Penelopa ponownie przetarła
zaczerwienione oczy, siedząc przed włączonym komputerem we własnym pokoju.
Kiedy tylko obudziła się u Pavora, zauważyła, że niemal wszystkie obrażenia
zniknęły w niewytłumaczalny sposób — już nie pierwszy raz. Nie odczuwała bólu
czy zmęczenia. Pozostał jej tylko tajemniczy ślad na nodze, a wątpiła, że to
zwykły siniak. Pavora również niepokoił, lecz mimo to odesłał dziewczynę do
domu, twierdząc, że tam będzie bezpieczniejsza. Nie uwierzyła mu. Była pewna,
że mężczyzna znowu próbuje coś ukryć. Aczkolwiek tym razem wyszła posłusznie,
bez jakiegokolwiek krzyku czy kłótni.
Owinęła się ulubionym kocem, tworząc
coś na wzór kokonu i wbiła wzrok w ekran monitora. Oglądając po kolei odcinki „Luka
Cage’a”, próbowała odegnać wspomnienia sprzed południa; skupić się na jednym z
ulubionych seriali. Bezskutecznie. Nawet najmniejsze nawiązanie do samej walki
przypominało jej o dziecku Lamii. Jej ciało reagowało natychmiast. Drżała,
błądząc wzrokiem po porośniętym kwiatami pomieszczeniu. Było jej tak zimno,
choć w pokoju temperatura sięgała niemal dwudziestu pięciu stopni. W końcu
wyłączyła ekran i rozpłakała się.
Z przedpokoju dobiegł dźwięk
trzaskanych drzwi.
Penelopa zamarła.
Ojciec był jeszcze w pracy, Pavor nie
opuściłby własnego mieszkania, Kornelia najprawdopodobniej została na uczelni,
a nie znała nikogo więcej, kto miałby dostęp do domu. Zamknęła drzwi na klucz —
sprawdziła to kilkukrotnie, a gdy tylko dotarła do pokoju, jeszcze raz wróciła
do przedpokoju i upewniła się. Tylko czy bogowie wchodzili przez drzwi?
Zeszła ostrożnie z fotela, błagając, by
nie zaskrzypiał. Schowała się za drzwiami. Serce łomotało w nierównym rytmie, a
na powierzchni skóry pojawiły się kropelki potu. Napięła mięśnie w gotowości na
walkę, by tym razem odegnać zagrożenie, zanim dojdzie do tragedii. W dłoń
pochwyciła znajdujący się najbliżej przedmiot, lampkę nocną, którą już
wcześniej próbowała wykorzystać przeciw Afrodycie i schowała się tuż za
wejściem.
Kroki dochodziły z okolic kuchni, potem
przeniosły się na łazienkę, aż znalazły się tuż przed pokojem Penelopy. Jedno
uderzenie serca, drugie, trzecie, czwarte… Dziewczyna uniosła przedmiot, gotowa
do zadania nieznajomemu ostatecznego ciosu, gdy tylko nadusi za klamkę. Ale
nagle rozległ się znany Penelopie głos:
— Ej, jesteś tu? Widziałam twoje buty,
więc nie udawaj… I co to za rośliny?
To była Kornelia.
Ogromny ciężar spadł z serca studentki,
gdy wszystkie jej niepokoje okazały się nieprawdziwe. Osunęła się na podłogę,
czując, że łzy napływają do oczu.
— Kornelio… — wypowiedziała imię
przyjaciółki głosem pełnym cierpienia.
Drzwi gwałtownie otworzyły się sekundę
później. Przerażona Kornelia niemal rzuciła się na Penelopę, chwytając ją za
ramiona. Obejrzała dziewczynę ze wszystkich stron i niepokojącym głosem
spytała:
— Co się stało?
Rękawem Penelopa przetarła mokry od łez
policzek.
— Nic — odpowiedziała.
— No jak to nic? — Kornelia rozejrzała
się wokoło, po czym chwyciła za koc, który wcześniej Penelopa z siebie zrzuciła
i przykryła nim przyjaciółkę. — Jak to nic, kobieto? Ktoś się skrzywdził? Był
tu jakiś złodziej czy co? Powiedz cokolwiek! Mam zadzwonić po karetkę? Policję?
— mówiła nieustannie, nie dając choćby na moment Penelopie dojść do słowa.
— Nie — szepnęła.
