Penelopa
rozejrzała się po najbliżej okolicy, zastanawiając, czy przypadkiem jej
„rozmowy” z Etylią nie usłyszała przypadkowa sąsiadka. Wzdrygnęła się na samą
myśl o plotkach, które ponownie mogły zagościć w jej życiu. Nie chciała
przechodzić tego samego, co w dzieciństwie, kiedy przez nieostrożne zabawy z
driadą przypięto jej łatkę chorego na umysł dziecka.
Dziewczyna
spojrzała na telefon. Już spóźniła się na spotkanie z Pavorem dziesięć minut.
Do jego domu najszybciej umiała dojść w piętnaście, więc miała już tylko
nadzieję, że Tyche będzie jej już sprzyjała. Choć miała co do tego ogromne
wątpliwości.
Odczuwała
ogarniające ją zmęczenie.
Przez
niemal piętnaście lat posiadania naznaczenia nigdy nie wydarzyło się tak wiele
jednego dnia. Nie tylko zauważyła niezwykłe poruszenie wśród samych bogów, ale
również dużą aktywność stworzeń mitologicznych. W niebiosach zdążyła dostrzec
kilkukrotnie pędzonego Hermesa. Kapelusz z trudem utrzymywał się na jego
głowie, a skrzydełka u sandałów zmęczone opadały pod naporem pracy. Ponownie
dostrzegła wylatującą z Olimpu Iris, tym razem nie przynoszącą ze sobą tęczy.
Na
Górze Bogów bezsprzecznie panowało poruszenie.
Penelopa
stanęła przed dwupiętrowym domem Pavora, rozglądając się wokoło. Był to rytuał,
który mężczyzna wpoił do jej małej główki, kiedy jeszcze była w podstawówce.
Nakazał sprawdzać dziewczynie, czy nie ściągnie przez przypadek niepotrzebnego
niebezpieczeństwa. Choć do tej pory nic się nie wydarzyło bezpośrednio przy
domu Pavora.
Przeszła
przez metalową, skrzypiącą furkę, bezpośrednio obok której znajdował się stary
krzew. Ostre krańce rośliny podrapały Penelopę w udo. Syknęła, ale pomasowała
jedynie nogę i weszła po schodach, zatrzymując się tuż przed drzwiami — okazało
się, że są zamknięte. Nacisnęła na dzwonek kilkukrotnie, lecz nikt nie
otworzył.
— Nie mów,
że cię nie ma — wymamrotała, idąc w stronę tylnego wejścia.
Weszła
do niezadbanego, porośniętego chwastami ogrodu, na środku którego rosła dorodna
jabłoń. O pień opierał się stary, zardzewiały rower, którego Pavor regularnie
używał jako środka transportu. Mężczyzna nie ufał samochodom czy autobusom.
Wierzył w siłę własnych mięśni, które — jak sam twierdził — nigdy go nie
zawiodły.
Penelepa
spróbowała otworzyć tylne wejście, lecz bezskutecznie.
Usiadła
na mokrej kostce i wyjęła z kieszeni telefon. Zadzwoniła. Odczekała chwilę, ale
nikt nie odebrał. Zrezygnowana wstała, ocierając ręką zabrudzone spodnie.
— Chyba
będzie musiał wymienić zamek — oświadczyła, uśmiechając się złośliwie.
Podskoczyła
w miejscu kilka razy. Podniosła nogę na wysokość piersi, uginając ją w kolanie.
Zebrała siły, po czym gwałtownie wyprostowała nogę, zadając porządnego kopniaka
drzwiom.
Wejście
otworzyło się. W progu stanął Pavor ubrany jedynie w biały ręcznik. Jedną ręką
zablokował cios, a drugą chwycił Penelopę, która straciła równowagę.
— To
już czwarty raz w tym miesiącu, kiedy próbujesz wyważyć mi drzwi. — żachnął się.
— Właśnie brałem kąpiel, więc nie zdążyłem odebrać, a ty, jak zawsze — dodał —
myślisz tylko o niszczeniu.
— To
daj mi wreszcie cholerny klucz do domu! — krzyknęła.
