Penelopa uderzyła pięścią o blat stołu.
Notatki zrzuciła na łóżko, nie mając sił, by się nimi zająć. Wiedziała, że nie
powinna tak bardzo przejmować się śmiercią obecnego człowieka. Jednakże wyrzuty
sumienia chodziły za nią i nie oczekiwała, że odejdą prędko.
Spojrzała na godzinę — miała jeszcze
trochę czasu do spotkania z Pavorem. Zastanawiała się, czy nie podejść pod plac
zabaw i tam nie wypocząć, ale pogoda nie sprzyjała temu.
Drzwi od jej pokoju otworzyły się z
impetem.
Przerażona chwyciła stojącą obok niej
lampkę i wycelowała nią w stronę wejścia, wstając.
Zaniemówiła.
Przedmiot wyleciał z jej rąk i
roztrzaskał się o podłogę. Serce zaczęło bić jak szalone, a myśli ogarnęła
zazdrość i zachwyt. Piękno, jakie ujrzała, odebrało jej zdrowy rozsądek.
Afrodyta, pani piękna i miłości,
uśmiechnęła się ciepło. Penelopa zadrżała, nie wierząc, że ktoś może posiadać
tak przepiękny uśmiech. Bogini weszła do pomieszczenia w lekkich podskokach,
zostawiając pod swymi stopami drobne kwiatki i trawę. Dwa gołębie, siedzące na
jej ramieniu, zagruchotały. Afrodyta dała im usiąść na długich palcach. Ominęła
Penelopę i położyła towarzyszy na monitorze.
Afrodyta rozejrzała się. Na jej twarzy
pojawiło się rozczarowanie. Stawiając delikatne kroki, jakby szła po puchu,
podeszła do szafy. Rozsiała na niej mech i kwiaty. Wyrośnięty pąk róży
pochwyciła, rozkoszując się jego słodkim zapachem. Roślina rozkwitła w jej
dłoni.
— Nie sądzisz, że teraz twój pokój jest
piękniejszy? — spytała powabnym głosem.
Okręciła się, a wraz z nią złota
przepaska, która sprawiała, że serca stawały się uległe. A serce Penelopy
zostało skradzione w pełni. Kochała te złote, bujne włosy opadające na plecy
bogini. Jej obfite, ponętne ciało, w które pragnęła się wtulić i nigdy więcej
nie wypuszczać. Kochała. Kochała Afrodytę. I nie umiała jej nie kochać.
— Ja… — Głos ugrzązł Penelopie w
gardle.
— Witaj, kochana! — powiedziała ciepło
Afrodyta. — Mój powóz zostawiłam w przed komnatą obok. Rozkazałam gołębiom
czekać, ale nie umiałam zostawić tej dwójki. — Wskazała na zwierzęta siedzące
na komputerze.
Penelopa nadal milczała.
— Afrodyta. — Wskazała na siebie, po
czym położyła gładką dłoń na policzku Penelopy.
— Afrodyta — powtórzyła. — Witaj, to
znaczy…
Pełne, bladoróżowe usta znalazły się
niemal przed Penelopą. Były tak blisko. Wystarczyło stanąć na palcach i
zanurzyć się w słodkich pocałunkach królowej miłości.
Rumieńce przykryły twarz Penelopy.
— Co tu robisz, o pani? — wydukała w
końcu, unikając wzroku bogini.
Spoglądanie na bogów z daleka nie mogło
się równać ze stanięciem przed nim samym. Dziewczyna czuła blask bijący z
kobiety, który wydawał się przenikać jej ciało. Najskrytsze myśli nie mogły się
uchować przed mocą pani miłości, a w szczególności przed jej magiczną przepaską
— piękną i przerażającą zarazem. Podpowiadała, kusiła i nie uznawała sprzeciwu;
nawet samych bogów.
— To nasze pierwsze spotkanie —
odezwała się Afrodyta, ale zaraz zagościł smutek. — Ja sama nie rozumiem, czym
się kierowałam, wybierając się do ciebie, Penelopo. Wydaje mi się, że miałam,
jak wy to nazywacie, „wątpliwości”. W końcu dla dobra pewnej osoby zdecydowałam
się przyjść i cię ostrzec. Moje gołębie przynosiły mi wiadomości o
zapowiedziach śmierci Zapomnianej Bogini, ale nie sądziłam, że nastąpi to tak
szybko…
— Przepraszam, ale…
— Nic z tego nie rozumiesz, prawda? —
przerwała jej kobieta. — Walka nie jest przeznaczona dla takiej kobiety jak ty.