We swoich wspomnieniach Penelopa zawsze
widziała Kornelię — przyjaciółkę, którą traktowała jak własną siostrę. Ojciec
wielokrotnie opowiadał jej, że historia ich paczki kumpli zaczęła się jeszcze
na pierwszym roku studiów w 1993 roku, kiedy to poznali się na pierwszych
zajęciach na wydziale ekonomicznym. Od tego momentu rozpoczęły się wspólne
popijawki, wyjazdy do Warszawy, Krakowa czy nad morze, dorywcze prace na
wakacjach przy zbieraniu owoców i nauka. Aż w przerwie majowej pojechali w góry
i powrócili z nich z dwoma dziewczynkami w łonach matek. Rodzice matki Penelopy
wyparli się jej. Ciąża była ciężka, pojawiały się komplikacje, w
przeciwieństwie do Agnieszki Dalińskiej. A po dziewięciu miesiącach przyszła
radość w postaci Kornelii i Penelopy oraz smutek po śmierci matki Penelopy.
Dariusz Rosiński przyjął całą odpowiedzialność za córkę, obiecując jeszcze
wtedy maleństwu, że będzie dla niego i matką, i ojcem. Agnieszka Dalińska
wspierała go ze wszystkich sił, choć po części pragnąc dać dziecku matczyną
miłość, która została mu odebrana przez przedwczesną śmierć rodzicielki.
Na zdjęciach uwiecznili kąpiele dwóch
dziewczynek, wycieczki po mieście, pierwsze kroki, zabawy, topienie Marzanny…
Penelopa nie potrafiła zliczyć, na jak wielu fotografiach znajdowała się ona i
Kornelia. Zawsze razem, niezależnie od pory roku czy wydarzenia. A jednak
Kornelia nie znała prawdy…
— Słuchasz mnie? — odezwała się
Kornelia.
Penelopa wyrwała się z zamyślenia. Otworzyła
nieznacznie usta, chcąc coś powiedzieć. Jednak wystraszyła się i zacisnęła usta
w wąską linijkę. Wahała się. Tak wiele rzeczy przemawiało za tym, by zadusić w
sobie wyznania i udawać, że nic się nie stało.
— Proszę — powiedziała błagalnym głosem
Kornelia, wbijając wzrok w podłogę. — Kocham cię. Chcę ci pomóc, ale nie wiem
jak, skoro ty wciąż coś przede mną ukrywasz. Proszę — szepnęła.
Penelopa odwróciła się, zaciskając zęby
jak najmocniej tylko potrafiła. Patrzenie na przejętą Kornelię sprawiało jej
większy ból niż jakiekolwiek rany. Kłamstwo wciąż kiełkowało, choć nie takiego
rozwiązania sobie życzyła. Gdyby tylko zdobyła się na odwagę wcześniej, może
mniej miałaby teraz na sumieniu. Jednak żałowanie błędów przeszłości nic nie
dawało. Jeśli chciała przekroczyć wyznaczoną przez siebie granicę, musiała
uczynić to o własnych siłach.
— Świat bogów greckich istnieje —
rzekła z trudem. Nabrała głębokiego wdechu, po chwili kontynuując: — Piętnaście
lat temu znaleźliście mnie nieprzytomną na placu zabaw. Od tego dnia zaczęłam
widzieć mitologiczne stworzenia. Wiem, wiem, wiem, jak to dziwnie brzmi, ale… —
Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła mówić przez łzy. — Przepraszam, ja naprawdę
przepraszam, ale to prawda. Ja nie zmyślam. Tę ścieżkę z kwiatów zostawiła mi
Afrodyta. Była tu dzisiaj… To szalone. Ja…
Nie. Nie odwróciła się.
Wyobrażała sobie reakcję Kornelii.
Rozgoryczenie, zagubienie, może trochę zniesmaczenie szaleństwem Penelopy...
Kiedy oświadczyła dzieciom z klasy informację, że jej nową przyjaciółką jest
driada z pobliskiego parku, nazwali ją kłamczuchą. Każda prawda rodziła tylko
niechęć wobec niej samej. Liczba przyjaciół drastycznie zmniejszała się,
Penelopa zyskała przydomek „marzycielki-kłamczuchy” i, ostatecznie, tylko
Kornelia przy niej pozostała. Dlatego wciąż wierzyła, że i tym razem nic się
nie zmieni.
W tym czasie Kornelia głęboko
westchnęła. Zamyśliła się na moment, błądząc wzrokiem po pokoju bez
najmniejszego sensu. Aż w końcu wyszła z pokoju, nie zamykając go za sobą.
— Zaraz wracam — oświadczyła.
Kornelia bezsensownie przeszła przez
całą długość korytarza, kilkukrotnie zawracając i sprawdzając po drodze, czy
zamknęła za sobą mieszkanie. W końcu stanęła na środku kuchni i oparła się
łokciami o blat. Potrzebowała kilku minut, by ogarnąć sytuację, w której się
znalazła. Docierały do niej dwa fakty: bogowie greccy istnieją, Penelopa widzi
świat mitologiczny. I w równym stopniu oba wydawały jej się co najmniej
absurdalne. Ale prawdę wyznała bliska jej osoba, a tego nie umiała zlekceważyć.