— Nie —
odpowiedział szybko. — Zgubisz i moje życie będzie zagrożone.
Przewróciła
oczami.
— Tak,
a Zeus stąpi z Olimpu, Hades poruszy Podziemiem, a Posejdon zaleje nas Bałtykiem
— zażartowała.
—
Zabawne — odparł obojętnie. — Właź, bo mi zimno.
Przyciągnął
do siebie studentkę, po czym popchnął w kierunku przedpokoju. Wyglądał na
zirytowanego. Ciągle kręcił głową, nie mogąc uwierzyć, że Penelopa nie zna
słowa „cierpliwość”.
Zamknął
za sobą drzwi na klucz, równocześnie drapiąc się po głowie. Zebrał mokre włosy,
łapiąc je w niewielki kucyk. Syknął, gdy zahaczył dłonią o dużą bliznę, która
przechodziła przez policzek, skroń i część czoła. Często babrała się, mimo tego
że posiadał ją już od piętnastu lat. Żadna z pamiątek po dawnych bitwach tak
bardzo nie dawała sobie znać, jak ta jedna.
—
Możesz się ubrać? — zaproponowała Penelopa, oglądając ze wszystkich stron
mistrza. Powtarzała ten niemal rytuał za każdym razem, gdy tylko odwiedzała
Pavora. Był przystojnym, młodym – choć nie wiedziała, ile tak naprawdę ma lat –
mężczyzną, na którym chętnie zawieszała oko. Nie kryła się z tym, skoro
mistrzowi nigdy to nie przeszkadzało.
— Jeśli
zaczniesz się ślinić, to cię wyrzucę — wysyczał, zakładając bluzę, którą zebrał
z podłogi.
Penelopa
uśmiechnęła się niewinnie i odwróciła, udając, że nie zrobiła niczego złego.
Pavor tylko zbliżył się do uczennicy i potargał jej włosy, zanim wszedł na
schody.
—
Przebiorę się, by cię nie rozpraszać, a ty leć do piwnicy, zaraz przyjdę —
oświadczył.
—
Powtarzasz mi to od dziesięciu lat, a jednak nadal brzmi to tak samo
podejrzanie jak na początku — zażartowała.
Uciekła
szybko, znając alergię Pavora na wredne kawały.
Zeszła
do piwnicy, zrzucając z siebie grubą bluzę i kładąc ją gdzieś w kącie na
zielonej macie, którą Pavor niedawno zakupił. W całym pomieszczaniu nadal
śmierdziało sztucznym zapachem plastiku, a jaskrawy kolor drażnił oczy
dziewczyny, ale nie narzekała. Przynajmniej lądowała na czymś miękkim, kiedy
Pavor rzucał nią we wszystkie strony.
—
Gotowa? — spytał Pavor, wchodząc do pomieszczenia ćwiczebnego.
— Może —
odpowiedziała niepewnie.
— Może?
— No…
Potrzebuję trochę rozmowy.
Mężczyzna
spojrzał na Penelopę z politowaniem, lecz nie zamierzał prawić jej kazań. Ręką
wskazał jej miejsce na macie. Oboje usiedli.
—
Odwiedziła mnie Afrodyta — wyznała wprost.
— Afrodyta?
— Nie ukrywał zaskoczenia. — I co mówiła?
—
Ostrzegła mnie przez zmianą pogody, marzeniem, które jutro się spełni, i
mężczyzną, którego spotkam — powiedziała na jednym wydechu.
Zmieszany
Pavor na moment zamilkł.
Nie
potrafił uwierzyć, że ze wszystkich bogów to właśnie Afrodyta postanowiła
odwiedzić Penelopę. Bogini nigdy nie angażowała się w politykę, wojny i
knowania bogów wobec śmiertelników. Kochała rozrywkę, a nienawidziła nudy,
która towarzyszyła jej przy mężu. Była ciekawa świata, a szczególnie miłości i
relacji międzyludzkich. Często bawiła się śmiertelnikami. Błogosławiła ich,
dając młodość i piękno, by mogli znaleźć wymarzoną miłość. Aczkolwiek Penelopa
nie pasowała do Afrodyty i jej zachcianek.
