<Olimp>
W
lichej komnacie opatulonej ciepłym światłem słonecznych, przedostającym się
przez otwory w kamiennej nasadzie, znajdowała się młoda kobieta. Była piękną i
dojrzałą dziewczyną o lekko kręconych, brązowych włosach i tego samego koloru
oczach. Drobny nosek zdobił jej delikatną twarz, na której widniały liczne
zadrapania. Spojrzenie miała surowe i pełne powagi, choć wygląd kobiety temu
przeczył. Zachowywała się jak łania, powabnie stąpając po kamiennej ścieżce.
Zmartwiona i niespokojna, lecz próbująca zdusić w sobie wszelkie emocje.
Choć w
pomieszczeniu panowało ubóstwo, to miejsce dało się zwać domem i własnym kątem
Bogini Wojny, Ateny. W prawym rogu stała oparta o ścianę drewniana włócznia, a obok
niej spiczasty, metalowy hełm, pokryty rdzą i przebarwieniami. Niewielkie łóżko
przykrywało część lewej ściany, a wiszący nad nią czerwony dywan mógł być
traktowany jako jedyny ozdobnik niemal pustej przestrzeni.
Atena
błądziła nerwowo po pomieszczeniu, rozglądając się gorączkowo, jakby czegoś
poszukiwała. Po policzkach spływały niewielkie krople łez, a z już dawno
zakrzepłych blizn zaczęła się sączyć krew. Były to niewielkie ilości posoki,
lecz po kilku minutach jej policzki, jak i cała twarz, spłynęły czerwienią,
potęgując ból u kobiety. Cierpienie za świat i za herosów, których pragnęła
strzec, nie znikało. Została uwięziona w między Granicą Olimpu, a światem
innych istot. Najpotężniejsza z potężnych i, zarazem, najsłabsza, gdy świat jej
potrzebował.
W pewnym momencie przystanęła i energicznie
odwróciła się w stronę drzwi, gdzie zobaczyła stojącego rosłego mężczyznę. W
prawej dłoni trzymał jeszcze bijące, ludzkie serce, z którego lała się rzadka
krew. Z drugiej natomiast nie wyjmował niewielkiego sztyletu, trzymając go
wymierzonego w stronę Bogini.
Niezlękniona
Najwyższa uniosła wysoko głowę i rzekła pełna dumy i elokwencji:
–
Zdradziłeś nas. Czego tu szukasz?
–
Triumfu, chwały i waszego oddania. To sprawiedliwe warunki, biorąc pod uwagę
fakt, że mam broń, która jest w stanie was zabić – odpowiedział wyraźnie
niezadowolonym tonem Ares. – Ale nie chcę tego uczynić. Pragnę tylko zmienić
świat. Świat nas potrzebuje, Ateno.
– On
nigdy nas nie potrzebował! – krzyknęła stanowczo. – Może i jestem więźniem, ale
krew z mojej krwi cię powstrzyma.
–
Tylko jedna? – Zaśmiał się złowieszczo. – Widać bardziej przygotowałem się do
wojny. Moi synowie i córki już sieją zamęt. Przyłączyli się do mnie Bogowie,
których ceniłaś za lojalność wobec siebie. Nawet Wielka Trójca nie reaguje,
więc dlaczego pokładasz wiarę w swoje dziecko?
–
Pokładam wiarę? – spytała lekko zaskoczona stwierdzeniem Aresa. – Nie bądź
śmieszny. Ten nieokiełznany dzieciak przegra w każdym starciu. Wierzę tylko w
krew, która płynie w jej żyłach i w nic więcej.
Ares
na moment zamilknął, odsuwając się od kobiety. Jakby zawiesił się nad słowami
Ateny, próbując pojąć ich prawdziwy sens. Jak często odpowiedzi kryły się za
niewinnymi zdaniami, wypadającymi z ust pięknej i dzielnej wojowniczki? Znał
swoją kuzynkę od setek tysięcy lat. Nie mogła zaskoczyć umiejętnościami czy
wiedzą, ale nadal potrafiła wydobyć z siebie plan, który w nikczemny sposób
niszczył wszelkie nadzieje przeciwników.
