niedziela, 1 października 2017

Rozdział 14 — Rodzina


Pavor wypił duszkiem ostatnie krople z puszki piwa, po czym zgiął ją i rzucił gdzieś w kąt, przy którym zebrały się inne śmieci z ostatniej nocy. Przetarł oczy ze zmęczenia. Prawie dwanaście godzin spędził na ciągłym piciu. Pragnął zapomnieć o wszystkim, co spotkało Penelopę i nie dać się wciągnąć w jej przeznaczenie; zarówno myślami, jak i czynami. Jednak pierwiastek boskości, który krążył w jego żyłach, przeszkadzał w spełnieniu marzenia. Alkohol śmiertelników nie mógł się równać z mocnym i przewidywalnym w skutkach trunkiem od Dionizosa. Za każdym gdy choćby go spróbował padał trupem, a teraz? Umysł był trzeźwy jak nigdy dotąd.

— Na przeklętą piętę Achillesa — syknął, podnosząc się.
Bolesne impulsy przeszły przez krzyż. Nie wierzył, że on, dawny bóg, ścierpnął od leżenia w jednej pozycji. Zaśmiał się, rozmasowując obolałe plecy, które dawniej wytrzymywały spanie na twarde ziemi w namiocie, jazdę na rozjuszonym wierzchowcu i niezliczone potyczki z przeciwnikami.
— Ani człowiek, ani bóg — szepnął — żałosne.
Wyłączył telewizor, nie mogąc już dłużej wpatrywać się w ekran. Poza tym obiecał sobie, że z rana pójdzie odwiedzić Penelopę. Może właśnie zamierzał popełnić największy błąd w swoim życiu, ale miał dosyć oszukiwania i wmawiania sobie, że dziewczyna jest mu obojętna. Wcześniej nawet nie dzwonił, gdy zdarzył się jakiś „mitologiczny wypadek”, lecz teraz uznał, że okoliczności zmieniły się. Czas się zgadzał. Penelopa dostała ataku dokładnie w momencie, kiedy miała zginąć Zapomniana Bogini. Tylko to tłumaczyłoby nagłe duszności i omdlenia. A jeśli miał rację, nic już nie było w stanie uratować dziewczyny. Przynajmniej chciał ją zobaczyć ten ostatni raz.
Rozległ się hałas w okolicy okna. Obrócił się.
Czarnoskrzydła wrona szaleńczo uderzyła o szybę, próbując ją zbić i przedostać się na drugą stronę. Zrobiła to samo i drugi, i trzeci raz, aż w końcu wściekły Pavor otworzył okno i przegonił wredne ptaszysko. Od akcji z Apollem nie miał zaufania do tych zwierząt, zawsze przynosiły tylko złe wieści. Poza tym zmartwił się tym, co próbowała mu przekazać posłanka.
Jak na życzenie, usłyszał kroki dobiegające z okolic kuchni. Złapał leżący obok sofy miecz. Schował się za ścianą, czając na nieproszonego gościa, by zabić, zanim tamten zdąży zaatakować.
— Skradanie się? Naprawdę tylko tego nauczyłeś się, żyjąc wśród śmiertelników? — zagrzmiał głos Aresa, który stanął w wejściu bez broni i tarczy.
Miecz wysunął się z dłoni Pavora. Mężczyzna odsunął się, zasłaniając ręką usta. W oczach zebrały mu się łzy, ale nie śmiał choćby cicho załkać. Przyklęknął, uderzając kolanami o drewniane panele. Pokornie pochylił głowę przed bogiem wojny, błagalnym głosem prosząc:
— Wybacz mi.
Ares zaśmiał się.
— Wstań, synu. Zaznałeś wystarczająco dużo upokorzeń przez te piętnaście lat, Fobosie. Dość klęczenia.
Zadrżał na wspomnienie o swoim dawnym imieniu. Od momentu, w którym opuścił Olimp, nikt nie śmiał nazwać go „Fobosem”.
Usłuchał życzenia ojca i powstał dumnie, czując, jak imię napełniło go znowu zapomnianą siłą i potęgą.
— Jesteś Fobos! — powtórzył Ares, by jeszcze raz przypomnieć synowi, kim tak naprawdę jest. — Nie wierzyłem, że Tyche może mi tak sprzyjać, kiedy po raz pierwszy usłyszałem imię „Pavor”. Może i „mądra” Atena zna wszystkie języki światów i uważa mnie za głupca, ale przerażenie, strach mogę odczytać nawet w najmniej znanym dialekcie.
Ares poklepał syna po ramionach.
Pavor czy Fobos nie czuł, by zasłużył na taki zaszczyt. Zbuntował się nie tylko przeciw Zeusowi, ale przede wszystkim zdradził własnego ojca. Jakże śmiał przyjmować teraz wybaczenie Aresa bez odpokutowania?
Nieświadomie odepchnął ręce ojca. Ares splunął na telewizor.
— Na mroki Hadesu! — wrzasnął. — Ta przeklęta Eleonora dalej cię kontroluje. Ale nie na długo.
Były to tylko sekundy…
