piątek, 20 lipca 2018

Rozdział 27 — Pomiędzy


Potężna ręką Aresa walnęła w twarz Erika, rozkwaszając mu cały policzek. Przekręcił się w powietrzu i upadł z hukiem, wgryzając się w ziemię. Dwa zęby wyleciały z ust, opadając gdzieś wśród trawy. Penelopa wygięła plecy, podnosząc się i zaczerpując łyku świeżego powietrza. Ziemia przeleciała przez gadło, dostając się aż do żołądka. Zrobiło jej się niedobrze. Smak gleby wypełnił usta, doprowadzając ją do odruchów wymiotnych. Włożyła palec do buzi i wygrzebała ze środka resztki, które ugrzęzły pod językiem. Oddałaby wiele, aby tylko móc dostać trochę wody i przepłukać się. Myśli odeszły, gdy spowił ją wielki cień.
Ares stanął przed dziewczyną, rozpościerając ręce. Ryknął donośnym śmiechem, strasząc ptaki, które uciekły z drzewnych schronów i wniosły się wysoko ku niebu, które przykryły chmury. Pałac Zeusa skrył się w mrokach. Ojciec bogów wysunął rękę ze złotego okna, chwytając jeden ze swych piorunów. Rzucił nim ku ziemi, trafiając tuż przed stopami Aresa. Bóg wojny otrzepał kurz z ramion, po czym splunął, posyłając wrogie spojrzenie ku własnemu ojcu.
Z nieba zaczęła lecieć odświeżająca mżawka.
— Zaraz pewnie ze złości wywoła burzę. — Prychnął. — O wielki Zeusie, opanuj swą złość. Zaraz skończymy ten dramat! — Jego ryk rozniósł się echem, docierając aż do samego podziemia, w którym zawrzało.
Penelopa na klęczkach przeszła obok Aresa, nie wydając przy tym choćby najmniejszego dźwięku. Przechyliła się na bok. Ból promieniujący z ramienia nadal nie zniknął. Zacisnęła szczękę, przenosząc ciężar ciała na drugą stronę. Już prawie minęła boga. Eric zaskowytał z oddali. Splunął krwią, odruchowo dotykając dziąseł, w których brakowało zębów. Odwróciła się, włosami zahaczając o nogę Aresa.
— Kobieta — odparł jedynie, kręcąc głową z rozczarowania.
Chwycił potężną ręką za głowę Penelopy, podnosząc ją na wysokość twarz. Przyjrzał się jej, badając niemalże każdy skrawek ciała. Fuknął pod nosem, równocześnie odgarniając lepiące się do czoła włosy. Puścił Penelopę, natychmiast łapiąc ją w pasie. Przerzucił bez najmniej wyrzutów przez ramię i poszedł w kierunku, z którego przybył.
— Błagam, zaczekaj, o wielki Aresie — wydusił z siebie Erik.
Podniósł się na chwiejnych nogach, ledwo widząc to, co znajdowało się jego oczami. Mroczki pogłębiały się z każdą chwilą, rozmazując obraz. Przymknął powieki. Szum w głowie nie zniknął, a przybrał na sile. Zgnieciony policzek nabrzmiał, a szaro-sina plama pojawiła się na miejscu krwi.
Ares nawet się nie zatrzymał.
— Błagam, o Aresie, ja muszę wypełnić tę misję. Ja nie mogę przegrać. To… — Zawahał się, przyciskając pięść do piersi. — Ja nie mogę zawieść tego, kim jestem.
Ares pokręcił nosem. Żebra Penelopy wbijały się niewygodnie w jego ramię, a stosunkowo krótkie włosy sięgnęły do jego klaty, łaskocząc owłosioną skórę. Podrzucił nią, poprawiając ułożenie wzdłuż własnego ciała. Dziewczyna zakrztusiła się śliną. Uderzyła czołem o umięśnioną pierś boga, zbierając włosami pot z jego torsu. Smród wydobywający się od boga przewrócił żołądek do góry nogami. Powstrzymała się z trudem, aby tylko nie wymiotować w takiej pozycji, lecz im dłużej przebywała w obecności Aresa, tym bardziej miała ochotę pozbyć się wszystkiego, co dusiło ją we wnętrzu. Przekręciła głowę na bok, zaczerpując cząstkę świeżego powietrza.
 — Nie ruszaj się!
Rozkaz Aresa był absolutny. Wróciła do poprzedniej pozycji, nie zdając sobie sprawy, że właśnie wykonała jakiś ruch. Poruszyła się bez zastanowienia, słuchając się boga; bez cienia sprzeciwu.
— Aresie, błagam! — zaskowytał po raz trzeci Erik.
Przeszedł kilka kroków, włócząc nogą, która obiła się podczas upadku. Już wcześniej uszkodził ją w jaskini Mojr, ale teraz sytuacja się pogorszyła. Uderzył w nią, próbując zmusić do posłuszeństwa. Jak miał walczyć w takim stanie? Nie, nie był gotowy poddać się w tak kluczowym momencie.