– Coś
uczyniła? – spytał, patrząc na dumny uśmiech Bogini Zwycięstwa, która po raz
kolejny była pewna swego triumfu. – Nie, nie tym razem. Nie, nie, nie! Nie
wygrasz. Zniszczę cię i twoją córeczkę. Myślisz, że nie znam jej? Choć nie
wiem, jaką tajemnicę kryje jej krew, jej serce jest nadal ludzkie.
Ares
wyszedł z trzaskiem z pomieszczenia, zostawiając Atenę w samotności. Kobieta
opadła na łoże, próbując znaleźć sens deklaracji Boga Wojny. Od początku była,
że nie działa w przypadkowej kolejności, lecz nadal, mimo swej ogromnej
mądrości, nie potrafiła przewidzieć, jak daleko zmierza ambicja odwiecznego
wroga.
Sprytna
i nieugięta, lecz czuła się jak zwierzę w potrzasku, mogąc jedynie spoglądać na
wydarzenia swym Okiem Mądrości. Widziała teraźniejszość i przeszłość, lecz
tajemnice dnia następnego kryły się przed kobietą nieugięcie. Znała
konsekwencje naruszania tabu, jakie oznaczyli sobie jej najbliżsi. Może
należało je zniszczyć? Jednak wystarczającym kłopotem stał się Ares. Równie
uparty co ona, a jednak działający bez żadnych granic. Jego nieoznakowane
posunięcia podpowiadały, iż za nimi stał ktoś inteligentniejszy i bardziej
niezrównoważony.
–
Pozostała mi tylko wiara w krew dziecięcia, które sama zrodziłam.
Dotknęła
dłonią brzucha, w którym przez dziewięć miesięcy swego życia nosiła pod sercem
nowe życie. To uczucie było już jej wcześniej znane, ale nigdy tak mocno nie
doświadczyła ciąży. Penelopa była drogocennym skarbem, który wyhodowała na
rozkaz ojca. Bez wyboru, bez sprzeciwu, pragnąc jedynie zapewnić światu pokój i
równowagę. Wieczna dziewica i zarazem wieczna matka.
Nie
znała swego dziecka i nigdy nie pożądała być częściej jego życia, co może było
powodem takich a nie innych decyzji Penelopy. Nie miała jej tego za złe.
Kierowała się tylko rozsądkiem i typowymi dla ludzi zachowaniami. Przecież żyła
wśród nich od maleńkości. Lecz wciąż Atena oczekiwała szacunku i glorii, na
którą zasługiwała. Była Boginią Wojny, czczoną i wielbioną przez miliony, a
niemal zapomnianą przez własną krew… własne dziedzictwo.
***
Przerzuciła
kolejną stronę czasopisma, które zdążyła kupić między zajęciami. Nuda i
zmęczenie dawały o sobie znać, a ciągłe zaniepokojenie sprawiało, iż Penelopa
nie zdołała w normalny sposób powrócić do rzeczywistości. Działy się wokół niej
rzeczy, których zazwyczaj pragnęła unikać i istniało jedno pytanie: Czy te wydarzenia
dotyczą mnie? Jeśli się myliła, nie musiała się martwić. Jednak bardziej była
skłonna uwierzyć w drugi wariant. Zapewne niechętnie, ale zbyt wiele wydarzeń
miało miejsce dokładnie obok niej.
– Oj,
cholera! – syknęła, ciskając niewinną gazetę w kąt pokoju.
Złapała
za poduszkę i przycisnęła ją do twarzy, zagłuszając tym samym swój krzyk.
Potrafiła żartować, igrać z Bogami i pokonywać największych przeciwników w
grze, ale dokonanie wyboru było dla niej zupełnie inną ligą i wyzwaniem.