Jesteś delikatna, łagodna, różnisz się od takiej Ateny. Ach, co to? — Podeszła
do biurka i wzięła do ręki zdjęcie przedstawiające małą Penelopę i jej
dziadków. — Słyszałam o tym. Zdjęcie. — Położyła dłoń na piersi. — Piękne.
Pamiętam to małżeństwo. Mieszkali tak niedaleko siebie, ale przez wiele lat się
nie spotkali. Aż pewnego dnia Mariannie wiatr przypadkowo — zachichotała —
porwał jej drogi kapelusz z pięknym, złotym piórem — westchnęła — a Ryszard jej
go złapał i podał. Poszli na kawę, potem na tańce i pod ołtarz. Ach, jak oboje
kochali przyjęcia i tańce…
Raptownie oddała zdjęcie Penelopie. Dziewczyna
odłożyła je na miejsce. Słowa Afrodyty zaskoczyły ją. Sądziła, że tak wiele wie
o dziadkach, a jednak myliła się.
Afrodyta ziewnęła ze znużenia.
— Mój mąż nigdy ze mną nie zatańczył.
Poza tym gdyby dotknęły mnie te wiecznie osmolone ręce... — Zadrżała. — Każdy
ma swoje własne przekleństwo. Ja mam Hefajstosa, a ty naznaczenie.
Penelopa odruchowo dotknęła czoła.
— Nie czujesz jego siły? — kontynuowała. — To
naznaczenie ma moc, której pragną niektórzy bogowie, ale nie są w stanie ci go
odebrać.
— Dlaczego? — spytała dziewczyna.
— Ponieważ naznaczenie jest również tarczą,
która broni cię przed bogami. Jednakże ta tarcza wkrótce opadnie. Dlatego,
dziecko, przybyłam z trzema ostrzeżeniami dla ciebie. Po pierwsze, kiedy
zniknę, słońce wyjdzie zza chmur. Po drugie, jutro spełni się twoje marzenie.
Po trzecie, pojutrze uratuje cię mężczyzna, ale nie możesz mu zaufać.
Bogini wymusiła uśmiech, ale nie umiała zakryć
smutku, który ją ogarnął. Wbiła wzrok w kwiaty i szepnęła:
— Mogę tylko ostrzec cię dziecko, ale
przeznaczenia nie da się zmienić. A przynajmniej do tej pory się nie dało. —
Dwa gołębie wskoczyły na jej ramiona. Zabrała ze sobą jedną z róż, które
rozrosły się na szafce Penelopy, i odeszła. — Pozdrów ode mnie Pavora.
Penelopa wzięła głęboki wdech. Afrodyta
odeszła, a wraz z nią magia przepaski. Ciążący na Penelopie ciężar spadł, a
dziewczyna w końcu mogła odpocząć. Jednak mimo braku sił, wybiegła z pokoju.
Przeszła przez korytarz porośnięty kwiatami i zaszła do pomieszczenia, z
którego wyjechał powietrzny powóz zaprzęgły w gołębie i wróble. Wzbił się
wysoko w niebiosa. Chmury rozsunęły się, odsłaniając złoty pałac Zeusa, który
znikł dopiero, gdy Afrodyta wróciła.
Olimp rozpłynął się w blasku
wyłaniającego się słońca. Ostre promienie oślepiły Penelopę. Zasłoniła się
ręką, kiedy oczy zaczęły ją boleć od patrzenia.
Usłyszała krakanie.
Wyjrzała za okno. Ujrzała siedzącą na
parapecie wronę, którą Apollo przeklął, jako posłankę złych wieści,
przemieniając jej białe pióra na czarne.
Wściekła dziewczyna zacisnęła pięści.
Podeszła do okna i otworzyła je,
próbując wygonić zwierzę.
— Sio, sio! — mówiła, odganiając wronę
rękoma. — Proszę, idź!
Wrona przechyliła głowę na prawą stronę
i zakrakała jeszcze raz. Wbiła się w powietrze, odfruwając daleko i zostawiając
za sobą jedno czarne pióro. Penelopa przetarła mokrą twarz, ciesząc się, że w
końcu udało jej się przegnać zwierzę. Jednak obawy nie minęły. Zwiastunka złych
wieści przybyła do niej. I nie był to przypadek.
Penelopa raptownie zasunęła zasłonki,
broniąc się przed pojawiającym na zewnątrz słońcem. Serce łomotało jej jak
szalone po spotkaniu z boginią. Bała się i, zarazem ekscytowała pierwszym, tak
bliskim spotkaniem z prawdziwym bogiem. Do tej pory doglądała ich z daleka.