Przekręciła głowę i spojrzała na pasmo
rosnących na środku korytarza roślin. Widziała je, mogła dotknąć, powąchać. To
nie był kawał, tam naprawdę znajdował się cały klomb.
Złapała jeden z kwiatów i pociągnęła ku
sobie. Natychmiast w jego miejsce wyrósł nowy. Brwi Kornelii uniosły się w
niedowierzaniu. Albo wariowała, albo naprawdę magia istniała.
Mimo chęci by uciec i zostawić za sobą
niepotrzebny problem, zawróciła. Zawsze planowała, miała wypracowany schemat,
by przyjąć, jak działać w różnych sytuacjach. Jednak ta ją przerosła.
Wróciła do pokoju Penelopy, wprawiając
ją w niemałe zakłopotanie. Ta uśmiechnęła się blado i kiwnęła głową, dając
znać, że cieszy się z powrotu przyjaciółki. Kornelia również była wdzięczna, że
nogi zaniosły ją właśnie tutaj.
— Jak wystraszone szczenię —
powiedziała przez zaciśnięte zęby Kornelia, nie szczędząc Penelopy. Miała
zamiar wycisnąć z niej wszystko, co tylko mogła. Koniec tajemnic, koniec
fałszu.
Penelopa w odpowiedzi tylko wzruszyła
ramionami.
— Otrząśnij się, kobieto! — dokończyła
groźnie.
— Kornelio?
— Domyślałam się, że coś jest nie tak.
Próbowałam dowiedzieć się czegoś od wujka Dariusza, ale zbywał mnie, tłumacząc,
że ty musisz mi wyznać prawdę. Więc czekałam. — Rozłożyła ramiona zdesperowana.
— Domyślałaś się… — Penelopa
przewróciła oczami. — A teraz? Prawda cię usatysfakcjonowała? — spytała.
Kornelia zawahała się.
— Na razie założę, że mówisz prawdę —
oświadczyła. — Jednak bogowie greccy? Mitologiczne stworzenia? To szaleństwo!
Każdy normalny człowiek już dzwoniłby po pomoc dla ciebie! — podniosła glos
zdecydowanie za bardzo.
— Przepraszam. — Penelopa opuściła
głowę. — Nie posiadam żadnego dowodu, więc…
— Nie chodzi mi o dowód! — przerwała
nagle Kornelia. — Masz minutę, żeby się ogarnąć! Dziewczyno, czy ty widziałaś
siebie w lustrze? Nawet w najgorsze dni potrafiłaś się szczerzyć od ucha do
ucha. Jestem twoją siostrą — uderzyła się dumnie w pierś — ale nie wiedziałam
nawet, z czym się borykasz. Cholera, cholera, cholera! Ja nic z tego nie
rozumiem. Bogowie czy nie, ale skoro masz jakieś problemy od piętnastu lat, a ja
o nich nie wiem, to… — Nie dokończyła.
Zrezygnowana dziewczyna złapała się
obiema rękoma za głowę i bezwładnie opadła na łóżko. Znalezienie odpowiednich
słów, które opisałyby uczucia Kornelii, graniczyło z niemożliwością. Nie tylko
zawiodła się na Penelopie, ale także na sobie. Piętnaście lat stanowiło
większość ich życia i przez ten czas nie zdołała choćby raz dostrzec, że z jej
siostrą coś się dzieje. Za każdym razem gdy gadała o bogach greckich w podstawówce,
sądziła, że to tylko wymysły dziecka i zamiłowanie do starożytnej kultury. Nie
naśmiewała się z niej jak inni znajomi, a nawet akceptowała upartość Penelopy.
Gimnazjum przyniosło kłótnie z katechetką i trochę nastoletniego buntu, który
skutkował wieloma utarczkami z dziewczynami z klasy, ale nawet wtedy Kornelia
nie dostrzegła niczego niepokojącego.
Dopiero teraz, kiedy Penelopa wyznała
coś tak niedorzecznego, Kornelia zaczęła widzieć więcej niż dało się w tamtych
czasach zauważyć. We wspomnieniach nosiła obraz zabandażowanego ciała Penelopy,
która rzekomo spadła ze schodów, podejrzanych cięć na ramionach i łydkach,
wielokrotnych spóźnień przez poranne bieganie, a także poszukiwania sposobów na
pokonanie najróżniejszych bestii. Gdzieś w myślach echem odbijał się jakiś
mistrz, Pavor, który codziennie przygotowywał Penelopę do walki i uczył ją, jak
radzić sobie w „trudnych sytuacjach, których ty raczej nie zrozumiesz” — jak
miała w zwyczaju mówić Penelopa. Teraz dopiero przypominała sobie, że
dziewczyna wielokrotnie wyznawała prawdę, ale Kornelia za każdym razem uznawała
ją za kolejny żart — bo przecież Penelopa zawsze ze wszystkiego sobie
żartowała.
