Pavor wypił duszkiem ostatnie krople z
puszki piwa, po czym zgiął ją i rzucił gdzieś w kąt, przy którym zebrały się
inne śmieci z ostatniej nocy. Przetarł oczy ze zmęczenia. Prawie dwanaście
godzin spędził na ciągłym piciu. Pragnął zapomnieć o wszystkim, co spotkało
Penelopę i nie dać się wciągnąć w jej przeznaczenie; zarówno myślami, jak i
czynami. Jednak pierwiastek boskości, który krążył w jego żyłach, przeszkadzał
w spełnieniu marzenia. Alkohol śmiertelników nie mógł się równać z mocnym i
przewidywalnym w skutkach trunkiem od Dionizosa. Za każdym gdy choćby go
spróbował padał trupem, a teraz? Umysł był trzeźwy jak nigdy dotąd.
— Na przeklętą piętę Achillesa —
syknął, podnosząc się.
Bolesne impulsy przeszły przez krzyż.
Nie wierzył, że on, dawny bóg, ścierpnął od leżenia w jednej pozycji. Zaśmiał
się, rozmasowując obolałe plecy, które dawniej wytrzymywały spanie na twarde
ziemi w namiocie, jazdę na rozjuszonym wierzchowcu i niezliczone potyczki z
przeciwnikami.
— Ani człowiek, ani bóg — szepnął —
żałosne.
Wyłączył telewizor, nie mogąc już
dłużej wpatrywać się w ekran. Poza tym obiecał sobie, że z rana pójdzie odwiedzić
Penelopę. Może właśnie zamierzał popełnić największy błąd w swoim życiu, ale
miał dosyć oszukiwania i wmawiania sobie, że dziewczyna jest mu obojętna.
Wcześniej nawet nie dzwonił, gdy zdarzył się jakiś „mitologiczny wypadek”, lecz
teraz uznał, że okoliczności zmieniły się. Czas się zgadzał. Penelopa dostała
ataku dokładnie w momencie, kiedy miała zginąć Zapomniana Bogini. Tylko to
tłumaczyłoby nagłe duszności i omdlenia. A jeśli miał rację, nic już nie było w
stanie uratować dziewczyny. Przynajmniej chciał ją zobaczyć ten ostatni raz.
Rozległ się hałas w okolicy okna.
Obrócił się.
Czarnoskrzydła wrona szaleńczo uderzyła
o szybę, próbując ją zbić i przedostać się na drugą stronę. Zrobiła to samo i
drugi, i trzeci raz, aż w końcu wściekły Pavor otworzył okno i przegonił wredne
ptaszysko. Od akcji z Apollem nie miał zaufania do tych zwierząt, zawsze
przynosiły tylko złe wieści. Poza tym zmartwił się tym, co próbowała mu
przekazać posłanka.
Jak na życzenie, usłyszał kroki
dobiegające z okolic kuchni. Złapał leżący obok sofy miecz. Schował się za
ścianą, czając na nieproszonego gościa, by zabić, zanim tamten zdąży
zaatakować.
— Skradanie się? Naprawdę tylko tego
nauczyłeś się, żyjąc wśród śmiertelników? — zagrzmiał głos Aresa, który stanął
w wejściu bez broni i tarczy.
Miecz wysunął się z dłoni Pavora.
Mężczyzna odsunął się, zasłaniając ręką usta. W oczach zebrały mu się łzy, ale
nie śmiał choćby cicho załkać. Przyklęknął, uderzając kolanami o drewniane
panele. Pokornie pochylił głowę przed bogiem wojny, błagalnym głosem prosząc:
— Wybacz mi.
Ares zaśmiał się.
— Wstań, synu. Zaznałeś wystarczająco
dużo upokorzeń przez te piętnaście lat, Fobosie. Dość klęczenia.
Zadrżał na wspomnienie o swoim dawnym
imieniu. Od momentu, w którym opuścił Olimp, nikt nie śmiał nazwać go
„Fobosem”.
Usłuchał życzenia ojca i powstał
dumnie, czując, jak imię napełniło go znowu zapomnianą siłą i potęgą.
— Jesteś Fobos! — powtórzył Ares, by
jeszcze raz przypomnieć synowi, kim tak naprawdę jest. — Nie wierzyłem, że
Tyche może mi tak sprzyjać, kiedy po raz pierwszy usłyszałem imię „Pavor”. Może
i „mądra” Atena zna wszystkie języki światów i uważa mnie za głupca, ale
przerażenie, strach mogę odczytać nawet w najmniej znanym dialekcie.
Ares poklepał syna po ramionach.
Pavor czy Fobos nie czuł, by zasłużył
na taki zaszczyt. Zbuntował się nie tylko przeciw Zeusowi, ale przede wszystkim
zdradził własnego ojca. Jakże śmiał przyjmować teraz wybaczenie Aresa bez
odpokutowania?
Nieświadomie odepchnął ręce ojca. Ares
splunął na telewizor.
— Na mroki Hadesu! — wrzasnął. — Ta
przeklęta Eleonora dalej cię kontroluje. Ale nie na długo.