Unikała, jak tylko potrafiła. Jednak tym razem wszystko się zmieniło. Jej bezpieczna
strefa, jej własny dom, została naruszona przez Afrodytę. Nie tylko jej
obecność, ale też słowa i czyny wprawiły Penelopę w zakłopotanie. Pytała
siebie, czy może zaufać bogini i wziąć ostrzeżenia na poważnie czy też nie?
Osunęła się na podłogę, ocierając mokre
od potu czoło. Momentalnie zalała ją fala gorąca. Mimo zasłoniętych okien,
intensywne światło przedostawało się do pomieszczenia, nagrzewając je. Kwiaty,
które pozostawiła po sobie bogini, zaczęły rozrastać się po całym mieszkaniu.
— Nie, nie, nie.
Penelopa na czworaka podeszła do
„ogródka”, impulsywnie wyrywając każdy kwiat znajdujący się na drodze. Ku jej
zaskoczeniu, rośliny natychmiast odrastały. Wyciągała je wraz z korzeniami,
obcinała nożyczkami, lecz one nadal pojawiały się.
Zrezygnowana podniosła się i ruszyła w
stronę pokoju po kwietnej ścieżce, przypominając sobie o tym, co Afrodyta
zostawiła w jej pokoju.
Przyjrzała się szafie, którą w całości
przykrywał mech i dojrzałe kwiaty. Znalazła rączkę od rozsuwanego mebla i
szarpnęła za nią. Nie poruszyła się nawet o kawałek. Penelopa mocowała się
jeszcze trochę z klamką, aż opadła zziajana na łóżko.
— Dziękuję za takich bogów — wysapała
wściekle.
Poprawiła szlafrok, który rozsunął jej
się podczas mocowania się z drzwiami.
Nie mogła dłużej zostać w tym miejscu.
Przez piętnaście lat czuła się bezpieczna, gdy tylko przekraczała próg
mieszkania. Jednak jedna wizyta zmieniła wszystko.
Penelopa
chwyciła za ubrania, które wcześniej rzuciła na łóżko. Nic więcej teraz nie
mogła wziąć z szafy, więc mogła zadowolić się tradycyjnym strojem na trening;
wygodnym, ale odbierającym jej resztki kobiecości. Szerokie spodnie zakrywały
zaokrąglone bioderka, dodając niepotrzebne centymetry w udach i łydkach. Miała
wyraźnie pokreśloną linię talii, ale ciasne bluzki nie nadawały się na ucieczki
przed mitologicznymi istotami, więc zawsze zakładała o co najmniej rozmiar za
duże. Wyglądała jak chłopiec. A szczególnie wtedy, gdy zawiązywała kręcone
włosy w niewielki kucyk i nakładała na głowę kaszkietówkę.
Nałożyła
adidasy, które leżały przy pufie ze szmatkami, wpychając je na siłę.
Wyszła
z mieszkania, zamykając je za sobą.
Na
zewnątrz panowała nieznośna duchota. Gorąco i wysoka wilgotność zwiastowały
kolejne burze, choć całkowicie czyste niebo o tym nie świadczyło. Nawet Iris,
pokojówka Hery, bogini tęczy i łączniczka nieba z ziemią, wyszła z pałacu
niebieskiego. Jej siedmiokolorowa szata zalśniła w promieniach słonecznych, a białe
jak śnieg skrzydła rozpostarły się na niebiosach. Zatrzymała się nad Lublinem i
rozpięła nad całym miastem swój cudny łuk, którego opiekunką była. Gdy
skończyła, wzbiła się w powietrze, znikając w pałacu Zeusa.
Penelopa
zatrzymała się przy placu zabaw.
Usiadła
na huśtawkę, wycierając wcześniej chusteczką mokre siedzisko. Rozkołysała się,
łapiąc za łańcuchy. Wbiła wzrok w niebiosa, czekając na przybycie Heliosa,
który o tej porze zazwyczaj przemierzał Polskę na swym ognistym rydwanie.
Rżenie
koni rozniosło się po Lublinie.
Cztery
ogniste rumaki pociągnęły za sobą słoneczny rydwan, na którym stał młody,
piękny mężczyzna z promienistą koroną na głowie. Przemknął przez sklepienie w
ciągu chwili i zniknął Penelopie z oczu.
Dziewczyna
zacisnęła powieki, nabierając łyki świeżego powietrza. Wokół panowała cisza.
Wczesna pora sprzyjała Penelopie. Przypadkowi sąsiedzi nie przychodzili,
rodzice dzieci nie wyganiali jej z huśtawki, a ona sama w spokoju mogła
odpocząć i zastanowić się nad tym, co ją spotkało. I nie umiała zaprzeczyć —
grzanie się w ciepłych promieniach słonecznych było naprawdę przyjemne.