—
Zawsze ci powtarzam… — zaczął Pavor, chcąc przerwać dłużącą się ciszę.
— … że
mam nie ufać nikomu, nawet tobie — dokończyła za mistrza. — Wiem i stosuję się
do twojego rozkazu bardziej niż do dekalogu. Przepraszam — odparła gwałtownie,
gdy zauważyła zirytowanie Pavora.
—
Uważasz, że przesadzam z moimi ostrzeżeniami, ale nie przestanę ci ich
powtarzać — odparł stanowczo. — Jeśli kiedykolwiek zdarzy się, że będę prosił
cię o zaufanie, nie ufaj mi. Uciekaj i traktuj jak wroga.
Wzruszyła
ramionami i odpowiedziała:
—
Gdybyś wyjaśnił mi powód, dla którego mam się tak zachować, byłoby mi łatwiej
zaakceptować twoją prośbę.
— Nie
wyjaśnię ci — odwrócił wzrok — bo mam swoje powody. Mamy przecież umowę —
dodał.
— Tak,
tak.
Podeszła
do mistrza, po czym złapała go za umięśnione ramiona. Uśmiechnęła się ciepło,
oświadczając:
— Po
prostu zróbmy to, co zawsze.
Pavor
gwałtownie złapał Penelopę za ręce i przerzucił przez siebie. Wylądowała
plecami na matach. Jęknęła z bólu i szybko podniosła się.
Ponownie
zaatakował. Pierwszy cios odepchnęła na bok, drugi ominęła. Naparła, ale
bezskutecznie. Cofnęła się o kilka kroków i wymierzyła silnego kopniaka; Pavor
uczynił to samo.
Zderzyli
się.
Penelopa
przyklęknęła, łapiąc się za obolałą kostkę.
—
Celujesz zbyt wysoko — wyjaśnił Pavor. — Jesteś słabą kobietą, więc jeśli
chcesz kogoś przewrócić, atakuj nisko. — Wskazał palcami na podłogę. — Wysokie
ataki nic dają. Można łatwo złapać cię za nogę.
— A jak
ktoś nie ma nóg, to co?
Raptownie
Pavor zacisnął pieść i zadał cios w brzuch dziewczyny.
Instynktownie
zdjęła się. Nagle ręce Pavora zaplotły się z tyłu jej głowy.
Podniosła
się.
Została
ponownie pociągnięta w dół. Pavor zamachnął się kolanem, zatrzymując nogę tuż
przed nosem dziewczyny.
Puścił
ją.
Penelopa
przewróciła się na maty. Chwilę przeleżała na nich. Miała wrażenie, że serce
zaraz wyskoczy jej z piersi.
— Taki
atak powinien być skuteczny, ale musisz uważać na twardą skórę, na umiejętności
przeciwnika i czy masz możliwość wykonać taką sekwencję — wyjaśnił. — Powinnaś
wykorzystać piach, ziemię i, chyba przede wszystkim, nie zawahać się. A
najlepiej jest po prostu uciec.
Pavor
podał dziewczynie rękę, pomagając jej wstać.
Penelopa
chwyciła wyciągniętą dłoń i pociągnęła za nią, lecz spotkała się jedynie z
oporem. Nie miała najmniejszych szans z wyższym i silniejszym od niej
mężczyzną, więc pozwoliła sobie pomóc i wstała. Stanęła naprzeciw mistrza,
otrzepując się z brudu.
—
Ciekawa reakcja — odezwał się. — Zapewne chciałaś mnie pociągnąć i przechylić
szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Kiwnęła
nieznacznie głową.
— Dobra
robota — rzekł, rozczochrując dziewczynie włosy.
—
Dziękuję, mistrzu. — Ukłoniła się przed nauczycielem.
— A
teraz ty spróbuj wykonać atak.
Wyprostował
się, krzyżując ręce na piersi. Uniósł brew, dziwiąc się, że Penelopa stoi jak
kołek. Wzruszyła tylko ramionami.
Nie
wiedziała, od czego ma zacząć.