Oczy Kornelii szeroko się otworzyły.
— Przecież tyle razy mi mówiłaś, więc
dlaczego ciebie nie słuchałam? — spytała. — W jaki sposób ukrywałaś prawdę
przez tak wiele lat?
Penelopa zamyśliła się i odparła
krótko:
— Żart.
— Słucham?
— Trudno powiedzieć, co czułam, gdy
uzyskałam moc. Na pewno ojciec i mój mistrz pomogli mi ją zaakceptować, ale
nadal bałam się. Z czasem zaczęłam znajdować pozytywy — mówiła powoli,
dokładnie zastanawiając się nad słowami, które mają paść z jej ust. — Poznałam
Etylię, hamadriadę z dębów przy placu zabaw. Byłam wtedy dzieckiem, więc nie
rozumiałam, że lepiej nie dzielić się z innymi takimi rzeczami. — Uśmiechnęła
się smutnie. — Pewnie pamiętasz, jak mnie traktowano w podstawówce?
Kornelia kiwnęła nieznacznie głową.
— Dlatego zaczęłam obracać wszystko w
żart i nadal to robię. Nie potrafię się powstrzymać. Żartuję i żartuję, choć
wiem, że czasami moje „kawały” ociekają żałosnością. Jednak tylko w ten sposób
mogłam nie martwić się. Poprzez śmiech zapomnieć o trudnościach, które mnie
spotkały! Ogólnie nie było tak źle… Mam dobre i złe wspomnienia, więc nie mogę
narzekać.
— To dlaczego mi nie powiedziałaś?! —
wykrzyczała dopiero teraz, choć pytanie cisnęło jej się na język już od
jakiegoś czasu.
— Bo… — Zawahała się. — Ponieważ nie
chciałam byś straciła normalne życie. — Skrzywiła się, po czym zasłoniła
zapłakaną twarz rękawem bluzki. — Zrobiłabym to, powiedziałabym ci i co?
Każdego dnia miałabyś z niepokojem rozglądać się za niewidzialnymi w obawie, że
zza rogu wyskoczy jakiś potwór? Zastanawiałabyś się, czy przypadkiem dany
nauczyciel nie chce cię zjeść? Albo, to będzie najlepsze, czy nie staniesz się
przynętą na mnie? A może listonosz okaże się cyklopem? Pani ze sklepu może
będzie miała wężowy ogon? Ja nie chciałam, naprawdę nie chciałam, byś bała się
wychodzić na ulicę. Poza tym życie naprawdę dało ci w kość. Twoja matka nie
pracuje, normalnie funkcjonujecie dzięki pracy wujka Adama. Ale nie zawsze tak
było.
— Ja…
Penelopa nie miała zamiaru dać przerwać
swojego monologu.
— Ty też wiele przeszłaś i również nic
mi nie mówiłaś! — oskarżyła ją. — Pierwsza klasa gimnazjum, a ty chodziłaś w
dwóch bluzkach i jednych spodniach przez cały miesiąc. Mieliście kłopoty
finansowe, ale nie chcieliście się do nas zwracać z pomocą w tamtym okresie, bo
jak to później ujął twój ojciec „zmarli nie chcieli do was przychodzić” —
zacytowała z nutką sarkazmu. — Cała klasa pojechała na wycieczkę szkolną,
oprócz nas. Mnie nie chcieli puścić ze względu na moce, ale pewnie wykłóciłabym
się. Niezłe ziółko ze mnie było, ale nie chciałam. Bo wiedziałam, że masz
kłopoty, z których nie chcesz się zwierzać. Zaakceptowałam to i obie
spędziłyśmy dzień na czytaniu książek i jedzeniu herbatników. Z jednej strony
zawsze mówiłyśmy sobie wszystko, z drugiej tak bardzo się kochamy, że nie
umiemy martwić drugiej… Dokładanie ci kolejnych problemów, oznaczałoby, że —
uderzyła się dłonią w czoło — nie nadaję się na twoją siostrę. Kocham cię!
Kornelia, wściekła i rozgoryczona,
ścisnęła dłoń w pięść i uderzyła nią o łóżko.
— A ty? Musiałaś to samotnie znosić?
— Już mówiłam, Etylia, Pavor i tata
zawsze mnie wspierali — Uśmiechnęła się. — Czasami nie było tak źle. Zdarzały
się nawet miesiące bez wypadku, ale wystarczył jeden, by zniszczyć dobre
chwile. Może pamiętasz jak przyszłam kiedyś do szkoły cała pocięta?
— Tak.