Ares złapał za twarz Pavora, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Wolną rękę wyciągnął za pasa sztylet, po czym podciął kawałek policzka, na którym zaczynała się blizna. Jednym, sprawnym pociągnięciem odciął spory kawałek skóry. Krew trysnęła jasnym strumieniem po twarzy boga, lecz ten nie zatrzymał się. Uśmiechnął się i pociągnął za koniec płatu, rzucając go na podłogę.
Pavor upadł na podłogę, trzymając się za ogromną ranę. Złapał leżącą obok bluzę i przyłożył do siebie, próbując choćby troszkę zatamować krwotok.
— Dlaczego? — spytał żałośnie, lecz odpowiedź przyszła nim Ares zdążył otworzyć usta.
Wspomnienia, prawdziwe wspomnienia zalały jego umysł bezlitosną falą. Wszystko, co chował w sobie przez piętnaście lat, legło w gruzach. Prawda o jego bucie, relacjach z Eleonorą czy Penelopą były tylko fałszem…
— Oszukała mnie... — syknął groźnie. — OSZUKAŁA MNIE! — wyrzucił z siebie donośnym głosem.
Teraz już pamiętał wszystko, co wydarzyło się tamtego dnia.
Nie zdradził. Nie zbuntował się.
Ćwiczył od samego ranka, jak to miał w zwyczaju, gdy nie ruszał na pole bitewne, karmiąc się strachem i przerażeniem. Na Olimpie zapanował niewyobrażalny spokój, który zaniepokoił nawet samego Zeusa. Bogowie, w obawie przez nadejściem nieszczęścia, udali się do Mojr, by te spojrzały w ich złote nicie. Pavor nie przejął się tym. Jeśli miała nastąpić wojna, wolał przygotowywać się do niej siłowo, a nie próbować przepowiedzieć dzień śmierci. Jednak kiedy bogowie ponownie zaczęli się zbierać na Olimpie, ktoś wszedł do sali ćwiczebnej. Była to kobieta, Eleonora, której wtedy jeszcze nie znał z wyglądu. Zapytała go: „Czy ty jesteś Fobos?”. Potwierdził. W tamtym momencie kobieta znikła, pozostawiając po sobie jedynie czarny pył. Nie przejął tym. Odwrócił. I w tym samym momencie nóż przeciął jego twarz przez całą jej długość.
— Eleonora jest przepotężna — odezwał się Ares, przerywając synowi wspominanie tamtych wydarzeń. — Nie jest w pełni bogiem, ale też nie człowiekiem, choć przecież nawet Herakles mnie pokonał w siłowaniu na ręce. — Niechętnie podał za przykład jedną ze swoich największych porażek, krzywiąc się i dwukrotnie spluwając na podłogę gęstą śliną. — Wystarczy trochę krwi albo naszej mocy, by stać się silnym.
— Ale nawet Eleonora nie jest niepokonana — odpowiedział jakby za ojca Pavor. — Czym jest jej słabość?
— Musi naznaczyć osobę kontrolowaną swoją krwią. — Wskazał na ranę syna. — Poza tym nie może kontrolować zbyt wielu osób na raz. Mimo wszystko nie jest bogiem. — Na jego twarzy zagościł złośliwy uśmiech.
Ares przytkał jedną dziurkę nosa, po czym dmuchnął, roznosząc smarki po dywanie.
— Od razu lepiej — powiedział z ulgą.
— Więc przez te piętnaście lat…
—… Eleonora cię kontrolowała — dokończył za niego Ares. — Dałeś się podejść kobiecie. Wstyd i hańba! — wybuchł gniewem, uderzając masywną pięścią o telewizor i rozwalając go.
Pavor delikatnie zadrżał. Nie powinien. Przecież wszystko, co czynił w tym domu, było częścią manipulacji Eleonory. Ukochany telewizor, kasety wideo i zamiłowanie filmów już nie istniało, a mimo to z żalem spoglądał na zgnieciony sprzęt. W oczach zbierały się łzy na wspomnienie o cudownych chwilach, gdy po raz pierwszy obejrzał z Penelopą „Herkulesa”, by potem wyjaśnić jej wszystkie nieprawidłowości tej bajki.
Zniesmaczony zachowaniem syna Ares jedynie zacisnął pięści i pełen wyrozumiałości rzekł:
— Wybaczam ci. — Zadrżał z obrzydzenia. —   Eleonora musiała się bardzo głęboko zakorzenić w twoim umyśle. A i krew twojej matki wiele wyjaśnia… Ach, ta Afrodyta… Hefajstos znowu zamknął ją w klatce i zwisa teraz z Olimpu! — Zaśmiał się gromko. — Ciekawe, przed kim teraz rozłożyła nogi.