W końcu ruszyła na Pavora. Ten przesunął się
nieznacznie, uciekając jej. Zezłoszczona spróbowała ponownie, ale Pavor nie dał
jej złapać się. Zacisnęła pięść i uderzyła w brzuch.
Rozległ
się trzask.
Odsunęła
dłoń i machnęła nią, czując nieprzyjemny, pulsujący ból.
— Z
czego ty masz te mięśnie? — spytała, wykrzywiając twarz w niesmacznym grymasie.
Pavor
zmarszczył czoło.
—
Naprawdę sądziłaś, że MNIE to zaboli? — Niedowierzał. — Masz za drobne rączki.
Przewrócił
oczyma.
Wykorzystała
to.
Szybko
pobiegła, łapiąc Pavora za tył głowy. Przyciągnęła go ku sobie, wykonując
zamach kolanem. Została jednak powstrzymana przez rękę mężczyzny. Odepchnął ją
od siebie.
— Za
wolno. — Uśmiechnął się. — Kolano ma wystrzelić. Nie podskakuj, to pogarsza
sprawę. Ma to być gwałtowny ruch. Niemal dziki — dodał.
Penelopa
wytarła mokre czoło. Naprawdę była już zmęczona. Sapała, nie mogąc złapać
wdechu, drżała i strasznie sie pociła.
—
Możemy już skończyć na dzisiaj? — poprosiła. — Naprawdę nie czuję się na
siłach.
Pavor
westchnął ciężko.
— A
obiecujesz mi, że w domu poćwiczysz?
— Niech
Zeus będzie mi świadkiem — zadeklarowała. — Żartowałam — dodała
niespodziewanie. A teraz czy życzysz sobie pysznej kawy ze śmietanką i
cynamonem?
— Znasz
mnie. — Nie zdołał ukryć zadowolenia. — I możesz do tego dodać…
—…
ciasteczka kokosowe z polewą czekoladową — dokończyła za mężczyznę.
Oboje
ruszyli w stronę parteru, na którym znajdowała się kuchnia.
Pavor
usiadł przy stole, pozostawiając przygotowanie wszystkiego Penelopie.
Dziewczyna zdążyła się już przyzwyczaić do roli, jaką jej narzucono. Już przy
pierwszym spotkaniu z mistrzem musiała mu pokazać, jak korzysta się z mikrofalówki
i odgrzać jedzenie, mimo że miała wtedy tylko sześć lat. Od tamtego czasu Pavor
nauczył się i samą Penelopę, że to kobieta zajmuje się kuchnią, a on jest od czekania
i ewentualnego chwalenia dań.
Penelopie
nie przeszkadzał taki stan rzeczy. W domu trzymano ją z daleka od garów, a
tutaj przynajmniej ktoś doceniał jej zdolności kulinarne.
Pomieszczenie
było niewielkich rozmiarów, ale dla osoby, która ciągle żywiła się pieczonym
mięsem i ziemniakami, brak wolnej przestrzeni nie stanowił problemu. Penelopa
bez najmniejszych problemów przechodziła w wąskim korytarzu między okrągłym
stołem a meblami. Pavor w tym czasie nie przeszkadzał. Czasami nawet odsuwał
się, by zrobić Penelopie miejsce.
Dziewczyna
podeszła do szafki, z przywieszoną na niej kartką z napisem „Własność Penelopy —
nie ruszać!”. Otworzyła ją i wyjęła ze środka sypaną kawę oraz kruche
ciasteczka. Położyła wszystko na blacie obok kuchenki i włączyła gaz pod
czajnikiem. Nasypała sobie czubatą łyżeczkę kawy do kubka z wizerunkiem
Kapitana Ameryki, po czym przygotowała filiżankę dla Pavora — z tą różnicą, że
nauczyciel pił naturalną. Zapach kawy wypełnił jej nozdrza, pobudzając ją.
Wolała zdecydowanie zieloną herbatę, ale sam zapach kawy był dla niej dużo
przyjemniejszy.