Zagryzł wargę, przebijając się aż do krwi, po czym skoczył na plecy Aresa. Zacisnął ręce na jego szyi, nieznacznie podduszając. Bóg sięgnął za siebie, chwytając Erika za kołnierz. Przerzucił go przez własne ciało, wbijając w ziemię. Uniósł nogę i w swojej wspaniałości przydusił chłopaka do ziemi. Rozległ się dźwięk łamanych kości. Dwa żebra pękły, a kolejne poddawały się nieskończonej sile.
— Chodź — rozkazał krótko i bez zbędnego używania niepotrzebnych słów.
Puścił Erika, samemu wracając na prosta drogę, która zmierzała ku końcowi. Linia drzew kończyła ścieżkę, a słupy jasnego światła rozpoczynały nowe miejsce, do którego zmierzali. Ares przeszedł przez granicę dzielącą dwie części świata bogów. Penelopa podniosła głowę. Promienie słoneczne oślepiły ją, równocześnie dając poczucie ciepła i spokoju. Wiatr zakołysał trawą.
— Penelopa?
Wstrzymała oddech, gdy usłyszała głos, który rozpoznałaby wszędzie. Obróciła się na sekundę. Czerwona, krwawiąca blizna, z której został zdarty kawałek skóry, przeraziła ją. W jej szyi strzyknęło.
Pavor zeskoczył ze skały, okręcając miecz w dłoni. Widziała go tyle razy w domu mistrza, dotykała jego ostrza i słuchała pobieżnych historii o tym, jak wprawiał ostrze w ruch, siekając niezliczone gromady wojowników. Jednak nigdy nie widziała go skierowanego przeciwko niej samej.
Ares zrzucił ją z siebie. Rzucił ostre, jednoznaczne spojrzenie, które było skierowane w stronę dziewczyny dosłownie przez moment. Podniosła się, poprawiając zsunięte ramiączko od biustonosza. Pavor w tym czasie nie podszedł. Stanął w miejscu, mocniej ściskając rękojeść miecza. Pomyślała, że go schowa. Zdawała sobie sprawę, że przecież obiecał jej pomóc. A może to tylko była część planu? Część pułapki?
W jej sercu coś pękło. Z oczu nie spadła choćby jedna łza. Za bardzo bolało, by tak się stało.
— Dlaczego? — spytała, nie zdając sobie sprawy, kiedy przez jej usta przeszły jakiekolwiek słowa.
— Nie opiekowałem się tobą z własnej woli — odpowiedział obojętnie. — Eleonora bawiła się naszą dwójką przez cały czas. Nie łączy mnie z tobą nic. Jednak przez wzgląd na spędzony wspólnie czas i wdzięczność za okazaną pomoc, oferuję ci śmierć z mojej ręki bądź z ręki wielkiego Aresa. — Wskazał na ojca. — Bezboleśnie. Zakończymy twoje cierpienie, Penelopo.
Penelopo?, powtórzyła własne imię w myślach, wyobrażając sobie jeszcze raz ten ton, z jakim Pavor wypowiedział je. Zawsze zachowywał powagę i chłodny stosunek wobec niej. Dystans między nimi zarysował już samym początku znajomości, ale nigdy nie dzieliło ich tak wiele. Przecież kochali wspólnie oglądać filmy na kasetach, jedząc kupcze ciastka i popijając je kawą. Nie wierzyła, że te dni nic już dla niego nie znaczą.
— Ojcze, wybacz mi — mówił dalej. — Chciałem cię zdradzić.
Sięgnął za pas, wyjmując sztylet, który dostał od matki.
— To… — Erik pokazał drżącym palcem na broń.
— Zgadza się. — Zamknął oczy, zamyślając się na kilka sekund. — Eros ukradł drugi sztylet Erikowi, dał go Afrodycie, a ona przekazała go mnie. Miałem…
Śmiech Aresa przerwał wszystko, co chciał powiedzieć Pavor. Wystraszone ptaki wzleciały ku niebiosom, a Echo zebrała ze sobą radość boga wojny, ostrzegając pozostałych przez zagrożeniem.
— Przyznam, że pomyliłem się. — Uderzył się we własne udo. — Jestem z ciebie dumny synu!
— Dziękuję, ojcze. — Pochylił pokornie głowę. — Dlatego, Penelopo, przypomnij sobie, co zawsze ci mówiłem, gdy stajesz do walki? Mówiłem ci, że czasami warto się po prostu poddać.
Penelopa pamiętała dokładnie słowa, które jej zawsze powtarzał. Nigdy nie kazał się poddawać. Nie. Zawsze uczył ją, by uciekać…

2 komentarze:

  1. Nie ma jak pisanie na siłę. Jeszcze trochę i rozdziały będą długości kwitka z pralni xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za jakże konstruktywny komentarz, naprawdę to doceniam ;)
      Przyznam, że nigdy nie korzystałam z usług pralni, więc nie widziałam takiego kwitka.
      A co do długości rozdziałów. Przepraszam, ale jakbym się starała, nie dogodzę wszystkim. Gdyż jedni mówią, że za długi, inni że za krótki. A jak powinno być? A jest różnie. Serdecznie polecam książki Pattersona, np. Dom przy plaży, w którym to rozdziały są jeszcze krótsze od tego z dzisiaj.
      Pozdrawiam serdecznie ;)
      Rolaka

      Usuń