Pavor nie zareagował na obrażanie własnej matki. Przyzwyczaił się do opinii, jaką miała Afrodyta i zawsze chętnie wysłuchiwał, co mają do powiedzenia inni ludzie czy bogowie. Nagle przypomniał sobie. Poprzedniego dnia Afrodyta odwiedziła Penelopę, przynosząc jej trzy ostrzeżenia. Już wtedy zaniepokoił się tymi knowaniami bogów, ale nic więcej z nimi nie zrobił. Teraz zastanawiał się, czy powiedzieć o tym Aresowi. Zanim jednak zdążył o czymkolwiek zadecydować, usłyszał głośne bicie serca.
— Czasami tak przeszkadza — parsknął Ares. — Nie umiem jeszcze kontrolować nad tym, ale to jak z jazdą konno, pierwsza zawsze musi skończyć się upadkiem.
Podwinął przepaskę zrobioną ze skóry lwa, ukazując ruszającą się kieszeń. Krople krwi spłynęły po napiętym udzie boga. Ares wyjął z wnęki żywe serce, które zabiło w równym rytmie, kołysząc się w jego dłoni.
— Serce Zapomnianej Bogini — szepnął Pavor, podziwiając zdobycz ojca.
— To dopiero początek, mój synu! — Ares schował serce z powrotem do miejsca, w którym, według niego, było najbezpieczniejsze na świecie.  — Wszyscy zapłacą. Zawsze przeklęta „sprawiedliwa wojna” — zakaszlał, po czym splunął na podłogę — brzydzą mnie te słowa. Zawsze wygrywała, a ludzie cześć wznosili ku wielkiej chwale opiekunki miast, bogini mądrości i spr… — Skrzywił się. — Wiesz, o co chodzi. Teraz koniec z tym. Mam sztylet, mam serce, więc potrzeba tylko zabrać tą Penetropę…
— Penelopę — poprawił go Pavor, choć niechętnie wypowiedział jej imię.
— Tak, tak, Penelopę. — Machnął ręką od niechcenia. — Jeśli zabiję ją, ona stanie się posłuszną mi Zapomnianą Boginią. Wygram… — Zawahał się. — Wygramy, synu! Bogowie już przestaną wypominać mi, jak to ciągle przegrywałem z siostrą. Ludziom przypomnę o naszym istnieniu i od nowa odbuduję naszą potęgę. Twoi bracia i siostry również pomogą. Zdobędziemy nie tylko Penelopę, ale również Bezimienną.
Oboje w zamyśleniu zaczęli się sobie przyglądać. Pavor na myśl o zabiciu Penelopy, zadrżał. Powtarzał sobie, że to tylko fałszywe wspomnienia, które zdobył pod wpływem mocy Eleonory. I nic więcej…
— Co mam zrobić ojcze? Dlaczego dopiero teraz? — zapytał.
— To przez jakąś idiotyczną przepowiednię i inne głupoty. Moc Granicy niknęła, a to oznaczało, że czas wymienić strażniczkę. Poprzednim razem nie interesowało mnie to, ale teraz? Gdy znam moc Granicy? — Wziął głęboki wdech, dumnie spoglądając w stronę nieba. — Naprawdę warto zdobyć tę moc.
Nie o to pytał…
— Ale jeśli chodzi o ciebie — zaczął nagle Ares. — Już powiedziałem: dałeś się podejść Eleonorze, twoja wina, ale teraz jesteś mi potrzebny. Znasz Penelopę, masz jej zaufanie, a gdy przyjdzie czas…
Ares wyciągnął dłoń, w której spoczywał sztylet, po czym dał znać synowi, by go wziął. Bóg strachu niechętnie przyjął dar, obawiając się, czego ojciec może od niego żądać.
—… to ty uzyskasz tę moc — dokończył. — My uzyskamy…
Rozbrzmiał dzwonek do domu.
— Co do piorunów Zeusa?
Ares gwałtownie chwycił za miecz, już będąc gotowym do ataku. Pavor w ostatniej chwili powstrzymał go, zagradzając drogę.
— To tylko dzwonek do drzwi — wytłumaczył na spokojnie. — Pewnie przyszedł listonosz… Nie ważne! — krzyknął, podejrzewając, że ojciec i tak nie zrozumie, o co mu chodzi.
Wyminął Aresa, gnając w stronę wejścia do domu i błagając, by nie stała przed nim Penelopa. Rozległo się pukanie, a on w tej chwili otworzył szeroko drzwi. Nie rozpoznał kobiety, która krzyknęła:
— Penelopa została porwana do świata bogów!

I jak? Podobało się? Dajcie znać! Krótki rozdział, ale czasami wolę dać krótszy niż żeby potem długo, długo nie było niczego :)

2 komentarze:

  1. "Nie umiem jeszcze kontrolować nad tym," - nie powinno czasem być "kontrolować tego" albo ew. "panować nad tym"?
    Nie spodziewałam się, że Pavor okaże się synem Aresa... Niezłego ma ojczulka ;p Ciekawi mnie, jak zareaguje na porwanie Penelopy...

    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie chciałam użyć jednego albo drugiego i w ostateczności takie głupie połączenie wyszło! Haha, dzięki za uwagę :)
    No zobaczymy, zobaczymy.
    Pozdrawiam i dzięki za komentarz!

    OdpowiedzUsuń