— Przechodziłam obok mężczyzny, gdzieś
w jakiejś bocznej uliczce, więc nikogo tam nie było. Złapał mnie za rękę i
zobaczył moje czoło. — Odruchowo dotknęła naznaczonego miejsca. — Nawet pewnie
o tym nie wiedział, ale z jego ciała wyrosły nagle kolce. Całe szczęście, że
zachował zdrowy rozsądek i wezwał karetkę. Albo innym razem zobaczyłaś mnie
całą zabandażowaną. Kobieta na mnie kichnęła. Pech sprawił, że jej ślina
zawierała żrący kwas…
Do Kornelii w końcu dotarło, przed czym
Penelopa tak usilnie chciała ją chronić. Nadal wątpiła, może nawet nie chciała
wierzyć w bajki Penelopy, ale z jakiegoś powodu akceptowała prawdę, choć wydawała
się całkowicie absurdalna i niemożliwa. Ale jej szafę zarastał mech i kwiaty,
opowieść Penelopy za bardzo trzymała się kupy i nie była zdolna powiedzieć jej
teraz, że ma coś nie tak z głową.
— Jak to się stało, że nikt inny nie
został ranny? — zaczęła zadawać pytania. — Dlaczego tylko ty widzisz
mitologiczne stworzenia? Dlaczego nie pozostały ci żadne blizny? Czy ci ludzie
są świadomi, co ci robią?
Penelopa przysiadła obok Kornelii na łóżku,
po czym pokręciła głową.
— Może zacznę od początku. Przygotuj
się na długą gadkę! — ostrzegła Penelopa. — Trochę zebrało się tych informacji
przez lata.
— Mam czas.
Penelopa uznała, że najlepiej będzie
zacząć od początku. Choć sama nie znała tej historii w pełni.
— Pewnego dnia zemdlałam na placu
zabaw, i gdy się obudziłam, na czole zebrało się małe skupisko takiego —
szukała właściwego słowa — światła. Pavor, mój nauczyciel, ale o nim później,
wytłumaczył mi, że ta moc to zdolność widzenia przez tak zwaną Granicę Olimpu.
— Nie kojarzę tego z lekcji polskiego —
wtrąciła Kornelia. — Choć po prawdzie nigdy nie przepadałam za mitologią
grecką.
— Zgadza się. — Kiwnęła. — Mitologia
wyparła tę granicę i jej strażniczkę, która została nazwana „Zapomnianą
Boginią”. Zapomniana Bogini strzeże równowagi między światem ludzkim a boskim.
Jest to swoista tarcza, która… — ponownie się zgubiła w wyjaśnieniach. —
Prościej mówiąc, mitologia nie ma wpływu na ludzi, a ludzie nie mają wpływu na
nią. Jeśli obok ciebie przeszłaby driada, nie zauważyłabyś jej. Gdyby próbowała
cię kopnąć, to Granica natychmiast zniwelowałaby atak i nic ci by się nie
stało. I w drugą stronę, ludzie nie mogą nic zrobić z mitologią. Prawie, bo
nadal istnieją ograniczenia, a poza tym… Samych bogów to trochę nie dotyczy,
gdyż to mimo wszystko są bogowie, ale… — Zamilkła. — Podsumowując: pomysł był
szlachetny, ale nie do końca wyszło. Mitologia nie ma takiego wpływu na ludzi,
jak w starożytności, ale nadal potrafi nieźle namieszać. Ogólnie podobno
stworzenie Granicy wiązało się z tym, że w starożytnej Grecji bogowie i
mitologiczne stwory lubiły „bawić się ludźmi”.
— A co to ma związane z tobą?
Penelopa wzruszyła ramionami. Tak
zadecydowało przeznaczenie — chciała powiedzieć, ale przemilczała to.
Penelopa przeszła dalej. W skrócie
opowiedziała Kornelii o Pavorze, o wydarzeniach sprzed południa i o spotkaniu z
Afrodytą. Kornelia słuchała z przejęciem każdej historii, analizując dokładnie wszystkie
słowa wypowiedziane przez Penelopę. Doszukiwała się w nich drugiego znaczenia
lub jakiejś wskazówki, która umożliwiłaby pomoc siostrze.
Penelopa skończyła.
Obie dziewczyny ułożyły się wygodnie na
łóżku, a Kornelia jednoznacznie stwierdziła:
— Coś tu mi nie pasuje.
— Co dokładnie? — spytała ciekawska
Penelopa.
— Wszystko.
— Zaraz, zaraz… Poproszę od początku.
Kornelia odwróciła się w stronę
Rosińskiej i spytała:
— Po cholerę Lamia atakowała dom
Pavora? Jeszcze lepiej: dlaczego jej dziecko znalazło się tam pierwsze?
