował wcześniej, zanim Lamia zaczęła
rzucać w niego kończynami niewinnej kobiety.
Zacisnął mocniej dłoń na rękojeści
sztyletu, kierując go w stronę Lamii.
Wahał się, nie chciał zabijać kobiety,
która z winy bogów stała się takim potworem — i nie ona jedyna. Jednak teraz
priorytetem była Penelopa.
Zamachnął się sztyletem, lecz bez
najmniejszych problemów Lamia uniknęła ciosu. Znalazła się za Erikiem, próbując
wziąć go w swoje objęcia.
Mężczyzna uchylił się, przejeżdżając
ostrzem po wężowej skórze.
Lamia krzyknęła rozpaczliwie,
zakrywając dłonią ranę. Krew sączyła się z rany, spływając do studzienki.
Bestia z trudem utrzymywała się na ogonie, zdając sobie sprawę, że nie wyjdzie
z tej walki żywa.
Odwróciła się, uciekając między budynki.
Erik okazał się szybszy.
Wskoczył na nią od tyłu, przykładając
sztylet do szyi. Kobieta zaorała jego ramię, lecz za płytko. Mężczyzna tylko
wykrzywił twarz z bólu. Przejechał bronią po krtani Lamii, przecinając ją. Krew
trysnęła z rany na znajdujące się przed nimi ławki.
Erik puścił kobietę i stanął na twardej
powierzchni.
Upadła, trzęsąc się w konwulsjach. Jej
ciało podskakiwało. Wyciągała dłoń w nadziei, że jeszcze uda jej się dosięgnąć
ławki, wstać i zabić Erika. Jednak nie była w stanie wykonać najmniejszych
ruchów. Traciła dostęp do powietrza. Z drugiej strony przyjemne ciepło spływało
po jej szyi; takie pieszczotliwe, inne niż sądziła.
— Przepraszam. — Erik stanął za nią,
ciesząc, że mimo wszystko to koniec. — Przepraszam również, panienko — zwrócił
się do Penelopy, powoli odwracając się w jej stronę — że to tak długo trwało i
naraziłem cię na niebezpieczeństwo, ale… — Zamarł.
Penelopa zniknęła.
Pokręcił głową, rozglądając się, ale
nic mu się nie przywidziało. Podczas walki nie znalazł nawet chwili na
przypilnowanie nowego celu, ale spodziewał się, że z obrażeniami nóg nie ruszy
się z miejsca; pomylił się.
Spojrzał na konającą Lamię.
Powinien zostać z nią do ostatnich
chwil, ale uznał, że ważniejsze są teraz poszukiwania dziewczyny. Nie mogła
zajść daleko. Znajdzie ją — a przynajmniej tak sądził.
Po raz ostatni odwrócił się z stronę
Lamii, która w końcu przestała się ruszać. Machnął ręką na pozostawione ciało,
obiecując sobie, że później po nią wróci, i zniknął między blokami małego
osiedla.
Lamia uśmiechnęła się.
Powstała, długimi palcami muskając po
czerwonych śladzie, który pozostawił jej sztylet. Czuła pieczenie i
nieprzyjemne swędzenie, ale nic poza tym. Wciąż żyła, choć jeszcze chwilę temu
wydawało się, że jej życie zakończy się w tak odrażający sposób.
Sztylet jej nie zabił…
— Mały chłopcze, dziękuję — szepnęła
słodko, powracając do świata bogów, w którym zamierzała czekać na przybycie
Penelopy i Erika. Czekać i rozszarpać ich za to, co jej uczynili, szczególnie
teraz, gdy wiedziała, że sztylet nie zabija istot mitologicznych, a jedynie
samych bogów.
Penelopa oddychała nierówno i ciężko —
w przeciwieństwie do dziecka, które niosła na swoich plecach. Czuła na karku
zanikający oddech małej i powiększający się jej ciężar. Penelopa traciła siły;
nie tylko z powodu zmęczenia biegiem, ale również przez zranioną nogę. Każdy
krok kończył się dla niej bolesnym impulsem, który promieniował z rannej
kończyny. Powtarzała sobie, że już niedaleko, choć w głębi serca była świadoma,
że nie ucieknie tajemniczemu mężczyźnie.
Odwróciła się na chwilę. Nie zauważyła
ani nie usłyszała nadchodzącego Erika, ale odniosła wrażenie, że znajduje się
kilka kroków za nią.
Skrzywiła się, a po jej policzku
spłynęło kilka łez. Ból stawał się nie do zniesienia. Z trudem, ale podjęła
decyzję o pozostawieniu dziecka. Wmówiła sobie, że dziewczynka jest już
bezpieczna, że to nie jej szukają.
