Potężna
ręką Aresa walnęła w twarz Erika, rozkwaszając mu cały policzek. Przekręcił się
w powietrzu i upadł z hukiem, wgryzając się w ziemię. Dwa zęby wyleciały z ust,
opadając gdzieś wśród trawy. Penelopa wygięła plecy, podnosząc się i
zaczerpując łyku świeżego powietrza. Ziemia przeleciała przez gadło, dostając
się aż do żołądka. Zrobiło jej się niedobrze. Smak gleby wypełnił usta,
doprowadzając ją do odruchów wymiotnych. Włożyła palec do buzi i wygrzebała ze
środka resztki, które ugrzęzły pod językiem. Oddałaby wiele, aby tylko móc
dostać trochę wody i przepłukać się. Myśli odeszły, gdy spowił ją wielki cień.
Ares
stanął przed dziewczyną, rozpościerając ręce. Ryknął donośnym śmiechem,
strasząc ptaki, które uciekły z drzewnych schronów i wniosły się wysoko ku
niebu, które przykryły chmury. Pałac Zeusa skrył się w mrokach. Ojciec bogów
wysunął rękę ze złotego okna, chwytając jeden ze swych piorunów. Rzucił nim ku
ziemi, trafiając tuż przed stopami Aresa. Bóg wojny otrzepał kurz z ramion, po
czym splunął, posyłając wrogie spojrzenie ku własnemu ojcu.
Z
nieba zaczęła lecieć odświeżająca mżawka.
—
Zaraz pewnie ze złości wywoła burzę. — Prychnął. — O wielki Zeusie, opanuj swą
złość. Zaraz skończymy ten dramat! — Jego ryk rozniósł się echem, docierając aż
do samego podziemia, w którym zawrzało.
Penelopa
na klęczkach przeszła obok Aresa, nie wydając przy tym choćby najmniejszego
dźwięku. Przechyliła się na bok. Ból promieniujący z ramienia nadal nie
zniknął. Zacisnęła szczękę, przenosząc ciężar ciała na drugą stronę. Już prawie
minęła boga. Eric zaskowytał z oddali. Splunął krwią, odruchowo dotykając
dziąseł, w których brakowało zębów. Odwróciła się, włosami zahaczając o nogę
Aresa.
—
Kobieta — odparł jedynie, kręcąc głową z rozczarowania.
Chwycił
potężną ręką za głowę Penelopy, podnosząc ją na wysokość twarz. Przyjrzał się
jej, badając niemalże każdy skrawek ciała. Fuknął pod nosem, równocześnie
odgarniając lepiące się do czoła włosy. Puścił Penelopę, natychmiast łapiąc ją
w pasie. Przerzucił bez najmniej wyrzutów przez ramię i poszedł w kierunku, z
którego przybył.
—
Błagam, zaczekaj, o wielki Aresie — wydusił z siebie Erik.
Podniósł
się na chwiejnych nogach, ledwo widząc to, co znajdowało się jego oczami.
Mroczki pogłębiały się z każdą chwilą, rozmazując obraz. Przymknął powieki.
Szum w głowie nie zniknął, a przybrał na sile. Zgnieciony policzek nabrzmiał, a
szaro-sina plama pojawiła się na miejscu krwi.
Ares
nawet się nie zatrzymał.
—
Błagam, o Aresie, ja muszę wypełnić tę misję. Ja nie mogę przegrać. To… —
Zawahał się, przyciskając pięść do piersi. — Ja nie mogę zawieść tego, kim
jestem.
Ares
pokręcił nosem. Żebra Penelopy wbijały się niewygodnie w jego ramię, a
stosunkowo krótkie włosy sięgnęły do jego klaty, łaskocząc owłosioną skórę.
Podrzucił nią, poprawiając ułożenie wzdłuż własnego ciała. Dziewczyna
zakrztusiła się śliną. Uderzyła czołem o umięśnioną pierś boga, zbierając
włosami pot z jego torsu. Smród wydobywający się od boga przewrócił żołądek do
góry nogami. Powstrzymała się z trudem, aby tylko nie wymiotować w takiej
pozycji, lecz im dłużej przebywała w obecności Aresa, tym bardziej miała ochotę
pozbyć się wszystkiego, co dusiło ją we wnętrzu. Przekręciła głowę na bok,
zaczerpując cząstkę świeżego powietrza.
— Nie ruszaj się!
Rozkaz
Aresa był absolutny. Wróciła do poprzedniej pozycji, nie zdając sobie sprawy,
że właśnie wykonała jakiś ruch. Poruszyła się bez zastanowienia, słuchając się
boga; bez cienia sprzeciwu.
—
Aresie, błagam! — zaskowytał po raz trzeci Erik.
Przeszedł
kilka kroków, włócząc nogą, która obiła się podczas upadku. Już wcześniej
uszkodził ją w jaskini Mojr, ale teraz sytuacja się pogorszyła. Uderzył w nią,
próbując zmusić do posłuszeństwa. Jak miał walczyć w takim stanie? Nie, nie był
gotowy poddać się w tak kluczowym momencie.