Zatracona
w swoich myślach dopiero za którymś razem usłyszała ciche pukanie do drzwi.
Zaintrygowana wstała i podeszła do wejścia, niepewnie je otwierając. Jeszcze
większe zdziwienie nastało, gdy ujrzała Pavora, który nerwowo rozglądał się
przed progiem, jakby uciekał przed największym zagrożeniem.
– Co
się… – zanim zdążyła dokończyć zdanie, mężczyzna wszedł do środka, zatrzaskując
za sobą drzwi.
Penelopa
nie pojmowała tak niecodziennego zachowania mistrza. Zazwyczaj opanowany, nie
dający po sobie poznać, że cokolwiek czuje, a jednak teraz szalał niczym w
amoku. Kobieta mogła jedynie czekać cierpliwie na wyjaśnienia, lecz gdy ujrzała
sięgającego Pavora po Rapier Ognia, zaczęła się poważnie niepokoić. „Młody bóg” rzucił w jej kierunku przedmiot,
który zwinnie pochwyciła w swe dłonie, przyjmując równocześnie odpowiednią
pozycję do pojedynku.
– Broń
się – usłyszała tylko, zanim stal przemknęła obok jej policzka, mijając go
jedynie o milimetry.
Przerażona
odskoczyła na bok, uderzając się ramieniem o klamkę. Miała ochotę krzyczeć, błagać
o jakieś słowo wyjaśnienia, jednak szansa realnego zagrożenia przyćmiła zdrowy
rozsądek. Kiedy po raz kolejny Pavor zadał cios, wiedziała, że to nie są
przelewki. Kobieta podskoczyła i weszła na łóżko, machając na oślep ostrzem,
jakby to miało na moment rozkojarzyć przeciwnika. Jednak ten zablokował ją w
nadgarstku, ciągnąc w stronę ściany.
Nie
był to koniec boju Penelopy. Stojąc tyłem do Pavora i będąc trzymana przez
niego, oparła się stopą o ścianę, by stanąć na gładkiej powierzchni drugą, i
powoli zacząć mknąć ku górze. Gdy tylko przebyła odpowiednią odległość,
odepchnęła się i wylądowała za mężczyzną, zadając mu cios łokciem. Ten
zablokował jej atak i zaraz wykręcił jej ciałem, dając do zrozumienia, że
pojedynek siłowy jest z góry naznaczony porażką.
Pozostawiona
jedynie z wyborem walki na miecze, zacisnęła dłoń na rękojeści i zadała proste cięcie z ramię Pavora.
Niezrażony drobną ranką, ponownie naparł na dziewczynę, powalając ją tym razem
na podłogę. Uderzył zaciśniętą dłonią w plecy studentki, unieruchamiając ją.
Jednak kobieta nadal walczyła. Resztami sił okręciła się, po czym oparła się
dłonią i podskoczyła, stając zaraz na równe nogi.
– Co
to ma być!? – wrzasnęła w końcu, nie będąc w stanie dłużej wytrzymać igraszek
mistrza. – Gadaj!
–
Uciekaj – rzucił krótko Pavor, ponownie nacierając na heroinę.
Oboje
byli już bez swoich broni. Uderzali pięściami o siebie, broniąc swoich
ciał i najbardziej wrażliwych miejsc. Z zaciśnięty pięściami obserwowali każdy
ruch przeciwnika, nie darząc go najmniejszym zachowaniem. Gdyby nie objawiające
się powoli zmęczenie trwaliby i trwali w niekończącej się walce bohaterów.
– Nie…
rozumiem – szepnęła zasapana Penelopa.
–
Jeśli nie uciekniesz, dojdzie do kolejnych nieszczęść! – powiedział stanowczo
Pavor.
– Ale
dlaczego walczymy? – spytała w końcu, pragnąć najmocniej na świecie poznać
prawdziwą odpowiedź.
