Atena nie odezwała się choćby słowem
przez cały monolog Afrodyty. Słuchała z pełnym skupieniem, przyjmując do siebie
każde wypowiedziane słowo. Jednak kiedy nastało milczenie, Atena westchnęła
cicho i oświadczyła:
— Nie potrzebuję walczyć z moim bratem,
by udowodnić, że jestem od niego lepsza. Dzięki konfliktowi między nami mogę
chociaż trochę odwieść Eleonorę od działań, zniszczyć ją, nie łamiąc
przyrzeczenia, które dałam Wielkiemu Ojcu. A Ares? To tylko głupia kupa mięśni,
która walczy w moje imię, myśląc, że działa przeciwko mnie. Ma sztylet
potrafiący nas zabić? Nadal żyję. — Wskazała na siebie. — Ma serce Zapomnianej
Bogini? I co z tego? On nie potrafi myśleć, nie umie wykorzystać okazji.
Wyszła na zewnątrz, zabierając ze sobą
ukochaną włócznię, która do tej pory stała oparta o altankę. Obróciła ją w
dłoni i gwałtownie wymierzyła trzon w krtań Afrodyty. Zimne ostrze dotknęło
nieskazitelnej skóry bogini miłości, sprawiając, że nieprzyjemne dreszcze
przeszły przez jej ciało. Afrodyta opuściła głowę ku podłożu, zamykając oczy, by
moment zastanowić się nad tym, co dalej ma począć. Nie zaprzeczała — przerażał
ją chłód wydobywający się z oczu Ateny. Jej obojętność zatrważała i, choć nawet
najbardziej ostre ostrze nie było zdolne przebić ciała boga, to nadal obawiała
się o własne życie. W myślach Ateny unosiły się kuszenia, które zachęcały ją do
pozbycia się problemu, do zabicia Afrodyty. Bogini miłości wsłuchiwała się w
każde słowo, czując, z jak wielkimi pragnieniami walczy córka Zeusa.
Niespodziewanie obie kobiety zwróciły
się w jednym kierunku, równocześnie wyczuwając przybycie człowieka do świata
bogów.
— Wszystko wiem i wszystko, co wiem,
musi zostać spełnione — powiedziała niemal szeptem Atena. — Wejdź! — zwróciła
się do mężczyzny stojącego przy wejściu.
Afrodyta niemal natychmiast przybliżyła
palec do broni i odsunęła ją od siebie. Przysunęła się do znanego jej
mężczyzny, do Strażnika Miecza i jednego z wiernych sług Ateny, Erika. Położyła
dłoń na jego policzku, muskając znajdujące się pod krótkimi włoskami blizny z
dawnych wojen. Pamiętała go jeszcze jako niedojrzałego chłopca, biegającego
wraz z przyjaciółmi po pałacu bogów, by po raz pierwszy zostać przedstawionym
Zeusowi. Teraz jednak Erik przewyższał boginię o głowę, a jego mięśnie napinały
się jak u prawdziwego wojownika, choć nie przypominał w niczym Aresa.
— Witaj, Strażniku — przywitała się,
gładząc opuszkami palców po zarośniętych policzkach.
— Witaj, Afrodyto — odparł sucho. —
Pozdrawiam cię, wielka Ateno. Zrobiłem, co nakazałaś.
Afrodyta raptownie odwróciła się i
zajadle spojrzała na Atenę, szukając w jej postawie jakichkolwiek odpowiedzi.
Jednak kiedy wyraz twarzy kobiety nie zmienił się, bogini miłości spytała:
— Coś ty narobiła, głupia?
— Głupia? — odpowiedziała pytaniem. —
Ares zabił dla mnie Zapomnianą Boginię, zdobył jej serce i musi teraz nauczyć
się je kontrolować. Zanim tego dokona, Erik pójdzie do Penelopy i zabierze ją
do naszego świata. Eleonora tym razem nic nie może zrobić, więc… — Rozłożyła
ręce. — Jestem przygotowana.