Przechyliła
się i całkowicie oddała huśtaniu.
Rząd
starych dębów zaszeleścił. Liście opadły na chodnik, gdy pień jednego z drzew
wybrzuszył się. Powoli pękał, aż ze starego dęba wyłoniła się kobieta.
Jej
ciało było pokryte korą drzewną. Z palców i torsu wyrastały zielone liście, a
na ramieniu kiełkowały młode zawiązki. Twarz kobiety nie nosiła niemal żadnych
znaków deformacji, oprócz tego że była brązowa. Oczy miała koloru głębokiej
zieleni. Zamiast włosów wyrastał z jej głowy gęsty mech, który sięgał aż po
same ramiona.
Bosymi
stopami stanęła na trawie. Przechyliła gwałtownie głowę na prawy bok i
uśmiechnęła się przerażająco, spoglądając w stronę Penelopy. Ruszyła, stawiając
nierówne kroki na mokrej powierzchni. Jej ruchy wyglądały na gwałtowne i
szaleńcze. Poruszała się tak, jakby nie panowała nad własnym ciałem, jednak był
to jej normalny chód.
Kiedy
doszła pod huśtawkę, stanęła przed Penelopą i rzekła:
— Dzień
dobry.
Penelopa
zerwała się gwałtownie z krzykiem, przechylając do tyłu. Nie mogąc odzyskać
równowagi, uderzyła głową o piasek. Syknęła z bólu. Zacisnęła mocno powieki,
mając mroczki przez oczami. Uderzyła wystarczająco mocno w podłoże, ale odetchnęła
z ulgą, gdy zdała sobie sprawę, że to Etylia. Zapytała ją:
—
Dlaczego musisz mnie tak straszyć, Etylio?
—
Straszyć? — spytała zaskoczona driada dębu. — Ja tylko chciałam się przywitać.
Penelopa
westchnęła ciężko, ale nie robiła dłużej wyrzutów nieświadomej Etylii. Podniosła
się i z powrotem usiadła, otrzepując się z piasku. Już drugi raz tego samego
dnia jej całe ubranie nadawało się jedynie do prania.
—
Mogłam być ostrożniejsza — powiedziała Penelopa.
Driada
usiadła obok studentki. Była niższa od niej o głowę. Wyglądała prawie jak
dziecko, choć żyła na tym świecie kilkaset lat. Nie odrywała wzroku od rzędu
starych dębów, którymi się opiekowała, ale jednocześnie nie ignorowała
Penelopy.
Obie
milczały przez kilka minut.
—
Afrodyta przyszła dziś do mnie — wyznała nagle Penelopa. — Poza tym nie
uratowałam człowieka przed śmiercią, choć mogłam.
— Każdy
śmiertelnik kiedyś umrze, prędzej czy później.
— Tak,
ale widziałam wiszącą nad nim Ate i nie mogącą ją powstrzymać Litai. — Nerwowo
zaczęła tupać nogą. — Mogłam temu zapobiec, zadzwonić na policję lub
powstrzymać go jakoś. Zabił innego człowieka, może zasłużył na taką karę, ale
mógł spędzić trochę lat w więzieniu, a potem umrzeć.
— Kara
to kara — odparła lakonicznie.
— Ale…
— Nie
żyje, więc w Tartarze czekają już na niego tortury.
Penelopa
wbiła wzrok w podłoże. Nie oczekiwała innej odpowiedzi od Etylii. Już kiedy ją
poznała, mając wtedy tylko siedem lat, zrozumiała, że driada nie jest
człowiekiem, myśli i czuje inaczej; postrzega świat przez pryzmat świata bogów,
nie ludzi. Jednak zawsze tu przychodziła, niezależnie od tego co usłyszała. Na
tym placu zabaw tak często bawiła się wraz z Kornelią i innymi dziećmi.
Później, kiedy już wyrosła z zabaw, nadal odwiedzała Etylię. Za rozmowy,
których potrzebowała, opiekowała się starymi dębami, czasem jedynie zgarniając
suche liście.
—
Przepraszam, może masz rację — przyznała Penelopa. — Po prostu znowu jestem zła
na siebie za to, że uciekłam.
—
Ucieczka na nie jest zła. Jesteś tylko człowiekiem.
—
Dziękuję. — Ciężar spadł z jej serca. — Czasami ten dar naprawdę ujawnia piękno
niewidzialnego świata. Dzisiaj widziałam Irys rozciągającą tęczę,
przejeżdżającego Heliosa i… — zawiesiła głos — Afrodytę — dokończyła. —
Przyniosła dla mnie ostrzeżenia, z których jedno się już spełniło. Sądzisz, że
mogę jej zaufać?