–
Chciałem coś potwierdzić – rzekł, odsuwając się od uczennicy.
– Ale
co takiego?
– Że
nie jesteś gotowa na taką walkę – odparł na jednym wydechu. – Penelopo, błagam
cię, uciekaj.
– No
brawo! – krzyknęła, klaszcząc w dłonie. – Więc przechodzimy do części seansu, w
której to tłumaczysz mi w niezrozumiały dla mnie sposób, iż moje życie jest
zagrożone, i jedynie niewiedza oraz ucieczka mogą mnie ochronić przed niechybną
zgubą.
Pavor
wyraźnie przewrócił oczyma. Zniesmaczony zachowaniem podopiecznej i zarazem
zawieszony gdzieś między dwoma wariantami, jakie mu pozostały. Wahał się,
machał niebezpiecznie rękoma i błąkał się po pokoju, sugerując, iż Penelopa nie
ułatwia mu podjęcia decyzji.
– Mimo
że uwolniłem się od Bogów – mówiąc to wskazał na swoją bliznę – nadal mam wobec
nich powinności. – Jego głos był delikatny i kojący. – Jesteś moją misją i do
końca pragnę wykonać ją tak, jak chciałem. Uwierz mi, nie tylko ty borykasz się
z trudnościami dwóch natur. Dlatego musisz…
– …
uciec? – dokończyła za niego, wzruszając ramionami. – Trzecia osoba! – Pokazała
mężczyźnie taką liczbę palców. – Trzecia! Może zaraz Deadpool zejdzie z plakatu
i wtrąci swoje pięć groszy? No, na cycki Afrodyty! Co się tu dzieje? Trzymanie
mnie w niewiedzy naprawdę nie jest dobrym rozwiązaniem.
– Ale
nie ma innego – wyjaśnił pośpiesznie. – Wyrzuć mnie za drzwi, ale właśnie
dowiodłem, że nie jesteś gotowa stawić czoła wyzwaniu, jakie cię czeka w tym miejscu.
– Na
cycki Afrodyty, ile razy ja tego użyję – dodała – myślisz, że nie jestem tego
świadoma? Ledwo przeżyłam utarczkę z Minotaurem, więc jak miałabym pokonać coś,
co nadchodzi…
–
Chyba miałaś dobrego nauczyciela.
–
Chyba tak. Szkoda tylko, że musiałam pilnować jego kobiet, które za często
przebywały we włościach, gdy zbliżała się pora treningów – rzekła, szczerząc
się szeroko.
Mężczyzna
zamilknął, nie czując konieczności wałkowania dalej tematu jego spotkań z
„przyjaciółkami”. Usiadł jedynie na brzegu łóżka, splótł palce u dłoni i tupnął
nogą o podłogę. Penelopa nigdy nie sądziła, że może tak bardzo nie rozumieć
zachowania nauczyciela i uczuć, jakie mogą mu towarzyszyć. Do tej pory ich
relacja, jak i cała sytuacja, były klarowne i całkiem jasne, gdy teraz wszystko
zmieniło, sama Rosińska potrzebowała zmiany.
–
Uciekaj, proszę.
Pośpiesznie
wstał, nie czekając, aż Penelopa zdąży mu odpowiedzieć. Jedynie spokojnym
krokiem podszedł do swojej uczennicy, obiema rękoma chwytając ją za głowę.
Przysunął jej zmarszczone czoło do siebie i złożył na nim subtelny pocałunek. I
korzystając z chwilowego amoku kobiety, wyszedł z pomieszczenia, zostawiając ją
w samotności.
Posłuchać
się czy nie? – trudności z podjęciem ów decyzji ciągnęły się nieskończenie, aż
w pewnym momencie Penelopa zrozumiała, że nie jest tak łatwo uciec i zostawić
za sobą wszystko, co się kochało. Ojca, studia, normalne życie, a nawet kilka
drobnostek, które teraz przybierały na wadze. Była gotowa zapewnić
bezpieczeństwo najbliższym, lecz pragnęła odpowiedzi. Chciała wiedzieć, co tak
naprawdę kierowało i Kornelią, i Pavorem, gdy tak usilnie próbowali przekonać
ją do ucieczki.