Woda
zagotowała się. Zalała filiżanki. Posłodziła, postawiła na stole i wyłożyła na
talerzyk ciasteczka. Wyjęła z lodówki śmietankę i, zgodnie z życiem mistrza,
dolała mu jej, a wierzch posypała cynamonem.
— Kawa,
mistrzu — obwieściła żartobliwie, stawiając przed Pavorem filiżankę.
Wziął
głęboki wdech, po czym spojrzał na przygotowany napój. Na jego twarzy zagościł
szczery uśmiech.
Penelopa
usiadła naprzeciw, wcześniej wycierając trochę zabrudzone blaty.
— Coś
nowego na uczelni? — zagadnął niespodziewanie Pavor.
Penelopa
niemal odsunęła się od mężczyzny. Pavor nigdy wcześniej nie pytał o życie
prywatne Penelopy z własnej woli.
—
Raczej nie — odpowiedziała wątpliwie. — Kornelia męczy mnie z projektem,
zaczyna się trochę roboty, ale jakoś żyję. A dlaczego pytasz?
— Nie
mogę?
—
Możesz. — Wzruszyła ramionami. — Tylko nigdy wcześniej nie pytałeś mnie o takie
rzeczy. Pamiętasz, kiedy w tamtym roku nie zaliczyłam rachunkowości? Próbowałam
ci się wyżalić, a ty tylko kiwałeś głową, udając, że mnie słuchasz.
Podrapał
się po bliźnie. Wzrok skierował gdzieś za małe okno kuchenne. Piękne oczy
mężczyzny o kolorze czystego złota niemal zawsze były przysłaniane szarymi
soczewkami, by nie wzbudzać podejrzeń napotkanych ludzi. Dla bezpieczeństwa
nosił je także w domu, ale tego dnia nie miał ich na sobie. Penelopa nie
rozumiała, co się dzieje, ale była pewna, że nic dobrego. W końcu powiedział
szczerze:
—
Martwię się o ciebie.
Zacisnęła
usta w wąską linijkę. Powstrzymywała się od pokazania uśmiechu.
— A coś
się stało? — spytała. — Raczej zachowuję się normalnie, więc…
—
Afrodyta przyszła do ciebie, nie mogę w to uwierzyć. — Zaczął ocierać rękoma. —
To nie jest bogini, która ot tak się pojawia w świecie ludzi i jeszcze
przychodzi do nich z ostrzeżeniami. Coś jeszcze się wydarzyło?
— To co
zawsze. — Wzruszyła ramionami. — Widziałam parę razy rękę Zeusa, kilku potomków
stworzeń mitologicznych, przejechał nade mną Helios, spotkałam się z Etylią,
widziałam Tanatosa, Hermes przeleciał i — zawahała się — natrafiłam Ate i Litai
— dokończyła ciszej. Nie chciała nawet pamiętać o tym spotkaniu, ale nie mogła
go zataić przed Pavorem.
Penelopa
od razu spochmurniała.
— To
już nie pierwszy raz — przypomniał jej.
— Tak,
ale… — Złapała się za głowę. — To nie jest proste. Już Etylia mi mówiła, że ten
człowiek po prostu zasłużył na „piekło”, które czeka go w Tartarze, ale nie
mogę pozbyć się wyrzutów sumienia. Zamordował własną matkę, ale ja nie
wiedziałam o tym. Stanął przede mną człowiek dręczony przez Ate, więc mogłam mu
pomóc.
— Nie
mogłaś. — Pokręcił głową. — Przejmujesz się, wiem. Zawsze byłaś tylko małym,
słabym człowiekiem, który przejmował się. Żałujesz, że nie pomogłaś temu
człowiekowi, ale najprawdopodobniej pomogłaś sobie i innym ludziom.
— A
gdyby kogoś zaatakował? — próbowała dalej.
— Nie
„gdybaj”, bo to nie ma sensu. — Położył ciepłą dłoń na jej policzku.
—
Przytulisz mnie? — zapytała, mrugając ku Pavorowi.
— Nie —
odparł stanowczo, ale po chwili zaśmiał się. — O czymś jeszcze mi nie
powiedziałaś?
Penelopa
przetarła dłonią oko.
