niedziela, 17 września 2017

Rozdział 12 — Węzeł

Rozpaczliwy wrzask Lamii uniósł się echem po Lublinie.
Erik skoczył na plecy bestii, wbijając sztylet w jej kark. Zawiesił się na dawnej piękności, która walczyła ze wszystkich sił, aby tylko zrzucić go z siebie. Machała w szaleństwie lewą ręką, lecz nie dosięgała Erika. Nagle wypuściła trzymane przez siebie dziecko, odpychając je w stronę zniszczonych bloków.
Penelopa zignorowała tajemniczego mężczyznę i szybko pochwyciła dziewczynkę, która prawie upadła na bruk niedaleko niej. Zachwiała się. W ostatniej chwili odzyskała równowagę, wykorzystując do tego lewą, nadwyrężoną nogę. Wygięła się, biorąc głęboki haust powietrza. Żółć podeszła jej do gardła, pozostawiając w ustach gorzki, obrzydliwy smak. Nasilające się od jakiegoś czasu pieczenie w łydce było niczym w porównaniu do tego, co promieniowało z drugiej kończyny. Zacisnęła pięści, aby tylko nie wydać najmniejszego dźwięku i tym samym nie wzbudzić niczyjej uwagi. Z trudem podniosła się, podpierając się o rozwaloną część budynku. Nie zapomniała również o dziecku. Było naprawdę ciężkie, a może po prostu brakowało jej sił…
Niespodziewanie ogromne kłęby kurzu rozniosły się wraz z wiatrem.
Lamia pochwyciła Erika z obu storn, gdy tylko uwolniła drugą kończynę, i rzuciła nim w stronę ulicy. Mężczyzna zdążył wyjąć sztylet, zanim to się stało. Podniósł się sprawnie, stając naprzeciw Lamii, która w pełni swej nienawiści zaczęła rozwalać wszystko na swojej drodze. Zamachnęła się.
Uchylił się, a pazury przecięły powietrze.
Zaraz Lamia machnęła długim, wężowym ogonem, na którym wciąż widniał ślad po walce z Pavorem. Rana rozwaliła się, brocząc bruk rzadką krwią. Lamia zachwiała się na, nie mogąc utrzymać równowagi.
— Nie, nie, nie! Nie pozwolę! — ryknęła. — Oddajcie mi moje dzieci!!!
Erik posłał Lamii blady uśmiech.
Zacisnął mocniej dłoń na sztylecie, wahając się. Nie chciał zabijać tej istoty, tylko zmusić do porzucenia tego miejsca.
— Odejdź, a obiecuję, że nic ci się nie stanie — zadeklarował ciepłym głosem, który jednak nie wystarczył Lamii.
Kobieta zasyczała, biorąc ciało martwej matki dziewczynki i rozszarpując je na kilka kawałków. Rzuciła rękę i nogę w stronę Erika. Uchylił się przed niespodziewanym atakiem gniewu Lamii, nie spuszczając z niej oczu. Co ona robi?, zapytał w myślach, nagle wyskakując w jej stronę. Wystarczyło tylko ją unieruchomić i wydostać się z Penelopą z Polski.
Stanął na wybrukowanej powierzchni, którą pokrywały krwawe, śliskie plamy. Nieostrożnie postawił nogę, poślizgując się niedaleko jezdni. W ostatniej chwili przekręcił ciało, nie waląc głową w krawężnik. Zamroczyło go. Usłyszał trąbienie. Szybko przekręcił się, po czym odepchnął się rękoma od jezdni. Pionowo stanął na rękach. Podskoczył i wrócił na równe nogi, w ostatniej chwili unikając nadjeżdżającego z naprzeciwka samochodu.
Ogon Lamii wbił się w jego brzuch, odrzucając go kilka metrów od kobiety.
— Mały żołnierzyk nie dostał od przeklętej ATENY — wrzasnęła — żadnej zabaweczki — dokończyła spokojniej. — Malutkie dziecko, takie… bezbronne? — Zaśmiała się.
Naostrzyła pazury o konstrukcję latarni, wijąc się ku Ericowi, który wciąż próbował się ogarnąć. Mężczyzna przetarł twarz, rozmazując krew po policzku i czole. Dostał dreszczy. Było to nieprzyjemne uczucie. Żałował, że nie zaatakował wcześniej, zanim Lamia zaczęła rzucać w niego kończynami niewinnej kobiety.
Zacisnął mocniej dłoń na rękojeści sztyletu, kierując go w stronę Lamii.