Błądziła
wśród własnych myśli. Krążyła w najdalszych zakamarkach umysłu, widząc rzeczy,
których do tej pory najzwyczajniej nie dostrzegała. Mam zostawić ojca bez słowa? – pytała, wyobrażając sobie reakcję
Juliana na wieść jak bardzo „dorosła” stała się jego córka.
Jednak
po kilku godzinach milczenia wstała i zdjęła z szafy niewielką torbę, którą
zakupiła jeszcze w czasach licealnych na jakąś wycieczkę. Była niewielka, o
kolorze zgniłej zieleni, ale poręczna i wystarczająca na najbardziej potrzebne
rzeczy.
–
Parę ubrań, trochę pieniędzy, telefon, miecz i znak krzyża na drogę –
wymieniła, rozglądać się po pokoju.
Oparła
się o ścianę i osunęła na podłogę, po chwili przyciągając kolana do piersi i
chowając w nich głowę. Co ja najlepszego
wyrabiam? – pomyślała Penelopa. Nie miała nawet pomysłu dokąd może się
udać. Stwarzała zagrożenie w każdym miejscu jakim się tylko znalazła, a nawet
jeśli było to tylko wyimaginowane stwierdzenie kobiety, to nadal za cel obrała
sobie ucieczkę. Jedyne, co jej przychodziło teraz do głowy, to znaleźć się na
Dworcu Głównym i wsiąść w pociąg do Warszawy, a stamtąd już udać się
gdziekolwiek. Znała kilka języków, szybko się uczyła, miała dobrą orientację w
terenie, a i umiejętności samoobrony nie były takie złe… Mogła przeżyć przez
jakiś czas, lecz wątpiła, by ten plan przetrwał na dłuższą metę. Dlatego
pozostawała tylko nadzieja, że do tego momentu wojna się zakończy.
Oczekiwanie
na odpowiednią godzinę do ucieczki okazało się dla Penelopy większą udręką niż
sama świadomość, że właśnie postanowiła zostawić za sobą wszystko.
Postanowienie, że pośpi sobie przynajmniej te kilka godzin, spaliło się w
drobny popiół, przez co pozostało Rosińskiej jedynie czatowanie i sprawdzanie,
czy nadeszła już ta pora.
Północ,
pierwsza w nocy, druga… Odliczanie było niemierzalnym cierpieniem, lecz gdy
przyszło jej wyjść z domu, poczuła, iż naprawdę się boi. Była silną i
niezależną dziewczyną, ale wciąż potrzebowała ciepła i kogoś, kto mógłby być
obok niej. Nie czuła się gotowa, by odejść w świat, stać się dorosłą, gdyż
nadal pozostawała w głębi duszy dzieckiem.
–
Koniec z tymi grami – powiedziała, zarzucając na plecy dość lekką torbę.
Jeszcze
raz pomyślała, czy wzięła wszystko, co zaplanowała i wyszła cicho z pokoju, kierując
się ku parterowi. Do kuchni chciała wstąpić na moment, by chwycić coś do
jedzenia. Jednak gdy tylko zeszła na dół, zdziwiona zatrzymała wzrok na blacie,
na którym leżała biała koperta, a obok niej przykryty talerz.
–
Niemożliwe – szepnęła.
Podeszła
bliżej, biorąc do ręki skrawek papieru. Otworzyła pakunek i ujrzała znajdujący
się wewnątrz plik gotówki – kilkukrotnie większy od tego, który sama wzięła.
Nie potrafiła wydobyć z siebie choćby jednego słowa. Tylko ojciec mógł zostawić
na blacie pieniądze, ale przecież nie wiedział, że Penelopa będzie chciała
uciec tejże nocy.