Wskazała dłonią na Erika, który trzymał
nieustannie rękę w kieszeni. Stał wyprostowany, kierując swe spojrzenie gdzieś
w nieznanym kierunku, aby tylko nie patrzeć na boginię.
Afrodyta cofnęła się nieznacznie,
potajemnie szukając drogi ucieczki. Powoli rozglądała się za najlepszymi
możliwościami, choć miała nadzieję, że wystarczy jej mocy na oczarowanie Erika
i przedostanie się obok niego.
Niedaleko samego ogrodu rozległy się
hałasy. Niezwykłe poruszenie zapanowało wśród bogów, a powód takiego wydarzenia
nie był kobiecie znany. Obejrzała się w stronę Ateny, złudnie i niepotrzebnie
szukając wyjaśnień, lecz ta tylko wyprostowała się dumnie. Delikatny uśmiech
objął jej twarz.
— Ateno, czy ty naprawdę nie widzisz,
do czego tak naprawdę dążysz? — spytała Afrodyta, starając się jak najdłużej
podtrzymać rozmowę.
— Dążę do całkowitego zwycięstwa. A to
zwycięstwo nie może zostać mi odebrane przez któregokolwiek z bogów. Erik —
zwróciła się do mężczyzny — pokaż jej.
Erik rozpiął ciemną, skórzaną kurtkę ze
współczesnych czasów, po czym wyjął zza niej wielkie sztylet o długości
trzydziestu centymetrów, zakończony posrebrzaną rączką. Afrodyta nigdy
wcześniej nie widziała broni zdolnej zabić bogów, lecz jedno spojrzenie
wystarczyło jej, by zrozumiała, z czym ma do czynienia. Ostrze potrafiące
przeszyć serce boga i sprawić, że zniknie na zawsze, znajdowało się w zasięgu
dłoni, choć powinno spoczywać w rękach Aresa.
Szaleńcze dreszcze przeszły przez ciało
bogini miłości. Złapała się za ramiona, po czym przesunęła je w okolice złotego
pasa.
— Czy to nie jest… — zaczęła.
— Tak, to jest bliźniaczy sztylet —
dokończyła Atena, podnosząc obraz, który wcześniej Afrodyta odrzuciła.
Otrzepała go z brudu i ponownie położyła w altance. — Kiedy tylko zostały
stworzone, ukryłam oba w różnych miejscach na taką okazję. Ares myśli, że ma
jedyną bron, ale myli się. A wiesz, co to oznacza?
— Że… — Gwałtownie zasłoniła ręką usta
i pognała przed siebie. Nie czekała już dłużej, gdyż uzyskała pewność co do
zamiarów Ateny.
— Każdy bóg, który będzie próbował
zdradzić Zeusa i samemu zdobyć Zapomnianą Boginię, spotka jedyna i słuszna kara
— dokończyła Atena.
Afrodyta raptownie rzuciła się do
biegu, posyłając uśmiech pełen pożądania w stronę Erika, lecz na próżno.
Mężczyzna wymierzył ostrze w stronę Afrodyty, wykonując zamach, gdy kobieta
znalazła się wystarczająco blisko niego. Uchyliła się, uderzając głową o
posadzkę.
Nie zamierzała się poddać. Pragnęła
walczyć z całych sił. Złapała Erika w kostce, po czym przyciągnęła go do
siebie, rzucając nim o kolumnę; za słabo. Na marmurze nie pozostał najmniejszy
ślad po uderzeniu, a mężczyzna natychmiastowo wstał i rzucił się na boginię.
Afrodyta korzystając z ostatnich
sekund, podniosła się i pobiegła w stronę wyjścia, gdy nagle Atena wykręciła
jej nadgarstek i silnie przydusiła do kolumny. Wyrywała się, szarpała, ale
posiadała zbyt mało siły w stosunku do bogini wojny.