Wahał się, nie chciał zabijać kobiety, która z winy bogów stała się takim potworem — i nie ona jedyna. Jednak teraz priorytetem była Penelopa.
Zamachnął się sztyletem, lecz bez najmniejszych problemów Lamia uniknęła ciosu. Znalazła się za Erikiem, próbując wziąć go w swoje objęcia.
Mężczyzna uchylił się, przejeżdżając ostrzem po wężowej skórze.
Lamia krzyknęła rozpaczliwie, zakrywając dłonią ranę. Krew sączyła się z rany, spływając do studzienki. Bestia z trudem utrzymywała się na ogonie, zdając sobie sprawę, że nie wyjdzie z tej walki żywa.
Odwróciła się, uciekając między budynki.
Erik okazał się szybszy.
Wskoczył na nią od tyłu, przykładając sztylet do szyi. Kobieta zaorała jego ramię, lecz za płytko. Mężczyzna tylko wykrzywił twarz z bólu. Przejechał bronią po krtani Lamii, przecinając ją. Krew trysnęła z rany na znajdujące się przed nimi ławki.
Erik puścił kobietę i stanął na twardej powierzchni.
Upadła, trzęsąc się w konwulsjach. Jej ciało podskakiwało. Wyciągała dłoń w nadziei, że jeszcze uda jej się dosięgnąć ławki, wstać i zabić Erika. Jednak nie była w stanie wykonać najmniejszych ruchów. Traciła dostęp do powietrza. Z drugiej strony przyjemne ciepło spływało po jej szyi; takie pieszczotliwe, inne niż sądziła.
— Przepraszam. — Erik stanął za nią, ciesząc, że mimo wszystko to koniec. — Przepraszam również, panienko — zwrócił się do Penelopy, powoli odwracając się w jej stronę — że to tak długo trwało i naraziłem cię na niebezpieczeństwo, ale… — Zamarł.
Penelopa zniknęła.
Pokręcił głową, rozglądając się, ale nic mu się nie przywidziało. Podczas walki nie znalazł nawet chwili na przypilnowanie nowego celu, ale spodziewał się, że z obrażeniami nóg nie ruszy się z miejsca; pomylił się.
Spojrzał na konającą Lamię.
Powinien zostać z nią do ostatnich chwil, ale uznał, że ważniejsze są teraz poszukiwania dziewczyny. Nie mogła zajść daleko. Znajdzie ją — a przynajmniej tak sądził.
Po raz ostatni odwrócił się z stronę Lamii, która w końcu przestała się ruszać. Machnął ręką na pozostawione ciało, obiecując sobie, że później po nią wróci, i zniknął między blokami małego osiedla.
Lamia uśmiechnęła się.
Powstała, długimi palcami muskając po czerwonych śladzie, który pozostawił jej sztylet. Czuła pieczenie i nieprzyjemne swędzenie, ale nic poza tym. Wciąż żyła, choć jeszcze chwilę temu wydawało się, że jej życie zakończy się w tak odrażający sposób.
Sztylet jej nie zabił…
— Mały chłopcze, dziękuję — szepnęła słodko, powracając do świata bogów, w którym zamierzała czekać na przybycie Penelopy i Erika. Czekać i rozszarpać ich za to, co jej uczynili, szczególnie teraz, gdy wiedziała, że sztylet nie zabija istot mitologicznych, a jedynie samych bogów.
Penelopa oddychała nierówno i ciężko — w przeciwieństwie do dziecka, które niosła na swoich plecach. Czuła na karku zanikający oddech małej i powiększający się jej ciężar. Penelopa traciła siły; nie tylko z powodu zmęczenia biegiem, ale również przez zranioną nogę. Każdy krok kończył się dla niej bolesnym impulsem, który promieniował z rannej kończyny. Powtarzała sobie, że już niedaleko, choć w głębi serca była świadoma, że nie ucieknie tajemniczemu mężczyźnie.
Odwróciła się na chwilę. Nie zauważyła ani nie usłyszała nadchodzącego Erika, ale odniosła wrażenie, że znajduje się kilka kroków za nią.
Skrzywiła się, a po jej policzku spłynęło kilka łez. Ból stawał się nie do zniesienia. Z trudem, ale podjęła decyzję o pozostawieniu dziecka. Wmówiła sobie, że dziewczynka jest już bezpieczna, że to nie jej szukają.