Zagryzł
wargę, przebijając się aż do krwi, po czym skoczył na plecy Aresa. Zacisnął ręce
na jego szyi, nieznacznie podduszając. Bóg sięgnął za siebie, chwytając Erika
za kołnierz. Przerzucił go przez własne ciało, wbijając w ziemię. Uniósł nogę i
w swojej wspaniałości przydusił chłopaka do ziemi. Rozległ się dźwięk łamanych
kości. Dwa żebra pękły, a kolejne poddawały się nieskończonej sile.
—
Chodź — rozkazał krótko i bez zbędnego używania niepotrzebnych słów.
Puścił
Erika, samemu wracając na prosta drogę, która zmierzała ku końcowi. Linia drzew
kończyła ścieżkę, a słupy jasnego światła rozpoczynały nowe miejsce, do którego
zmierzali. Ares przeszedł przez granicę dzielącą dwie części świata bogów.
Penelopa podniosła głowę. Promienie słoneczne oślepiły ją, równocześnie dając
poczucie ciepła i spokoju. Wiatr zakołysał trawą.
—
Penelopa?
Wstrzymała
oddech, gdy usłyszała głos, który rozpoznałaby wszędzie. Obróciła się na sekundę.
Czerwona, krwawiąca blizna, z której został zdarty kawałek skóry, przeraziła ją.
W jej szyi strzyknęło.
Pavor
zeskoczył ze skały, okręcając miecz w dłoni. Widziała go tyle razy w domu
mistrza, dotykała jego ostrza i słuchała pobieżnych historii o tym, jak
wprawiał ostrze w ruch, siekając niezliczone gromady wojowników. Jednak nigdy
nie widziała go skierowanego przeciwko niej samej.
Ares
zrzucił ją z siebie. Rzucił ostre, jednoznaczne spojrzenie, które było
skierowane w stronę dziewczyny dosłownie przez moment. Podniosła się,
poprawiając zsunięte ramiączko od biustonosza. Pavor w tym czasie nie podszedł.
Stanął w miejscu, mocniej ściskając rękojeść miecza. Pomyślała, że go schowa.
Zdawała sobie sprawę, że przecież obiecał jej pomóc. A może to tylko była część
planu? Część pułapki?
W
jej sercu coś pękło. Z oczu nie spadła choćby jedna łza. Za bardzo bolało, by
tak się stało.
—
Dlaczego? — spytała, nie zdając sobie sprawy, kiedy przez jej usta przeszły
jakiekolwiek słowa.
—
Nie opiekowałem się tobą z własnej woli — odpowiedział obojętnie. — Eleonora
bawiła się naszą dwójką przez cały czas. Nie łączy mnie z tobą nic. Jednak
przez wzgląd na spędzony wspólnie czas i wdzięczność za okazaną pomoc, oferuję
ci śmierć z mojej ręki bądź z ręki wielkiego Aresa. — Wskazał na ojca. —
Bezboleśnie. Zakończymy twoje cierpienie, Penelopo.
Penelopo?, powtórzyła własne imię w myślach,
wyobrażając sobie jeszcze raz ten ton, z jakim Pavor wypowiedział je. Zawsze
zachowywał powagę i chłodny stosunek wobec niej. Dystans między nimi zarysował
już samym początku znajomości, ale nigdy nie dzieliło ich tak wiele. Przecież
kochali wspólnie oglądać filmy na kasetach, jedząc kupcze ciastka i popijając
je kawą. Nie wierzyła, że te dni nic już dla niego nie znaczą.
—
Ojcze, wybacz mi — mówił dalej. — Chciałem cię zdradzić.
Sięgnął
za pas, wyjmując sztylet, który dostał od matki.
—
To… — Erik pokazał drżącym palcem na broń.
—
Zgadza się. — Zamknął oczy, zamyślając się na kilka sekund. — Eros ukradł drugi
sztylet Erikowi, dał go Afrodycie, a ona przekazała go mnie. Miałem…
Śmiech
Aresa przerwał wszystko, co chciał powiedzieć Pavor. Wystraszone ptaki
wzleciały ku niebiosom, a Echo zebrała ze sobą radość boga wojny, ostrzegając
pozostałych przez zagrożeniem.
—
Przyznam, że pomyliłem się. — Uderzył się we własne udo. — Jestem z ciebie
dumny synu!
—
Dziękuję, ojcze. — Pochylił pokornie głowę. — Dlatego, Penelopo, przypomnij
sobie, co zawsze ci mówiłem, gdy stajesz do walki? Mówiłem ci, że czasami warto
się po prostu poddać.
Penelopa
pamiętała dokładnie słowa, które jej zawsze powtarzał. Nigdy nie kazał się
poddawać. Nie. Zawsze uczył ją, by uciekać…
Nie ma jak pisanie na siłę. Jeszcze trochę i rozdziały będą długości kwitka z pralni xD
OdpowiedzUsuńDziękuję za jakże konstruktywny komentarz, naprawdę to doceniam ;)
UsuńPrzyznam, że nigdy nie korzystałam z usług pralni, więc nie widziałam takiego kwitka.
A co do długości rozdziałów. Przepraszam, ale jakbym się starała, nie dogodzę wszystkim. Gdyż jedni mówią, że za długi, inni że za krótki. A jak powinno być? A jest różnie. Serdecznie polecam książki Pattersona, np. Dom przy plaży, w którym to rozdziały są jeszcze krótsze od tego z dzisiaj.
Pozdrawiam serdecznie ;)
Rolaka