— Tak —
odpowiedziała cicho. — Afrodyta przesyła pozdrowienia.
Pavor
nieoczekiwanie odstawił kawę, niemal ją rzucił, i spojrzał na uczennicę
wilkiem. Rozłożył się na krześle. Zachowywał się nadzwyczaj spokojnie, ale
Penelopa wiedziała, że jest wściekły. Stał się nerwowo. Noga nieustannie mu
drgała, pot spływał z jego czoła. Za wszelką cenę unikał wzroku Penelopy.
Od
kiedy tylko pamiętała zawsze się tak zachowywał. I od zawsze się o to na niego
obrażała. Znosiła ciężkie treningi i humory mistrza, ale nienawidziła tajemnic
i kłamstw.
— I
znowu to samo? — zapytała, dusząc w sobie łzy. — I znowu tajemnice?
—
Posłuchaj, to są moje sprawy.
— Ale
twoje sprawy przyszły do mojego domu. Do mieszkania, w którym czułam się
bezpieczna! A teraz co?!
—
Uspokój się! — wrzasnął, uderzając dłonią o blat. Krew spłynęła mu do twarzy,
która w moment została pokryta czerwienią.
Wstała,
pozostawiając niemal pełny kubek kawy na stole. Odsunęła się od Pavora i
syknęła:
— Wiem,
że jestem jeszcze dla ciebie dzieckiem, ale są takie momenty, w których muszę
znać prawdę. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Znam cię od maleńkości, lecz
nie próbuj mi wmówić, że to są twoje sprawy. — Pociągnęła nosem — Przepraszam,
muszę już iść.
Poszła
w stronę wyjścia. Pavor zaraz za nią pognał. Gdy tylko otworzyła tylne drzwi i
wyszła przez nie, zatrzymał się w progu. Odprowadził Penelopę wzrokiem.
Wściekły na siebie uderzył pięścią o framugę drzwi, lecz po chwili zamknął
wejście i udał się z powrotem do kuchni.
Jestem pierwsza z komentarzem?
OdpowiedzUsuńO Cie Panie, fazunia, dawno nie byłam pierwsza :D Studia, tyle roboty... Ta, chyba zniknęłam w sferze wattpada, bo tam mi się wygodniej czyta xD Ale sama nie wiem, z jednej strony wolę blogosferę, z drugiej wattpada, co jest ze mną nie tak?
Nieważne, wróćmy do fabuły. Teraz wyczuwam więcej emocji w relacjach Penelopy i Pavora, choć sama nie wiem czemu. Nie wiem, czy coś zmieniałaś - bo nie pamiętam, ale dogłębniej czytając... Sama nie wiem.
Czekam na przybycie tajemniczego chłopaka, bo jemu kibicowałam od początku xD Wydawał się naprawdę świetny, lubiłam jego osobę, bo była bardzo wyjątkowa, odmienna od tych, które do tej pory poznawałam w opowiadaniach u innych ludków na blogosferze tudzież wattpadzie.
Twoja wierna fanka :D
Na wattpadzie też jest to opowiadanie, jeśli chcesz czytać :) I to nic dziwnego. Ja np. niektóre opowiadania wolę na wattpadzie, inne na bloggerze, to zależy.
UsuńTak, ten ludek pojawi się za kilka rozdziałów. Ogólnie to starałam się bardziej nakreślić relacje Pavora i Penelopy, mam nadzieję, że właśnie mi wyszło :)
Dzięki wielkie za komentarz! cieszę się niezmiernie, że opowiadanie się spodobało!
Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńWspominałam zapewne, że niemal zawsze mam problemy z zapamiętywaniem imion i ogarnięciem, kto kim jest, więc chyba wiesz, jak ucieszył mnie ten glosariusz.
(Nigdy się nie dzielił, choć w ostatnich latach Penelopa coraz bardziej chciała poznać swojego mistrza, nauczyć się więcej o bogach i raz, przynajmniej raz, porozmawiać z nim całkowicie szczerze). Myślę, że przydałoby się dopowiedzenie przed nie, że to nimi nigdy się nie dzielił. Można wyłapać z kontekstu, ale uciekł Ci podmiot, więc...