Twarz
driady przykrył przerażający uśmiech.
— Sama
znajdź odpowiedź — odparła.
—
Cudownie. — Rozłożyła ręce w bezsilności. — Nie wiem, co zrobię z tą bezcenną
radą.
—
Przemyślisz ją. — Dwa liście rozwinęły się na jej ramionach, mieniąc się czystą
zielenią.
Penelopa
nie była jednak w nastroju do takich zabaw.
—
Błagam, powiedz mi, bo naprawdę dziś wychodzę z siebie! — wrzasnęła. — Nie
dzisiaj, proszę. Po prostu wyjaśnij mi wszystko, a nie baw się jak małe
dziecko. Afrodyta przyszła do MNIE! — Położyła dłoń na piersi. — Zostawiła w
całym domu tysiące kwiatów, nie mam dostępu do szafy i nie wiem, czy jej
ostrzeżenia to tylko złośliwa igraszka czy naprawdę znalazłam się
niebezpieczeństwie?!
Etylia
podniosła się, idąc w stronę drzewa.
— Już
ci wszystko wyjaśniłam — powiedziała obojętnie. — Mogę słuchać, ale nic złego
nie powiem na temat bogów. Kocham Afrodytę i to się nigdy nie zmieni. Możesz
krzyczeć, ale ja nie zmienię zdania.
—
Naprawdę musisz się teraz obrażać?
Etylia weszła
w szczelinę w pniu, którą wcześniej stworzyła. Kora powróciła na dawne miejsce,
nie pozostawiając najmniejszego śladu po pęknięciach.
Oparła
ręce na biodrach i ze skwaszoną miną uderzyła w metalowy pręt. Podniosła dłoń i
kilkukrotnie uderzyła się w czoło, powtarzając:
— Przepraszam…
No cóż... Długo mnie nie było, ale studia to studia, a szczególnie rok, kiedy nie dość, że masz przedmioty specjalizacyjne i normalne, to jeszcze musisz pisać pracę licencjacką! Mam nadzieję, że rozdział się podobał! Ogólnie niewiele się jeszcze dzieje, ale niedługo...
Przez przypadek skasowałam cały komentarz, który napisałam . Grrr... :/
OdpowiedzUsuńZmobilizowałam się wreszcie i przeczytałam :D
To na początek trochę błędów, które rzuciły mi się w oczy:
"i podążać za nią niczym duch" - podążając
"Wydawało się dziewczynie" - nie pasuje mi szyk tego zdania. Nie lepiej byłoby "Dziewczyna wydawało się"?
"wylądowała dokładnie za Pavor" - Pavorem
"Albo kogo" - kogoś
"Podniosła się i poprawiła ubiór" - niby nie błąd, ale ten "ubiór" mi zgrzyta :/ Nie lepiej brzmiałoby "ubranie"?
Więcej nie znalazłam :D
Faktycznie niewiele się dzieje, ale to nic złego. Gdyby każdy rozdział przepakowany był akcją, to by się czytelnik zmęczył. No, ja bym się zmęczyła, nie wiem, jak reszta :D
Nie lubię Pavora. Jest dziwny. I ma chyba paranoję :D Jak Penelopa z nim wytrzymuje, nie mam pojęcia...
Rozdział nie tak chaotyczny, jak poprzedni, już lepiej rozumiem zdolność Penelopy do widzenia mitologicznych istot.
Pozdrawiam ^^
O! Właśnie o ubraniu chciałam napisać, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć słowa.
UsuńOgólnie chciałam zakończyć na tym rozdziale z brakiem akcji, jednak postanowiłam nie pisać jednak zbyt długich rozdziałów.
I tak jak mówiłam, chaos był na początku, a teraz powoli będę pokazywała, kim jest Penelopa, co umie i jak funkcjonuje świat bogów.
Wielkie dzięki za komentarz i również pozdrawiam ;)
No i niech ktoś mi powie, że nie warto przeszukiwać pokojów! Tyle skarbów, które Penelopa znalazła...
OdpowiedzUsuń"Na jej nieszczęście właśnie w tym momencie się otworzyły i w progu stanął Pavor ubrany jedynie w biały ręcznik" - no to pobudziłaś moją wyobraźnię.
"– Możesz się ubrać? – zaproponowała Penelopa" - z tego odnoszę, że różnimy się z Penelopą
"– Przebiorę się, by cię nie rozpraszać, a ty leć do piwnicy, zaraz przyjdę – oświadczył.
– Powtarzasz mi to od dziesięciu lat, a jednak nadal brzmi tak samo podejrzanie jak na początku – zażartowała." - hahahhahahhahaha
Shippuję Penelopę i Pavora. Mocno shippuję.