— Proszę zaczekać! — krzyknęła
Penelopa, dostrzegając wychodzącą z Żabki kobietę z zakupami.
— Jezus Maria! — Wypuściła dwie siatki,
rozrzucając zakupy po chodniku. — Co się stało?
Penelopa, cała brudna i zakrwawiona,
przystanęła nad ławką i na nią opuściła nieprzytomną dziewczynkę. Przypadkowa
kobieta podbiegła do nich, dotykając policzka dziecka.
— Chryste, co się stało? — powtórzyła
pytanie, ale Penelopa nie zareagowała. — Co się stało?! — Kobieta niemal
wrzasnęła.
Penelopa podskoczyła w miejscu z
przerażenia, łapiąc się dłonią za krwawiące ramię. Wcześniej nie zwróciła na
nie uwagi przez niesione na plecach dziecko, lecz teraz zaczęło coraz mocniej
dawać o sobie znać.
Spojrzała na kobietę i ze łzami w
oczach wyjęczała:
— W okolicy grasuje niebezpieczny
morderca, który zabił jej matkę. Ja z nią uciekłam, ale nie mam już sił. Proszę
zadzwonić po policję i karetkę.
— Boże. — Złapała się za usta. — Już,
już dzwonię. Ty… usiądź…
Kobieta rozejrzała się za torebką,
którą w całym zamieszaniu zostawiła przy zakupach. Wzięła ją, jedynie na moment
spuszczając z oczu ranne dziewczyny. Penelopa wykorzystała tę szansę. Nie mogła
tu zostać chwili dłużej; nie zniosłaby, gdyby kolejny raz naraziła niewinne
osoby.
Kuśtykając, odeszła w miarę szybko,
ignorując wołania kobiety, która zdecydowała się ostatecznie zostać przy
dziecku — i za to Penelopa była jej wdzięczna. Sama zacisnęła mocno zęby,
próbując wmówić sobie, że nic jej nie boli. Jednak z rany na ramieniu krew zaczęła
się coraz mocniej sączyć. Prowadząca do niej ścieżka z krwi stała się
widoczniejsza. On mnie znajdzie, pomyślała,
zaciskając powieki. Pozostała tylko nikła nadzieja na to, że Lamia zatrzymała
go wystarczająco długo, by dać szansę Penelopie na dotarcie na drugą stronę
ulicy, gdzie tłum ukryłby ją.
— Stój! — rozległ się krzyk.
Odwróciła się.
Erik biegł ku niej z prędkością, która
nie mogła należeć do człowieka. Przedzierał się przez krzaki na skróty, aż
wskoczył na dach garażu i wylądował tuż przed przestraszoną Penelopą. Dłużej
już nie uciekła. Zdała sobie sprawę, że w tej sytuacji nie ma szans ani na
ucieczkę, ani na wygraną w walce.
— Proszę, uspokój się — powiedział
ciepłym, niemal kojącym głosem.
Penelopa niemal dała się nabrać na jego
sztuczki. Znała ten czarujący uśmieszek, który przypominał jej o napotkanym
dawniej Narcyzie. Cofnęła się nieznacznie. Za nią znajdowało się niewielkie
podwyższenie. Liczyła, że jeśli na nie upadnie i kopnie Erika, zdoła zyskać
czas i ukryć się.
— Nawet nie próbuj — odezwał się, choć
tak naprawdę nie znał jej zamiarów. Erik tylko podejrzewał, że dziewczyna może
próbować uciec od niego.
Mężczyzna zauważył ranne ramię, które
należało natychmiast opatrzyć. Z daleka widział, że kuśtyka, więc nie mógł
dłużej jej na swobodne niszczenie ciała.
Gwałtownie ruszył.
Złapał Penelopę w nadgarstku,
przyciągając ją do siebie. Wykonał zamach stopą, podcinając ją w kostkach.
Upadła na chodnik, uderzając kolanami o bruk. Poczuła, jak ciepła krew
przesiąka przez jej spodnie. Erik przycisnął dziewczynę do ziemi i złapał w
nadgarstku, zaciskając na nim za mocno dłoń. Penelopa krzyknęła z bólu, mimo to
nie poluzował uścisku. Wyjął z kieszeni mały splot kilku żywych nici,
ukształtowanych w pierścień. Niczym węże wiły się wokół siebie, a kiedy założył
je na palec Penelopy, dopasowały się do kształtu kończyny.
— Czego chcesz?! — wrzasnęła.
Podniósł się, puszczając ją.
— Przepraszam, ale musiałem to zrobić —
wydyszał. — Naprawdę musisz mi wybaczyć.