(Penelopa kilkukrotnie sprawdziła najbliższą okolicę (...)). Nie pasuje mi tu określenie okolica... jakby przeszukiwała pół miasta, a nie obszar koło domu.
Często tak bywa. Bijesz się myślami, kłócisz ze sobą, próbujesz przekonać, że szczerość to podstawa i dłużej tak i tak być nie może, jesteś gotowy na konfrontację, masz ułożone zdania, wiesz, jak powiedzieć w miarę, co czujesz... a tu ktoś nie odbiera, nie odpisuje, w domu go nie ma... i wenę, i gotowość szlag jasny trafia.
Ach, Penelopa powinna popracować nad cierpliwością, bo drzwi Pavora w końcu porządnie oberwą. Ostrzec przed mężczyzną, którego spotka... Hah, brzmi jak fragment z przepowiedni wróżki z jakiegoś balu... oczywiście wielka miłość i tak dalej, i tak dalej, hah.
(Mimo wszystko nie umiał połączyć Afrodyty z tym co się działo). Przecinek przed (co), groszku.
(Przepraszam — odparła gwałtownie, gdy zauważyła, że zirytowała Pavora). Jakieś to... suche? Może jakaś oznaka tej rzekomej irytacji?
No to chyba Penelopa ma nadzieję mimo wszystko, że walka się szybko nie skończy, bo chyba nie spieszy się raczej na tamten świat, hah. Cieszę się, że nie robisz z niej heroski... no wiesz, o co chodzi (taaa, wybór określenia idealny do mitologii), dziewczyna musi trenować, nie wszystko przychodzi z łatwością, są lepsi od niej.
(Penelopa zauważyła, że Pavor był dzisiaj trochę nieobecny). Tu tak jak z irytacją. Jak owa nieobecność się objawiała? Wolniej reagował, był wolniejszy, zdarzyło mu się zapatrzeć gdzieś, pomylić?
(Gdyby zagrożenie pojawiłoby się, uciekłabym gdzie pieprz rośnie). Skoro masz (gdyby), już tylko (pojawiło) bez cząstki (by), a przed (gdzie) zjadłaś przecinek. I proponowałyb zmianę szyku, bo o wiele naturalniej brzmi: gdyby pojawiło się zagrożenie. Nie Yodujmy. :)
(Zapewne chciałaś mnie pociągnąć i przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę). Właśnie tego się spodziewałam. Ale to miłe zaskoczenie, bo nie lubię takich zagrywek, w filmach i książkach są tak częste, że stały się już irytujące.
(Penelopa zawiesiła jedynie głowę i przełknęła ślinę). Jestem niedoinformowana... co znaczy (zawiesić głowę)? Trochę śmiesznie brzmi, bo odruchowo wzięłam to dosłownie, nie znając tego związku (?).
(Penelopa niemal odsunęła się od mężczyzny, nie wierząc, że po raz pierwszy od kiedy tylko spotkała Pavora, od zainteresował się jej życiem osobistym z własnej woli). Zrobiłabym z rego wtrącenie i dodała przecinek przed pierwszym (od). Za to drugie (od) trzeba wyrzucić, bo się wkradło i czyni zdanie nielogicznym.
(Próbowałam ci się wyżalić, a ty tylko kiwałeś głową, udając, że słuchasz mnie). Znów jakoś nienaturalnie, lepiej: mnie słuchasz.
Ach, jak na moje Penelopa za ostro zareagowała... i się jeszcze pogrążyła wyjściem. Pavor mógł jej powiedzieć prawdę, ale ona mogła inaczej o nią prosić? Nie żeby musiała prosić, bo jej się ona należy, ale zabrzmiało, jakby go obwiniała, musiała się na kimś wyżyć i padło na biedaka.
Do następnego. Miłego dnia,
mendoid Corteen
Ojejku! Ogromnie dziękuję za wszystkie uwagi! Sporo tego wyszło, ale człowiek czyta kilka razy a i tak nie zauważa takich prostych byków. Bo większość z tego, co wymieniłaś, to głupoty, które gdzieś mi umknęły. Ale tak to jest, gdy człowiek zmęczony i próbuje betować...