W dupie mam co zrobił okropnego Pavor, jego brutalną przeszłość itd. Gościu jest moim nowym crushem.
"Wstała i podeszła do wiszącej szafki, na której drzwiczkach była przylepiona duża kartka z napisem „Penelopa – nie ruszać”. Otworzyła ją" - może jednak nie różnimy się aż tak. Zrobiłabym to samo.
Nie, ja nie łączę tej parki, bo ich relacje już są wystarczająco pokręcone. Widzę, że my zgadzamy się w wielu kwestiach. Pisałam ten rozdział z wielką przyjemnością i cieszę się, że zmieniłam relacje Penelopy i Pavora, zasługują na coś więcej niż tylko na to, co dałam im w poprzedniej wersji.
UsuńRzeczywiście, ich relacje są o wiele lepsze i jednocześnie ciekawsze. A rozdział wyszedł ci super :)
UsuńBardzo mnie to cieszy!!! ;)
UsuńEj, wychodzi na to, że czytałem już obydwa rozdziały. Tak więc jedna uwaga jaką mam to "Kornelii", opowiadanie dzieje się w Polsce, więc pobudzona mogła być "Kornelia", natomiast telefon mógł być "Kornelii".
OdpowiedzUsuńJa czułem, że coś z tym rozdziałem spieprzyłem i jednak go pominąłem. Sprawdź czy w spisie treści odpowiednio przenosi odnośnik, bo może to była tego wina, albo mojego głupiego telefonu.
UsuńMasz dużo błędów, gdy nie odmieniasz imion przez przypadki, co dla mnie jest całkiem dziwnym zwyczajem, bo z takimi błędami się zwykle nie spotykam.
Było też coś takiego jak "woda zagotowała się i zalała kawę czy kubki". Pytanie czy woda zalała, czy Penelopa zalała?
Nadal brakuje mi mroku i tajemniczości w tym opowiadaniu, póki co jawi się jako bajeczka dla małolatów, przy okazji z bardzo prostackim, wręcz niedorosłym poczuciem humoru, u przecież bardzo dorosłych osób, bo przecież zarówno Penelopa jak i jej przyjaciele są już pełnoletni, a ci przyjaciele to nawet bardzo wiekowi, dlatego do nich nie pasuje mi taka beztroska w zaistniałych sytuacjach.
Jako trener powiem, że bardzo amatorskie było "ćwicz i opowiadaj". Przy podnoszeniu ciężarków ważny jest oddech, zresztą przy każdym treningu jest ważny. No i sama rozgrzewka nie powinna polegać tylko na tym, a na czym tak dokładnie polegała to nie wiem.
Podobnie nie urzekł mnie opis walki. Chciałaś to przedstawić jak najdokładniej i to widać, ale przez to jest dużo powtórzeń i wyszło kanciasto.
Nie rozumiem też dlaczego Penelopa wyszła, skoro chciała się czegoś od przyjaciela dowiedzieć, a ten już zaczął mówić, i ona nagle po tym wychodzi - to kompletnie bezzasadne, nielogiczne i głupie z jej strony.
To byłoby na tyle i póki co czekam na rozwinięcie.
Serdecznie zapraszam:
„Nie jesteś sama” – publikacja nowego rozdziału następuje w każdy poniedziałek
Link działa poprawne w ST
UsuńJa podejrzewam, że to nie jest błędna odmiana, tylko literówka. Literówki bardzo często mi się zdarzają i przez to wychodzą takie cudeńka. Najgorsze, że ich nie widzę.
Dzięki za szczery komentarz. Przeczytam jeszcze raz rozdział i poprawię błędy, które znajdę. Ja już wcześniej powiedziałam wszystko na temat mroku itd. Ja nie do końca chcę stworzyć bajeczkę dla małolatów, ale czasami myśli się inaczej, a w efekcie wychodzi inaczej...
Wezmę sobie uwagi do serca, dlatego dziękuję za szczery komentarz.
Dziękuję za zaproszenie. Na razie sesja, więc na pewno nie wpadnę, ale jak minie, to postaram sie nie zapomnieć wpaść :)
Pewnie tak samo nie widzisz literówek, jak ja braków w przecinkach lub przecinków nadprogramowych :)
UsuńBardzo możliwe...
UsuńJa po prostu tak mam, że czytam tekst i czasami ktoś mi wskaże błąd, a ja ślepa i go nie widzę!
Dzień dobry. Oto i jestem, nareszcie, co? Miałam trochę przerwy, nie było mnie u siebie, u innych, a teraz daję znak życia.