— Przepraszam — szepnął Erik,
otrzepując się z kurzu. — Następnym razem…
— Nie przepraszaj — przerwała mu
spokojna Atena. — Podziwiam cię za to, że stawiłeś jej opór. A jeśli chodzi o
ciebie, Afrodyto — zwróciła się bezpośrednio do przetrzymywanej — sprawiasz mi
kłopoty od zarania dziejów. Jednak zawsze i tak korzystam na twoich
działaniach. Powiedziałaś Penelopie, by uważała na mężczyznę za dwa dni,
dlatego Erik uratuje ją jutro... A dzisiaj twój najdroższy mąż przygotował dla
ciebie klatkę za to, że zdradziłaś Zeusa i przeszłaś na stronę Eleonory.
— Na Zeusa, nie obchodzi mnie wasza
przeklęta walka, ale klnę się na moje dzieci, że zabiję cię, Ateno! —
wysyczała.
— Jawny bunt przeciwko Olimpowi.
— Jesteś żałosna. Myślisz, że mądrość
ci wystarczy. Pamiętaj, że miłość zawsze oślepia. Nieważny rozum czy zdrowy
rozsądek, miłość wszystko przyćmi.
Atena zacisnęła uścisk na nadgarstku
Afrodyty, jeszcze mocniej przyciskając ją do kolumny. Oderwała ją gwałtownie od
niej i podepchnęła w stronę altanki, która roztrzaskała się na kilka
fragmentów. Szybko podeszła do pokonanej, łapiąc ją za włosy i szarpiąc za nie.
Atena pociągnęła za sobą boginię miłości, której opór stawał się nieznaczny, aż
w końcu całkowicie zanikł.
— Ateno, może wystarczy… — odezwał się
wstydliwie Erik w chwili słabości. Chciał podejść, przerwać niepotrzebny ciąg
cierpienia i upokorzenia, ale w ostateczności zatrzymał się, pochylając ku
podłożu głowę.
— Zdradziła nas, więc to nie wystarczy
— wyjaśniła. — Powinnaś być tą, którą pożądają, a nie taką, która pożąda. Tak
łatwo dałaś się zmanipulować Eleonorze — słowa skierowała do bogini.
Afrodyta wykręciła głowę, jak najdalej
tylko mogła, by móc popatrzeć Atenie prosto w oczy i rzec:
— To nie ja dałam się ponieść
zazdrości.
— Nie jest znana mi zazdrość.
— Kłamca — odparła lakonicznie. — Nie
rozumiem tylko, dlaczego ten kłamca tak długo czekał, by mnie upokorzyć?
Atena zatrzymała się.
— Chciałam cię posłuchać, zrozumieć,
jakimi emocjami darzysz Pavora czy Eleonorę. Potwierdziłam swoje rację, a teraz
tylko mogę dać Aresowi i Erikowi działać.
Atena skinęła na Erika.
Mężczyźnie wystarczył tylko ten gest.
Skłonił się. Wyszedł z ogrodu, kierując się ku głównej bramie, przez którą mógł
przejść do świata ludzi. Zostawił za sobą dwie kobiety, ale lękał się tego, do
czego będzie zdolna jego bogini, jak daleko się posunie? Teraz jednak zostało
powierzone mu zadanie, które musiał wypełnić za wszelką cenę. Nie miał prawa rozważać
nad decyzjami Ateny, choć nie zawsze wydawały mu się słuszne.
— Nie odwracaj się, nie odwracaj się —
pomrukiwał nieustannie pod nosem.
Nie powinien interesować go los
Afrodyty ani innego boga, który zadrze z Ateną i dopuści się zdrady Olimpu.
Jednak dochodząc do bramy, mimowolnie i nieświadomie zwolnił, aż zatrzymał się.
Do jego uszu nagle doszły krzyki Afrodyty. Podskoczył z przerażenia, a w dłoni
mocno ścisnął sztylet, którego był strażnikiem.
To
nie w tę ziemską dziewczynę winien być wymierzony, pomyślał, choć zaraz skarcił się za to.