— Ponieważ…
— Ponieważ to ty stanowiłaś cel —
dokończyła za Penelopę. — Nie Pavor, ty! — Wskazała na nią palcem. — Atak Lamii
był tylko pretekstem, który miał odsunąć podejrzenia od dziecka Lamii. Bo co
dał atak na Pavora? To tylko świadczy o tym, że już od dawna wiedzą, gdzie on
się znajduje i wcale się go nie obawiają. Wątpię, by nagle tego konkretnego
dnia sobie znaleźli Pavora i to bez najmniejszego powodu. Natomiast ty, właśnie
ty, akurat wychodziłaś z tego domu, a na dodatek na twojej nodze znajduje się
jakiś ciemny ślad. Jak sama mi opowiedziałaś, nie pozostała na twoim ciele
żadna blizna, co oznacza, że ktoś lub coś leczy cię, ale nawet jego magia nie
mogła pozbyć się tego. — Wskazała na nogę.
Penelopa potrząsnęła głową, przyznając
Kornelii rację. Zmrużyła oczy i zamyśliła się.
— Pavor między słowami zdradził mi, że
to Atena wskrzesiła te dzieci — stwierdziła Penelopa. — Bogini Mądrości nie
robi niczego bezsensownie. Wysłała dziecko, by zrobiła mi ten znak. Skoro za
dzień ma się spełnić moje marzenie, to chodzi o to, że moja zdolność widzenia
przez Granicę zaniknie i nie będę męczyła się z istotami boskimi. Idąc tym
tropem, okaże się, że znamię, które otrzymałam, jest jakoś powiązane z Zapomnianą
Boginią. Teraz mam naznaczenie, ale co, jeśli ono zniknie? By mnie znaleźć w
tym okresie, użyła dziecka Lamii, które zostawiło mi ten ślad. — Dotknęła
łydki. — A za dwa dni…
—… przybędzie mężczyzna, którego
zadaniem będzie cię zabrać — Kornelia dokończyła zdanie. — Jasna cholera!
Kornelia złapała się za głowę. Jeśli
ich tok myślenia nie zszedł na złą drogę, to Penelopa wplątała się w coś
naprawdę niebezpiecznego. Nie znały jeszcze, i nie podejrzewały, jaka może być
w tym rola samej dziewczyny. Mogły mieć tylko nadzieję, że chodziło o zabranie
naznaczenia i nic więcej.
— Jak sądzisz? — spytała Penelopa. — Co
mam teraz zrobić?
— Co masz zrobić? — Zamyśliła się na
moment. — Na początek pójdziesz do ubikacji i się ogarniesz. Twój ojciec i tak
ma dużo zmartwień na głowie, a mimo wszystko żyjesz i nic poważnego ci się nie
stało. Później zaakceptujesz to, co się stało, i zastanowisz się, jak
wykorzystać wiedzę, umiejętności i samo naznaczenie. Następnie tu wrócisz i
obie pomyślimy nad tym, czego nie zrobiliby bohaterowie książek i filmów. Ja
bym kupiła przez Internet jakiś gaz pieprzowy, paralizator, może jakieś
kajdanki… Na początek pewnie radziłabym uciekać…
— Pavor powtarza mi to co najmniej pięć
razy dziennie.
— I dobrze! — Kornelia już lubiła tego
mężczyznę. — Nie jesteś gotowa do walki z żadnym stworzeniem. A ja tu sobie
siądę i — rozejrzała się po pokoju, poszukując nieznanego — pomyślę. Na pewno
nie licz, że przywdzieję czarne szaty, pójdę na szkolenie do jakiegoś zakonu i
zacznę w imię największej przyjaźni zabijać wraz z tobą potwory. Chore —
podsumowując swój pomysł, zadrżała.
Penelopa potrząsnęła głową, po czym
wyszła z pokoju. Zatrzymała się tylko przy drzwiach od łazienki, spoglądając na
Kornelię wątpliwym wzrokiem. Zacisnęła pięść, westchnęła i w końcu wydusiła z
siebie:
— Dziękuję i przepraszam.
Kornelia wskazała groźnie na nią
palcem.
— Jeszcze jedno przepraszam i powyrywam
ci wszystkie kłaki z głowy.
Zapaliła światło i schowała się w
ciasnym pomieszczeniu. Odkręciła wodę, czekając, aż poleci ciepła. Włożyła
głowę pod przyjemny strumień i pozostała w takiej pozycji przez moment.
Potrzebowała ochłonąć, zmyć z siebie niepotrzebne myśli i, przy okazji, nie
pochorować się. Powtarzała sobie, że powinna przestać się bać. Niemożliwym było
zmienić to, co przypisało jej przeznaczenie. Cieszyła się życiem przez
piętnaście lat, mimo wszystkich trudności. Atak Lamii wiele zmienił, lecz
starała wmówić sobie, że ta sytuacja nie różni się niczym od poprzednich.
— Dasz radę! — dopingowała siebie.
Wypuściła gwałtownie powietrze z płuc,
zachybotała ciałem i spojrzała na własne odbicie. Zaśmiała się na myśl, że już
trzeci raz tego samego dnia wyglądała jak zmokła kura. Pokręciła głową, malując
na twarzy szczery uśmiech.