OdpowiedzUsuńWciąż lubię Twoje opisy. Są jakby inne (może wiesz, o co chodzi) niż w poprzedniej wersji, ale równie dobre, plastyczne, działające na wyobraźnię.
W drugim akapicie masz powtórzone (je), tak mi się jakoś mocnow oczy rzuciło, bo znalazły się akurat na tej smej pionowej linii. Ach, te zaimki... mają pomagać w unikaniu powtórzeń, a to je najczęściej powtarzamy.
Z tym gwałtownym wstaniem i złapaniem się za głowę, według mnie, dziwnie wyszło, trochę groteskowo, przerysowanie. Ja się, szczerze mówiąc, jakoś zaśmiałam.
Ach, moja stara jak świat pięta achillesowa daje się we znaki... Bądź przygotowana (może pisałam, nie no, kiedyś na pewno pisałam, jak u każdego, hah), że będę pewnie mylić postaci, bo nie umiem zapamiętywać imion, gdy czytam dużo, często, mieszają mi się ze sobą.
Po ich rozmowie (no Penelopy z tą nową no) masz opis, ze studentką na początku, z powtórzonym być. Nie chcę się czepiać, ale wiem, że pracujesz nad nową, lepszą wersją i myślę, że każde pokazanie chociaż powtórzenia może być pomocne. Jeśli nie chcesz bym wskazywała błędy, po prostu to powiesz.
Nie wyczułam wcześniej u gościa (XD) odpowiedniej stylizacji językowej, więc to (rzeknij) wyszło nienaturalnie i... śmiesznie?
Mogłabyś wytłumaczyć, o co chodzi z tym inaczej odczuwanym czasem przez bogów? Chodzi tylko o to, że jak żyją tak długo, to sto lat to nic czy jednak rzeczywiście inaczej odczuwają czas? Bo Afrodyta zawsze kojarzyła mi się z taką trochę nimfą, co lubi schodzić na ziemie i zabawiać się z młodymi chłopcami, ale to może stereotypowe.
A ja tam Pavora nawet lubię. Interesujący się wydaje.
Miłego dnia,
mendoid Corteen
Hmm... Ja też mam na razie przerwę, bo sesja i te sprawy...
UsuńOgólnie dziękuję za wypisanie zalet, jak i błędów. Uwierz mi, że to nie jest czepianie się. Jestem ogromna za nie wdzięczna, bo ciągle pracują i wskazówki są jak najbardziej mile widziane!
Postaram się wziąć wszystko pod uwagę.
A co do czasu... Bogowie żyją wiele, wiele lat, dla nich 100 lat to nic. I faktycznie Afrodyta często schodziła, ale dla niej to często to dla nas całe życie.
Wielkie dzieki i pozdrawiam
Okej, więc tak.
OdpowiedzUsuńCzęść z Afrodytą dobrze pamiętałam. No dobra, w miarę... Ale nadal twierdzę, że wychodzi Ci super XD Choć rozumiem tą nagłą chęć poprowadzenia opowiadania od początku, bo ja źle myślę o swojej UG i wiem, że w przyszłości będę miała dużo pracy, jeśli będę chciała je znośnie poprawić. Czemu muszę być tak leniwa...
Nie pamiętałam, czy w poprzedniej wersji także była Etylia... Po prostu nie wiem czy tak, czy nie, ale bardzo ta część mnie urzekła, choć sama nie wiem czemu. Było w niej coś takiego... Kurde, świetnego naprawdę, aż nie mogłam oderwać oczu od czytania, a tu nagle koniec... :x
Etylii nie było w poprzedniej wersji, wprowadziłam ją jako element świata mitologicznego, który jest miły dla Penelopy :) A poza tym wkrótce się przyda ;)
UsuńNaprawdę cholernie mnie to cieszy, że opowiadanie ci się podoba. Ogólnie ty już czytasz w zasadzie wersję po kolejnej korekcie. Bo ostatnio znowu cośtam zmieniałam :)
Pozdrawiam
W tym rozdziale już widać, że podążasz drogą stworzenia produktu dla nastolatków. Nie wiem czy można opowiadanie nazwać produktem, ale jeśli można, to twój jest nastoletni. Samo zachowanie bohaterów względem siebie, to jak zachowanie gówniarzy na korytarzach szkolnych. Nie wiem czy teraz w modzie jest takie odnoszenie się do siebie, wygłupy tego typu i pozerstwo na wiecznego luzaka, bo sama mam trochę starszych znajomych, ale przez to co zrobiłaś z Pavorem, niby nauczycielem, to coś co mnie zniesmaczyło. Stał się takim kumplem, nastoletnim kumplem. Nie wyczuwam, by od niego biło jakieś doświadczenie życiowe, rozwaga, dojrzałość. Wcale nie da się wyczuć, że przeżył tyle lat ile przeżył. No i jako trener... proponuję kiedyś obejrzeć jakiś trening na You Tube chociażby.