Świadomość cierpienia, jakie zadałaby mu Atena, gdyby usłyszała te słowa,
sprawiła, że ruszył przed siebie. Wmawiał sobie, że Afrodyta nie jest w stanie
zginąć od ciosów drugiego boga. Tłumaczenia nie dawały mu satysfakcji, ale
przynajmniej na moment koiły poczucie winy.
Wrzaski stawały się nie do zniesienia,
mimo to żaden z bogów nie wyszedł i nie ruszył na ratunek ukochanej bogini.
Panowała całkowita pustka. Pustka, która nigdy wcześniej nie dosięgnęła Olimpu.
Ogród przechodził w nicość, ściany zlewały się z przejściami do pozostałych
pomieszczeń, blednąc i łącząc się w jedno.
Bezlitosna cisza zapanowała na Górze
Bogów.
***
Penelopa odchyliła głowę do tyłu,
wciągając głęboki haust ciepłego powietrza, aż kichnęła donośnie, strasząc
przechodzącego obok niej psa. Zapięła aż pod samą szyję bluzę, po czym
rozejrzała się wokół placu zabaw w poszukiwaniu Etylii. Driada zazwyczaj nie
wychodziła zaraz po przybyciu Penelopy, ale nigdy nie czekała aż tak długo.
— Gdzie jesteś? — spytała, spoglądając
na godzinę na telefonie; minęło niemal piętnaście minut od jej przyjścia.
Zaniepokojona wstała, podchodząc do
dębu, którym opiekowała się driada. Przybliżyła twarz do kory i szepnęła czule:
— Przepraszam za to, co ostatnio
powiedziałam. Tak naprawdę czuję się zagubiona, a moc sprawiła mi wiele
problemów. Ale nie żałuję, że cię poznałam, wręcz przeciwnie, więc… —
Przełknęła ślinę. — Proszę, wyjdź, Etylio.
Kornelia wyszła zza bloku i gwałtownie
zatrzymała się. Przymknęła powieki, zrobiła z dłoni daszek i skierowała wzrok
prosto na Penelopę, zastanawiając się, co tak naprawdę dziewczyna wyrabia.
Stała oparta twarzą o drzewo i gadała do niego, co poważnie zmartwiło Kornelię.
Rozejrzała się, sprawdzając, czy nikt z natrętnych sąsiadów nie przechodzi
obok, po czym podeszła do Penelopu, zagadując do niej:
— Wiem, że chciałabyś w końcu przeżyć
swój pierwszy pocałunek, ale całowanie się z drzewem nie jest dobrym pomysłem.
Penelopa wzdrygnęła się. Złapała się za
pierś i wzięła głęboki wdech. Jej źrenice rozszerzyły się, a na ciele pojawiła
się gęsia skórka.
— Kurde, wystraszyłaś mnie! — krzyknęła
Penelopa. — I skąd to nagle wredne poczucie humoru?
Wzruszyła ramionami.
— Nauczyłam się od ciebie — wyjaśniła
krótko. — Ale przechodząc do sedna sprawy: dlaczego wypisałaś się ze szpitala?
Kornelia założyła ręce na piersi i
posłała Penelopie przenikliwe spojrzenie, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że
zamierza czekać, aż dostanie odpowiedź. Penelopa tylko westchnęła. Oparła się
plecami o drzewo, w dalszym oczekiwaniu na przybycie Etylii.
— Nie wiem. — Opuściła w bezradności
ręce. — Zachowuję się pewnie jak jakaś gówniara z bajeczek dla nastolatek, ale
przez cały czas… — Zamilkła. Przetarła dłońmi twarz. Była bliska płaczu.
Błądziła wzrokiem po okolicy bez najmniejszego sensu. Czuła się taka zagubiona.
Pomimo milczenia, Kornelia nadal
cierpliwie czekała, aż Penelopa zbierze się na odwagę i w końcu będzie zdolna
kontynuować.