Objął ją przenikający ciało chłód.
Zaczęła słyszeć cichy dźwięk, przypominający szuranie. Zaniepokoiło ją to.
Przyjrzała się własnemu odbiciu i jasnemu naznaczeniu, z którego biło ciepłe
światło. Dotknęła go dłonią i wnet rozległ się trzask. Lustro pękło.
Penelopa krzyknęła, odsuwając się od
umywalki. Piętą uderzyła o stojący za nią stołek. Syknęła z bólu, ale
całkowicie go zignorowała. Wbiła wzrok w pękniętą część lustra; równą, niemal
wymierzoną w konkretny punkt — w miejsce, w którym nieprzypadkowo znajdowało
się naznaczenie Penelopy.
Ostrożnie zbliżyła się, opuszkami
palców macając po ostrej powierzchni. Przecięła skórę i stróżka krwi spłynęła
po jej dłoni, brudząc umywalkę i lustro.
Kornelia wparowała do łazienki,
wrzeszcząc:
— Co znowu?!
Rozejrzała się zdezorientowana, zauważając
zakrwawioną dłoń Penelopy, wskazującą na lustro. Kornelia pokręciła tylko głową
i spytała:
— Zobaczyłaś coś w swoim odbiciu?
— Pęknięcie — szepnęła.
— Jakie pęknięcie? — Zdziwiła się.
Penelopa zamarła…
Dobry wieczór.
OdpowiedzUsuńWidać, że Penelopa się jeszcze gryzie. Kokon z koca najlepszy na smutki. Najlepszy na wszystko.
(Oglądając po kolei odcinki „Luka Cage’a”, próbowała odegnać wspomnienia sprzed południa. Zająć się czymkolwiek i nie myśleć — wyznaczyła nieskomplikowany cel, ale mimo to nie umiała go osiągnąć. Zbyt wiele spadło na jej głowę, a myślenie o ataku przyprawiało ją o dreszcze). Nie mów, pokazuj. Pozwalaj interpretować, wyciągać wnioski. Utożsamiamy się z bohaterami, gdy widzimy, jak się czują, nie kiedy o tym słyszymy w suchej narracji.
(Zamknęła drzwi na klucz — sprawdziła to kilkukrotnie, a gdy tylko dotarła do pokoju, jeszcze raz wróciła do przedpokoju i upewniła się). Och, obawiam się, że dla tych wszystkich wynaturzeń drzwi są drobnostką.
(Napięła mięśnie (...) Powinnam pisać teraz o kulturyście i Heraklesie. Nawet mi los nie da odpocząć. Wszędzie dopadnie, brutalnie przypominając.
(— Kornelio… — wypowiedziała imię przyjaciółki głosem pełnym cierpienia). Jak trochę wyżej. Pełnym cierpienia, czyli? Można się domyślić, dopowiedzieć sobie, ale to niezbyt żywe, obrazowe.
Tęskniłam za Kornelią. Taki sympatyczny, ludzki przerywnik. Posoka posoką i te wszystkie kreaturki, na przyjaciółkę warto znaleźć miejsce.
Kornelia była tak spokojna i wyszła, że myślałam, że będzie jak w Teen Wolf:
Ethan: Wiesz co... muszę Ci o czymś powiedzieć.
Danny: Ja tobie też. Nie wiem, czy bycie z wilkołakiem to nie zbyt wiele.
Ethan: Ty wiesz? *szok i niedowierzanie
Danny: Daj spokój, to Beacon Hills. <3
(Jestem Twoją siostrą (...) skojarzyło mi się z tymi wszystkimi, bożymi, patetycznymi (jam...). Jeszcze to wymowne uderzenie się w pierś. Uroczo.
Och, biedna Karolina się jeszcze obwinia... Penelopa zacznie bardziej... Tyle żalu. Dużo też wspomnień w tym rozdziale, przeszłości. Może i dobrze, utrwali się.
Zmarli nie chcieli do Was przychodzić... Mocne. Ale naprawdę się cieszę, że znalazło się miejsce na elementy obyczajówki, takie spokojne obcowanie z postaciami.
Czekam na wyjaśnienie z lustrem i pęknięciem, bo jestem trochę zdezorientowana.
Spokojnego wieczoru,
mendoid Corteen
Ogromnie dziękuję za rady. Ja wiem, że mam taką tendencję do suchego dawania faktów, choć wydaje mi się, że jest dobrze... Ale cóż, tak jak pisałam, człowiek nie zauważa swoich błędów, dlatego dzięki za ich wypisanie. Poza tym wiesz... Problemem pewnie jest też to, że studiuje finanse i rachunkowość i piszę teraz pracę licencjacką. To jest taka sucha teoria, często lanie wody, kruczki prawne i na człowieka na pewno wpływa...