Penelopa odsunęła się, aczkolwiek znowu
została przyciągnęła do Erika. Pierścień na palcu zacisnął się jeszcze
bardziej, obcierając skórę dziewczynę aż do krwi.
Erik złapał ją, po czym pokręcił
niewinnie głową i poprawił pierścień. Musnął opuszkami palców jej szorstką
dłoń.
— Musisz uważać, bo coś takiego
naprawdę może urwać palca — ostrzegł ją.
Wyrwała rękę i siadła na podwyższeniu,
niemal płacząc. Przeszła tak niewielki kawałek, a już zaczęła mieć wrażenie, że
nieznana siła przyciąga ją z powrotem do Erika. Walczyła z nią, lecz
bezskutecznie. Pociągnęła za splot nici, ale nie dała rady zdjąć jej z siebie.
Spojrzała na Erika ostrym,
przeszywającym wzrokiem, który nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Mężczyzna
rozejrzał się, upewniając, że w najbliższym otoczeniu nikogo nie ma. Kolejni
świadkowie mogliby wzbudzić tylko niepotrzebne zainteresowanie. Następnie
przykucnął przed Penelopą, ocierając dużą dłonią nieogolony zarost.
— Proszę, pomóż mi — oświadczył ku
zaskoczeniu dziewczyny.
Skrzywiła się, nie rozumiejąc, czego od
niej oczekuje. Odsunęła się jeszcze kawałek, lecz zaraz splot nici przypomniał
jej, by nie wykonywała tak bezsensownych ruchów.
Erik westchnął ciężko. Przyklęknął
przed Penelopą, złapał za jej dłoń i złożył na niej subtelny pocałunek.
Dziewczyn gwałtownie odsunęła od siebie rękę jak poparzona. Musiała minąć
chwila, by pojęła, co tak naprawdę zrobił mężczyzna.
— Zapomniałem o manierach, panienko —
odpowiedział, jakby czytał Penelopie w myślach. Schylił przed nią głowę. —
Wybaczysz mi?
Panienko?
Penelopa raptownie zasłoniła rękoma
usta, z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Zachowanie Erika
bawiło ją i, zarazem, niepokoiło. Gra aktorska Erika była nienaganna,
aczkolwiek Penelopa od razu ją przejrzała. Mężczyzna zachowywał się za
idealnie, jak znużony swoją rolą aktor, który jednak pragnie zachować pozory
swojej doskonałości. Piękny, tajemniczy, troskliwy i, przede wszystkim,
starający się oddziaływać na emocje Erik przypominał sztuczną lalkę, robota,
którego wyuczono kilku stałych kwestii.
— W czym mam ci pomóc? — zapytała w
końcu Penelopa, przerywając ciszę.
Erik odetchnął z ulgą, chyląc głowę ku
podłożu. Na ustach zagościł jakby wymalowany uśmiech, perfekcyjny i niezwykle
kuszący.
W sercu Penelopy zagościło ciepło.
Zacisnęła pięść na piersi, powtarzając sobie, że nie może poddać się sztuczkom
tego człowieka. Od początku podejrzewała, z kim ma do czynienia, a mimo to
dawała sobą manipulować. Z wyglądu nie był przystojniejszy od Pavora, ale z
zachowania przypominał księcia, który w pewnym etapie życia był wymarzonym
mężem każdej dziewczynki.
— I co mi zrobiłeś? — dopytała,
wskazując na pierścień ze sznurów.
— Przepraszam, ale nie chciałem byś
znowu uciekła przede mną, dlatego musiałem ci go nałożyć. Można powiedzieć, że
jest to wynalazek naszych czasów, choć bazuje na przedmiotach z mitologii. Jego
nazwa to „Węzeł Gordyjski” — wyjaśnił w końcu.
Erik popełnił podstawowy błąd - nie dobił wroga, tylko odszedł, pozostawiając go na śmierć. Mam wrażenie, że Lamia wróci i sprawi, że tego pożałuje ;)
OdpowiedzUsuńAle tak poza tym, to nawet go lubię ;) Czemu Penelopa tak przed nim uciekała?
Pozdrawiam ^^
No popełnił, popełnił :)
UsuńDlaczego? Jeszcze to wyjaśnię, ale:
1) znajdowała się w niebezpiecznym miejscu. W każdej chwili Erik mógł przegrać, a ona mogła zginąć.
2) Pavor zawsze jej wpajał ucieczkę. Nie miała podstaw, żadnych podstaw, by zaufać Erikowi.
To takie dwa najważniejsze powody.
Dziękuję ogromnie za komentarz :)