UsuńDlatego wielkie dzięki za tak wyczerpujący komentarz!!! W najbliższym czasie postaram popracować nad tekstem i go poprawić!
I to drugie "od" to miało by najprawdopodobniej "on" ;)
Pozdrawiam
PS. Ten glosariusz powstał głównie z myślą o Tobie ;)
Och, kochane. :)
UsuńTak mi się nasunęło jeszcze na myśl, jak zaczęłam czytać, że chyba ominęłaś gdzieś wprowadzenie, nie? Bo wiesz, mamy prolog, który jakoś zarysowuje przyszłe wydarzenia, ale potem przechodzisz już do rzeczy. Nie jestem w stanie na ten moment określić, jaki jest jej stosunek do tych wizji, co ona wie a czego nie wie, z kim utrzymuje kontakt. No i to byłoby spoko, gdybyś potem nie pisała o tym wszystkim tak... zwyczajnie. Wiesz, nie że ona odkrywa powoli ten świat albo ty go dzielisz dla nas porcjami, tylko po prostu on sobie jest i jak go wypatrzę to oka, a jak nie to mój problem. Pewnie napisałam to pokrętnie i mnie nie rozumiesz, ale może kiedyś to ładniej opiszę, jeśli oczywiście będzie taka potrzeba.
OdpowiedzUsuńNatomiast bardzo mi się podobała ta scena wyważania drzwi, bo w ogóle się tego nie spodziewałam. Może powinnam, ale nie i dlatego było takie ooops :D
Końcówka ciekawa, pojedynek sympatyczny, ale rozdział dosyć krótki, więc na ten moment chyba nie mam więcej do powiedzenia
Pozdrawiam!
To nie są przyszłe tylko PRZESZŁE wydarzenia - mamy 15 lat później. Prolog to nie wizja, tylko to co już się wydarzyło, ale czego Penelopa nie pamięta. I chyba rozumiem, o co ci chodzi, ale nie do końca. Czy masz na myśli, że za mało tej mitologii, tego świata? Bo jego ogólnie nie ma dużo, jest gdzieś, ale to nie tak, że co krok Penelopa coś widzi itd. Jeśli sie mylę, to poproszę o... jaśniejsze wyjaśnienie :)
UsuńDzieki wielkie za szczery rozdział. Wciąż się uczę, a uwagi pomagają w rozwoju :)
PS. Pamiętam o twoim blogu, ale jakoś ostatnio za nic nie mogłam się za niego wciąż. Jakoś mam blokadę przed czytaniem! Masakra!
No tak, czyli Prolog zwiastuje wydarzenia przyszłe, bo sam dotyczy przeszłości, czy nie tak?
UsuńJeśli chodzi o jaśniejsze wyjaśnienia, to zapewne chodziło mi o to, że Penelopa sporo o niej wie, ale ja chociażby nie. A mitologia nie jest prawem fizyki, więc jeśli ona wie, kto to jest Afrodyta to super, ale gdzieś brakuje mi tego, co w sumie pojawia się w późniejszym rozdziale w rozmowie z przyjaciółką - że są dwa światy, że jest granica. Brakuje mi informacji, jakie stworzenia widziała, od jak dawna, jakie to w niej wzbudza uczucia. Bo jak sama napisałaś Penelopa nie widzi ich co krok, ale ja w zasadzie tego nie wiem. Innymi słowy chodzi mi o jakieś zarysowanie co było między prologiem a tym co teraz. Może zostawiasz to na później, ale gdzieś tam w kilku miejscach ten brak informacji mi przeszkadzał ; )
Prolog to wydarzenia z przeszłości, gdy Penelopa miała 6 lat
UsuńRozdział 1 i dalej to obecne czasy, gdy ma 21 lat :)
Ok, jasne, ja rozumiem i będę to poprawiać, bo o uczuciach Penelopy i o tym samym już napisałam gdzieś niedawno w rozdziale chyba 7, ale to wiem, że na początku też przydałoby się zaznaczyć, więc dzięki za szczery komentarz!