— Czy kiedykolwiek miałaś wrażenie, że
cokolwiek byś nie zrobiła, jakiekolwiek decyzji byś nie podjęła, twoje życie,
działania, plany są z góry ustalone? — spytała, kierując wzrok w stronę
Kornelii.
Dziewczyna podeszła i również oparła
się o dąb.
— Nie lubię planować, bo życie jest
nieprzewidywalne — powiedziała powoli Kornelia.
Penelopa zmarszczyła czoło.
— Ty nie lubisz planować? — dopytała,
po czym ryknęła śmiechem. — A ja myślałam, że to Pavor umie opowiadać najlepsze
bajeczki!
— Haha, bardzo śmieszne. To, że tego
nie lubię, nie oznacza jeszcze, że tego nie robię. Muszę planować, by w końcu
wspomóc rodziców. A tak przy okazji — odezwała się głośniej — wiesz, że w te
wakacje idę na praktyki do banku, w którym pracuje tata? Szef powiedział, że
jeśli sprawdzę się, to może po licencjacie zatrudnią mnie w dziale księgowości!
Penelopa złożyła ręce w geście modlitwy
i krzyknęła:
— Gratulacje! Bogowie bogami, ale życie
toczy się dalej. Ja nawet nie myślałam jeszcze o praktykach, a ty…
— Przestań! — przerwała Kornelia. — Ja
nie mam problemów takiej natury jak ty. Nie porównuj mnie do siebie. Na
początku musisz się uspokoić i wydobrzeć! Dlatego powinnaś wrócić do szpitala i
tam wypocząć.
Dziewczyna miała zamiar od razu
sprzeciwić się pomysłowi Kornelii, ale powstrzymała się. Wydarzenia z
poprzedniego dnia sprawiły, że nie chciała przebywać w obcych miejscach lub w
tych, w których narażała na niebezpieczeństwo bliskie osoby. Ojciec i Kornelia
byli zwykłymi ludźmi, a Pavor wciąż się ukrywał. Liczyła już tylko na ochronę
ze strony Etylii, ale gdy przyszła do ukochanego miejsca, dotarło do niej, że
liście usychają.
Rozejrzała się po raz ostatni w
nadziei, że to tylko jej wyobraźnia, ale na próżno.
Nagle zamarła.
Wbiła wzrok w podłoże, mrugnęła
kilkukrotnie. Raptownie wstała. Błądziła między kolejny drzewami, patrzyła na
przechodniów i w końcu wróciła do zaskoczonej Kornelii.
— Coś się… stało? — spytała wątpliwie Kornelia.
— Nic. — Zadrżała. — Nic. Nic. Nic. —
Złapała się za głowię. — Zawsze w drodze do domu spotykam tyle mitologicznych
istot, a dzisiaj NIC. Tutaj mieszka Etylia, więc powinnam ją spotkać, ale nie
spotkałam. Bałam się pozostać w szpitalu, bo czułam, że muszę tu być… Muszę…
Nie ma mitologicznych stworzeń, wszystko zniknęło.
Shit just got real! :D
OdpowiedzUsuńJest i Erik. Pamiętam go trochę z poprzedniej wersji i wiem, że chyba niezbyt go lubiłam. Ciekawe, czy w tej wersji zyska moją sympatię :D
Afrodyta zginęła czy nie? Bo w sumie ciężko mi stwierdzić po końcówce tego fragmentu z nią, Erikiem i Ateną.
A, Ateny nie lubię. Wkurza mnie :/
Pozdrawiam ^^
kudikot.
Nie, Atena nie mogła zabić Afrodyty :)
UsuńI niech wkurza, nie wolno jej lubić!!!
No, teraz troszkę zmienię Erika, ale sama nie wiem, czy chcę go lubić! Dzięki wielkie za wszystkie komentarze! Ja na pewno zajrzę i przeczytam. Mam nadzieję, że do końca przyszłego tygodnia uda mi sie nadrobić!!