— Proszę zaczekać! — krzyknęła Penelopa, dostrzegając wychodzącą z Żabki kobietę z zakupami.
— Jezus Maria! — Wypuściła dwie siatki, rozrzucając zakupy po chodniku. — Co się stało?
Penelopa, cała brudna i zakrwawiona, przystanęła nad ławką i na nią opuściła nieprzytomną dziewczynkę. Przypadkowa kobieta podbiegła do nich, dotykając policzka dziecka.
— Chryste, co się stało? — powtórzyła pytanie, ale Penelopa nie zareagowała. — Co się stało?! — Kobieta niemal wrzasnęła.
Penelopa podskoczyła w miejscu z przerażenia, łapiąc się dłonią za krwawiące ramię. Wcześniej nie zwróciła na nie uwagi przez niesione na plecach dziecko, lecz teraz zaczęło coraz mocniej dawać o sobie znać.
Spojrzała na kobietę i ze łzami w oczach wyjęczała:
— W okolicy grasuje niebezpieczny morderca, który zabił jej matkę. Ja z nią uciekłam, ale nie mam już sił. Proszę zadzwonić po policję i karetkę.
— Boże. — Złapała się za usta. — Już, już dzwonię. Ty… usiądź…
Kobieta rozejrzała się za torebką, którą w całym zamieszaniu zostawiła przy zakupach. Wzięła ją, jedynie na moment spuszczając z oczu ranne dziewczyny. Penelopa wykorzystała tę szansę. Nie mogła tu zostać chwili dłużej; nie zniosłaby, gdyby kolejny raz naraziła niewinne osoby.
Kuśtykając, odeszła w miarę szybko, ignorując wołania kobiety, która zdecydowała się ostatecznie zostać przy dziecku — i za to Penelopa była jej wdzięczna. Sama zacisnęła mocno zęby, próbując wmówić sobie, że nic jej nie boli. Jednak z rany na ramieniu krew zaczęła się coraz mocniej sączyć. Prowadząca do niej ścieżka z krwi stała się widoczniejsza. On mnie znajdzie, pomyślała, zaciskając powieki. Pozostała tylko nikła nadzieja na to, że Lamia zatrzymała go wystarczająco długo, by dać szansę Penelopie na dotarcie na drugą stronę ulicy, gdzie tłum ukryłby ją.
— Stój! — rozległ się krzyk.
Odwróciła się.
Erik biegł ku niej z prędkością, która nie mogła należeć do człowieka. Przedzierał się przez krzaki na skróty, aż wskoczył na dach garażu i wylądował tuż przed przestraszoną Penelopą. Dłużej już nie uciekła. Zdała sobie sprawę, że w tej sytuacji nie ma szans ani na ucieczkę, ani na wygraną w walce.
— Proszę, uspokój się — powiedział ciepłym, niemal kojącym głosem.
Penelopa niemal dała się nabrać na jego sztuczki. Znała ten czarujący uśmieszek, który przypominał jej o napotkanym dawniej Narcyzie. Cofnęła się nieznacznie. Za nią znajdowało się niewielkie podwyższenie. Liczyła, że jeśli na nie upadnie i kopnie Erika, zdoła zyskać czas i ukryć się.
— Nawet nie próbuj — odezwał się, choć tak naprawdę nie znał jej zamiarów. Erik tylko podejrzewał, że dziewczyna może próbować uciec od niego.
Mężczyzna zauważył ranne ramię, które należało natychmiast opatrzyć. Z daleka widział, że kuśtyka, więc nie mógł dłużej jej na swobodne niszczenie ciała.
Gwałtownie ruszył.
Złapał Penelopę w nadgarstku, przyciągając ją do siebie. Wykonał zamach stopą, podcinając ją w kostkach. Upadła na chodnik, uderzając kolanami o bruk. Poczuła, jak ciepła krew przesiąka przez jej spodnie. Erik przycisnął dziewczynę do ziemi i złapał w nadgarstku, zaciskając na nim za mocno dłoń. Penelopa krzyknęła z bólu, mimo to nie poluzował uścisku. Wyjął z kieszeni mały splot kilku żywych nici, ukształtowanych w pierścień. Niczym węże wiły się wokół siebie, a kiedy założył je na palec Penelopy, dopasowały się do kształtu kończyny.
— Czego chcesz?! — wrzasnęła.
Podniósł się, puszczając ją.
— Przepraszam, ale musiałem to zrobić — wydyszał. — Naprawdę musisz mi wybaczyć.