Były to tylko sekundy…
Ares złapał za twarz Pavora,
uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Wolną rękę wyciągnął za pasa sztylet, po
czym podciął kawałek policzka, na którym zaczynała się blizna. Jednym, sprawnym
pociągnięciem odciął spory kawałek skóry. Krew trysnęła jasnym strumieniem po
twarzy boga, lecz ten nie zatrzymał się. Uśmiechnął się i pociągnął za koniec
płatu, rzucając go na podłogę.
Pavor upadł na podłogę, trzymając się
za ogromną ranę. Złapał leżącą obok bluzę i przyłożył do siebie, próbując
choćby troszkę zatamować krwotok.
— Dlaczego? — spytał żałośnie, lecz
odpowiedź przyszła nim Ares zdążył otworzyć usta.
Wspomnienia, prawdziwe wspomnienia
zalały jego umysł bezlitosną falą. Wszystko, co chował w sobie przez piętnaście
lat, legło w gruzach. Prawda o jego bucie, relacjach z Eleonorą czy Penelopą
były tylko fałszem…
— Oszukała mnie... — syknął groźnie. —
OSZUKAŁA MNIE! — wyrzucił z siebie donośnym głosem.
Teraz już pamiętał wszystko, co
wydarzyło się tamtego dnia.
Nie zdradził. Nie zbuntował się.
Ćwiczył od samego ranka, jak to miał w
zwyczaju, gdy nie ruszał na pole bitewne, karmiąc się strachem i przerażeniem.
Na Olimpie zapanował niewyobrażalny spokój, który zaniepokoił nawet samego
Zeusa. Bogowie, w obawie przez nadejściem nieszczęścia, udali się do Mojr, by
te spojrzały w ich złote nicie. Pavor nie przejął się tym. Jeśli miała nastąpić
wojna, wolał przygotowywać się do niej siłowo, a nie próbować przepowiedzieć
dzień śmierci. Jednak kiedy bogowie ponownie zaczęli się zbierać na Olimpie,
ktoś wszedł do sali ćwiczebnej. Była to kobieta, Eleonora, której wtedy jeszcze
nie znał z wyglądu. Zapytała go: „Czy ty jesteś Fobos?”. Potwierdził. W tamtym
momencie kobieta znikła, pozostawiając po sobie jedynie czarny pył. Nie przejął
tym. Odwrócił. I w tym samym momencie nóż przeciął jego twarz przez całą jej
długość.
— Eleonora jest przepotężna — odezwał
się Ares, przerywając synowi wspominanie tamtych wydarzeń. — Nie jest w pełni
bogiem, ale też nie człowiekiem, choć przecież nawet Herakles mnie pokonał w
siłowaniu na ręce. — Niechętnie podał za przykład jedną ze swoich największych
porażek, krzywiąc się i dwukrotnie spluwając na podłogę gęstą śliną. —
Wystarczy trochę krwi albo naszej mocy, by stać się silnym.
— Ale nawet Eleonora nie jest
niepokonana — odpowiedział jakby za ojca Pavor. — Czym jest jej słabość?
— Musi naznaczyć osobę kontrolowaną
swoją krwią. — Wskazał na ranę syna. — Poza tym nie może kontrolować zbyt wielu
osób na raz. Mimo wszystko nie jest bogiem. — Na jego twarzy zagościł złośliwy
uśmiech.
Ares przytkał jedną dziurkę nosa, po
czym dmuchnął, roznosząc smarki po dywanie.
— Od razu lepiej — powiedział z ulgą.
— Więc przez te piętnaście lat…
—… Eleonora cię kontrolowała —
dokończył za niego Ares. — Dałeś się podejść kobiecie. Wstyd i hańba! — wybuchł
gniewem, uderzając masywną pięścią o telewizor i rozwalając go.
Pavor delikatnie zadrżał. Nie powinien.
Przecież wszystko, co czynił w tym domu, było częścią manipulacji Eleonory.
Ukochany telewizor, kasety wideo i zamiłowanie filmów już nie istniało, a mimo
to z żalem spoglądał na zgnieciony sprzęt. W oczach zbierały się łzy na
wspomnienie o cudownych chwilach, gdy po raz pierwszy obejrzał z Penelopą
„Herkulesa”, by potem wyjaśnić jej wszystkie nieprawidłowości tej bajki.
Zniesmaczony zachowaniem syna Ares
jedynie zacisnął pięści i pełen wyrozumiałości rzekł:
— Wybaczam ci. — Zadrżał z obrzydzenia.
— Eleonora musiała się bardzo głęboko
zakorzenić w twoim umyśle. A i krew twojej matki wiele wyjaśnia… Ach, ta
Afrodyta… Hefajstos znowu zamknął ją w klatce i zwisa teraz z Olimpu! — Zaśmiał
się gromko. — Ciekawe, przed kim teraz rozłożyła nogi.