UsuńA wiesz ty, jeśli chodzi o TW, to naprawdę w pierwszej chwili chciałam uczynić to samo. Zrobić z Kornelii kogoś, kto jednak widzi ten świat i też to ukrywał. Ale ostatecznie uznałam, że to nie ma sensu, bo za mało było Kornelii, by uznać to za realne.
Ogólnie nie lubię obyczajówek, ale uznałam, że przeszłość i codzienne sprawy bohaterów też są ważne i mimo wszystko budują dane postaci. A poza tym, naprawdę mi się to przyjemnie pisało! I w zasadzie kolejny rozdział to też będzie taka obyczajówka, więc mam nadzieje, że też będzie ciekawa!
A co do ostatniej sceny. To akurat rzecz związana z Granicą i jest dezorientując i nie dowiesz się, o co w tym chodziło przez długi, długi czas :)
Wielkie dzięki za kom, za wszystkiego uwagi, bo one są naprawdę pomocne! Dzięki!
Dotarłam gdzieś tutaj i ogólnie miałam skomentować jak dojdę do aktualnego rozdziału, ale potem zapomnę, gdzie skończyłam i będzie kicha.
OdpowiedzUsuńOgólnie podoba mi się dynamika akcji, że całość się nie ciągnie, tylko tam drepta w konkretnym kierunku. Lubię ten pomysł na granicę Olimpu i nawet zaczęłam lubić Penelopę, chociaż wcześniej trochę mnie denerwowała. To jej podejście, że obraca w żart nerwowe sytuacje trochę przypomina mi mnie samą.
Jej opiekun też zaczyna mnie do siebie przekonywać, chociaż tutaj uważałabym na znany schemat, czyli "jestem zły bad by, mam sekret, nikogo nie lubię, ale ciebie akurat tak nie wiem czemu i zdradzę ci sekret". Na razie lubię ich relację.
No i gdzieś tam chyba pisałaś, że ta Lamia wyszła ci dziecinnie czy coś w tym stylu, ale moim zdaniem wręcz przeciwnie. Ona z tych wszystkich stworzeń wydała mi się najbardziej żywa i szalona. Nie ta Elżbieta czy Afrodyta, ale właśnie babka z ogonem. Ogólnie dobra scena z nią i Pavorem, ciekawi mnie jego imię.
Tak czy inaczej tyle mam do napisania po przerwie, pozdrawiam!
Dzięuję, że znalazłaś tyle zalet w opowiadaniu i że przypadło ci do gustu :) Czy bohaterowie denerwują czy nie, to też kwestia osoby i podejścia. Choć szczerze mówiąc, w prawdziwym życiu to co krok są osoby, które denerwują :)
UsuńWiem, wiem, staram się uważać na ten schemat i staram się go nie zrobić. Mam nadzieję, że nie zawiodę i jednak uda mi się poprowadzić Pavora tak, jak myślę :) A poza tym wydaje mi się, że Pavora to już nie dotyczy. Mimo wszystko przez 15 lat opiekował się Penelopą, a to naprawdę dało im czas na poznanie się :)
I super. Wiesz, każdy inaczej interpretuje postaci. Ja bałam się, że wyjdzie dziecinnie, a że jednak myliłam się, to bardzo mnie to cieszy!!!
Ogromnie dziękuję za szczery komentarz! I czy ty przypadkiem nie zmieniłaś nicku? Dawno byłam na twoim blogu, ale to przez zawirowania na studiach. Teraz jednak w najbliższej przyszłości zamierzam nadrobić!
Pozdrawiam
Zmieniłam z powodów technicznych. Ogólnie nie przywiązuję tak do tego wagi, ale opowiadania wolę prowadzić pod jednym nickiem, a niestety Karolina jest najczęściej zajęte ; )
UsuńZawsze jest więcej i mniej czasu, w żadnym razie nie wymuszam czytania swojego bloga ;p
Weny życzę ; ))
Zebrało mi się kilka rozdziałów do nadrobienia...
OdpowiedzUsuńOgólnie, rozdział dobry. Głównie przegadany, ale to nic złego. Bardzo podoba mi się relacja Penelopy i Kornelii. Po tym rozdziale widać, że naprawdę są dla siebie jak siostry.
Jedyne, co mi zgrzyta, to to, że Kornelia tak łatwo w to wszystko uwierzyła. Nie mówię, że powinna od razu dzwonić do psychiatryka, ale gdyby podeszła do tego trochę bardziej sceptycznie, chyba wyszłoby lepiej ;)
Pozdrawiam ^^
kudikot
https://smak-magii.blogspot.com/
Wiem, wiem, teraz jak na to spojrzę, to faktycznie Kornelia mogła zachować większy dystans.
UsuńNie mniej, dzięki za komentarz! I tak, pamiętam o twoim blogu, ale ostatnio nie miałam czasu i chęci czytać :) Na pewno zajrzę, to mogę obiecać :)