OdpowiedzUsuńPodobne zastrzeżenia co do Pavora mam do bogów, bo ani bogini lasu, ani Afrodyta się nie popisali. Cały czas mam wrażenie, jakbyś pisała o grupie ludzi (nie bogów, a ludzi) w przedziale wiekowym 12-19. I o ile jednego takiego mogłabym zaakceptować, bo wszędzie i zawsze się taki może trafić, o tyle tutaj czuję przesyt takiej dziecinności i braku powagi, a mitologia raczej kojarzyła mi się zawsze z powagą, w końcu to starożytna religia, a nie jakaś bajeczka. Stąd moje pytanie - czytałaś mitologię czy tylko opowiadania i książki stworzone na jej zgliszczach? Mało która taka opowieść stworzona jest na fundamentach mitologii, raczej większość burzy co było i stawia władne, czasami przemycając mało istotną rzecz, ale charakteru religii jako takiej, to mało która opowieść oddaje.
Taka Miłość, czyli moja twórczość – serdecznie zapraszam
No cóż, ogromnie dziękuję za uwagi. Naprawdę starałam się uchwycić bogów w jak najlepszym świetle, ale chyba mi nie wychodzi :(
UsuńMogę tylko wyjaśnić, że jeśli chodzi o trening Pavora, to on stosuje metodę, którą jeszcze wpoił mu ojciec, czyli poprzez ciągłą walkę. Dlatego tak miał wyglądać trening, a jego zachowanie to efekt tego, że musi sie wtopić w otoczenie, ciągle ukrywać i udawać. Ale i pewnie tak normalny Pavor, by mi nie wyszedł...
Naprawdę rozumiem, o ci chodzi, ale chyba najwyraźniej nie potrafię pisać dorosłych i dojrzałych postaci. Sama pochodzę z bardzo dziecinnego domu, rodzice, wujkowie, dziadkowie itd. to osoby bardzo dziecinne i uwierz mi, że niektóre teksty czy zachowania brałam z życia. Ale faktycznie Pavor i inni zasługują na coś lepszego.
I jeszcze odpowiadając na pytanie, tak, szukałam w mitologii faceta, którego nazwiska teraz zapomniałam, ale jest on jakimś brytyjskim profesorem, który zajmuje się mitologią grecką. Wiem, że jest ona brutalna, pełna tajemniczości, ale chyba nie potrafię tego uchwycić :(
No cóż... Praktyka czyni mistrza, więc nie będę się poddać i będę starała się coraz lepiej pisać!
Ogromnie dziękuje za uwagi i pozdrawiam ;)
Zmiana szablonu? Ładnie ; )
OdpowiedzUsuńZ takich uwag, to zabrakło mi na początku takiego krótkiego opisu Afrodyty. Mam na myśli w takiej formie pierwszego wrażenia. Bo naturalnie, jak na coś spojrzysz, to masz jakieś wrażenia - ładne, brzydkie, ciemne, jasne. Nie interesujesz się szczegółami, ale coś, jakaś ocena się pojawia. A tutaj mam opis, że naga kobieta, ale jakieś jedno zdanie o tym, że to AFRODYTA, piękność nad pięknościami... tego mi zabrakło.
Poza tym akcja zaczyna nabierać kształtów, jestem ciekawa czy przepowiednia Afrodyty faktycznie się spełni. Natmiast w tej akcji z Etylią uderzyło mnie, jaka Penelopa jest niedojrzała. No bo zachowuje się jak typowa nastolatka, co zawsze narzeka, że dostała dar. No bo uciążliwy i go nie chce, ale musi. Biedaczka. Czekam aż w końcu zacznie rozumieć sens tego wszystkiego, cel takiego a nie innego naznaczenia.
Chyba tyle ode mnie ; ))
Aaa, dobra, rozumiem, co masz na myśli. Jak będę poprawiała rozdziały, wezmę to pod uwagę. Wielkie dzięki!
UsuńTak, Penelopa jest niedojrzała, choć z drugiej strony też nie ma się jej co dziwić. Jeszcze w którymś rozdziale wyjaśnię, co przeżyła przez ten "dar". Poza tym pewnie sama nie rozumie, czego chce, ale to chyba w ostatnim rozdziale, który napisałam, jest coś o tym. No, mam przynajmniej nadzieję, że uda mi się w pełni pokazać cel tego daru i to jak Penelopa zmieni swój stosunek do niego. Bo jeszcze wiele przed nią :)
Wielkie dzięki za szczery komentarz!