Pavor nie zareagował na obrażanie
własnej matki. Przyzwyczaił się do opinii, jaką miała Afrodyta i zawsze chętnie
wysłuchiwał, co mają do powiedzenia inni ludzie czy bogowie. Nagle przypomniał
sobie. Poprzedniego dnia Afrodyta odwiedziła Penelopę, przynosząc jej trzy
ostrzeżenia. Już wtedy zaniepokoił się tymi knowaniami bogów, ale nic więcej z
nimi nie zrobił. Teraz zastanawiał się, czy powiedzieć o tym Aresowi. Zanim
jednak zdążył o czymkolwiek zadecydować, usłyszał głośne bicie serca.
— Czasami tak przeszkadza — parsknął
Ares. — Nie umiem jeszcze kontrolować nad tym, ale to jak z jazdą konno,
pierwsza zawsze musi skończyć się upadkiem.
Podwinął przepaskę zrobioną ze skóry
lwa, ukazując ruszającą się kieszeń. Krople krwi spłynęły po napiętym udzie
boga. Ares wyjął z wnęki żywe serce, które zabiło w równym rytmie, kołysząc się
w jego dłoni.
— Serce Zapomnianej Bogini — szepnął
Pavor, podziwiając zdobycz ojca.
— To dopiero początek, mój synu! — Ares
schował serce z powrotem do miejsca, w którym, według niego, było
najbezpieczniejsze na świecie. — Wszyscy
zapłacą. Zawsze przeklęta „sprawiedliwa wojna” — zakaszlał, po czym splunął na
podłogę — brzydzą mnie te słowa. Zawsze wygrywała, a ludzie cześć wznosili ku
wielkiej chwale opiekunki miast, bogini mądrości i spr… — Skrzywił się. —
Wiesz, o co chodzi. Teraz koniec z tym. Mam sztylet, mam serce, więc potrzeba
tylko zabrać tą Penetropę…
— Penelopę — poprawił go Pavor, choć
niechętnie wypowiedział jej imię.
— Tak, tak, Penelopę. — Machnął ręką od
niechcenia. — Jeśli zabiję ją, ona stanie się posłuszną mi Zapomnianą Boginią.
Wygram… — Zawahał się. — Wygramy, synu! Bogowie już przestaną wypominać mi, jak
to ciągle przegrywałem z siostrą. Ludziom przypomnę o naszym istnieniu i od
nowa odbuduję naszą potęgę. Twoi bracia i siostry również pomogą. Zdobędziemy
nie tylko Penelopę, ale również Bezimienną.
Oboje w zamyśleniu zaczęli się sobie
przyglądać. Pavor na myśl o zabiciu Penelopy, zadrżał. Powtarzał sobie, że to
tylko fałszywe wspomnienia, które zdobył pod wpływem mocy Eleonory. I nic
więcej…
— Co mam zrobić ojcze? Dlaczego dopiero
teraz? — zapytał.
— To przez jakąś idiotyczną
przepowiednię i inne głupoty. Moc Granicy niknęła, a to oznaczało, że czas
wymienić strażniczkę. Poprzednim razem nie interesowało mnie to, ale teraz? Gdy
znam moc Granicy? — Wziął głęboki wdech, dumnie spoglądając w stronę nieba. —
Naprawdę warto zdobyć tę moc.
Nie o to pytał…
— Ale jeśli chodzi o ciebie — zaczął
nagle Ares. — Już powiedziałem: dałeś się podejść Eleonorze, twoja wina, ale
teraz jesteś mi potrzebny. Znasz Penelopę, masz jej zaufanie, a gdy przyjdzie
czas…
Ares wyciągnął dłoń, w której spoczywał
sztylet, po czym dał znać synowi, by go wziął. Bóg strachu niechętnie przyjął
dar, obawiając się, czego ojciec może od niego żądać.
—… to ty uzyskasz tę moc — dokończył. —
My uzyskamy…
Rozbrzmiał dzwonek do domu.
— Co do piorunów Zeusa?
Ares gwałtownie chwycił za miecz, już
będąc gotowym do ataku. Pavor w ostatniej chwili powstrzymał go, zagradzając
drogę.
— To tylko dzwonek do drzwi —
wytłumaczył na spokojnie. — Pewnie przyszedł listonosz… Nie ważne! — krzyknął,
podejrzewając, że ojciec i tak nie zrozumie, o co mu chodzi.
Wyminął Aresa, gnając w stronę wejścia
do domu i błagając, by nie stała przed nim Penelopa. Rozległo się pukanie, a on
w tej chwili otworzył szeroko drzwi. Nie rozpoznał kobiety, która krzyknęła:
— Penelopa została porwana do świata
bogów!
I jak? Podobało się? Dajcie znać! Krótki rozdział, ale czasami wolę dać krótszy niż żeby potem długo, długo nie było niczego :)
"Nie umiem jeszcze kontrolować nad tym," - nie powinno czasem być "kontrolować tego" albo ew. "panować nad tym"?
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że Pavor okaże się synem Aresa... Niezłego ma ojczulka ;p Ciekawi mnie, jak zareaguje na porwanie Penelopy...
Pozdrawiam ^^
Pewnie chciałam użyć jednego albo drugiego i w ostateczności takie głupie połączenie wyszło! Haha, dzięki za uwagę :)
OdpowiedzUsuńNo zobaczymy, zobaczymy.
Pozdrawiam i dzięki za komentarz!