Penelopa odsunęła się, aczkolwiek znowu została przyciągnęła do Erika. Pierścień na palcu zacisnął się jeszcze bardziej, obcierając skórę dziewczynę aż do krwi.
Erik złapał ją, po czym pokręcił niewinnie głową i poprawił pierścień. Musnął opuszkami palców jej szorstką dłoń.
— Musisz uważać, bo coś takiego naprawdę może urwać palca — ostrzegł ją.
Wyrwała rękę i siadła na podwyższeniu, niemal płacząc. Przeszła tak niewielki kawałek, a już zaczęła mieć wrażenie, że nieznana siła przyciąga ją z powrotem do Erika. Walczyła z nią, lecz bezskutecznie. Pociągnęła za splot nici, ale nie dała rady zdjąć jej z siebie.
Spojrzała na Erika ostrym, przeszywającym wzrokiem, który nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Mężczyzna rozejrzał się, upewniając, że w najbliższym otoczeniu nikogo nie ma. Kolejni świadkowie mogliby wzbudzić tylko niepotrzebne zainteresowanie. Następnie przykucnął przed Penelopą, ocierając dużą dłonią nieogolony zarost.
— Proszę, pomóż mi — oświadczył ku zaskoczeniu dziewczyny.
Skrzywiła się, nie rozumiejąc, czego od niej oczekuje. Odsunęła się jeszcze kawałek, lecz zaraz splot nici przypomniał jej, by nie wykonywała tak bezsensownych ruchów.
Erik westchnął ciężko. Przyklęknął przed Penelopą, złapał za jej dłoń i złożył na niej subtelny pocałunek. Dziewczyn gwałtownie odsunęła od siebie rękę jak poparzona. Musiała minąć chwila, by pojęła, co tak naprawdę zrobił mężczyzna.
— Zapomniałem o manierach, panienko — odpowiedział, jakby czytał Penelopie w myślach. Schylił przed nią głowę. — Wybaczysz mi?
Panienko? Penelopa raptownie zasłoniła rękoma usta, z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Zachowanie Erika bawiło ją i, zarazem, niepokoiło. Gra aktorska Erika była nienaganna, aczkolwiek Penelopa od razu ją przejrzała. Mężczyzna zachowywał się za idealnie, jak znużony swoją rolą aktor, który jednak pragnie zachować pozory swojej doskonałości. Piękny, tajemniczy, troskliwy i, przede wszystkim, starający się oddziaływać na emocje Erik przypominał sztuczną lalkę, robota, którego wyuczono kilku stałych kwestii.
— W czym mam ci pomóc? — zapytała w końcu Penelopa, przerywając ciszę.
Erik odetchnął z ulgą, chyląc głowę ku podłożu. Na ustach zagościł jakby wymalowany uśmiech, perfekcyjny i niezwykle kuszący.
W sercu Penelopy zagościło ciepło. Zacisnęła pięść na piersi, powtarzając sobie, że nie może poddać się sztuczkom tego człowieka. Od początku podejrzewała, z kim ma do czynienia, a mimo to dawała sobą manipulować. Z wyglądu nie był przystojniejszy od Pavora, ale z zachowania przypominał księcia, który w pewnym etapie życia był wymarzonym mężem każdej dziewczynki.
— I co mi zrobiłeś? — dopytała, wskazując na pierścień ze sznurów.
— Przepraszam, ale nie chciałem byś znowu uciekła przede mną, dlatego musiałem ci go nałożyć. Można powiedzieć, że jest to wynalazek naszych czasów, choć bazuje na przedmiotach z mitologii. Jego nazwa to „Węzeł Gordyjski” — wyjaśnił w końcu.

2 komentarze:

  1. Erik popełnił podstawowy błąd - nie dobił wroga, tylko odszedł, pozostawiając go na śmierć. Mam wrażenie, że Lamia wróci i sprawi, że tego pożałuje ;)
    Ale tak poza tym, to nawet go lubię ;) Czemu Penelopa tak przed nim uciekała?

    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popełnił, popełnił :)
      Dlaczego? Jeszcze to wyjaśnię, ale:
      1) znajdowała się w niebezpiecznym miejscu. W każdej chwili Erik mógł przegrać, a ona mogła zginąć.
      2) Pavor zawsze jej wpajał ucieczkę. Nie miała podstaw, żadnych podstaw, by zaufać Erikowi.
      To takie dwa najważniejsze powody.
      Dziękuję ogromnie za komentarz :)

      Usuń