Z
lekka zdezorientowana odłożyła na bok kopertę i przysiadła na krześle. Schowała
twarz w dłoniach, zdając sobie sprawę, że w jakiś sposób Julin musiał usłyszeć
o potajemnych planach córki i nic w tej sprawie nie powiedzieć. Penelopa nie
umiała ocenić zachowania rodziciela. Z jednej strony jego troska i wiara w
dziecko poruszyły ją, ale z drugiej nie chciała uwierzyć, że pozwolił jej tak
bez słowa spakować się i zniknąć z życia.
–
Spóźnię się na autobus – szepnęła, jednak na słowach się skończyło. Nadal
siedziała z wlepionym w stół wzrokiem, zastanawiając się po raz kolejny czy na
pewno właściwie postępuje.
Uśmiechnęła
się niespodziewanie, po czym wrzuciła wszystkie zapakowane kanapki z talerza do
torby, a kopertę wepchnęła do kieszeni. Ponownie zarzuciła ciężki pakunek przez
ramię i ruszyła ku głównemu wyjściu.
Bez
żadnego zatrzymywania się, bez spoglądania za siebie i bez zbędnych myśli
ruszyła ku przystankowi, który znajdował się około pięć minut od miejsca
zamieszkania dziewczyny. Panująca cisza pozwoliła Penelopie w spokoju i
bezproblemowo przejść przez światła i dotrzeć w ostatniej chwili na autobus.
Wsiadła
do nowszego modelu pojazdu, kasując następnie bilet i przysiadając na pierwszym,
wolnym miejscu. Wlepiła wzrok w widok znajdujący się za szybą i głęboko
westchnęła, żegnając znajdujący się w oddali dom. Niedługo tu wrócę, wypowiedziała w myślach obietnicę i przesiadła
się na siedzenie obok. Nie chciała mieć kolejnego pretekstu do wysiadki.
Na
większości przystankach samo zatrzymywanie się autobusu należało do
wyznaczonego odgórnie obowiązku. Niemalże panujące pustki na ulicach sprawiły,
że przejażdżka na Dworzec Główny trwała niemal dziesięć minut krócej niż w
normalnych, codziennych warunkach. Oprócz samej Penelopy tylko dwa razy
znaleźli się w pojedźcie inni pasażerowie. Raz młody mężczyzna,
najprawdopodobniej student, i za drugim razem starsza kobieta, która jechała z
Rosińską aż do samego końca.
Niemal
o punkt piątek heroina dojechała na ostatni przystanek, wysiadając tuż przed
budynkiem. Zakupiony wcześniej bilet wyjęła z torby i ścisnęła mocno w dłoni,
jakby w obawie, że zaraz tajemniczy złodziej będzie próbował jej go wyrwać.
–
Jedziemy na wycieczkę, bierzemy broń w teczkę, a broń fiku miku narobi w teczkę
siku – zaśpiewała, starając się zadusić w sobie stres.
Przeszła
obok budynku i wyszła na peron pierwszy, gdzie według rozkładu miał się pojawić
pociąg do Warszawy, jednak teraz na całej stacji świeciło niemal pustkami. Z jeden
strony nie była zaskoczona, ale z drugiej liczyła, że nie będzie musiała czekać
w samotności.
Skrzypiące
tabliczki z informacjami co chwilę denerwowały Penelopę swym jazgocącym
dźwiękiem. Nie zaprzeczała, że mogła wyjąć słuchawki, ale wiedziała, że będzie
miała mnóstwo czasu w samym pociągu na słuchanie muzyki. Teraz preferowała stać
– choć zabrudzone, metolowe ławki były wystarczającym powodem, by na nich nie
siadać. Żółta linia ostrzegawcza malowała się przed stopami dziewczyny, a nad
nią wisiał zegar, wskazujący dokładną godzinę.
–
A więc jeszcze ponad pół godziny – powiedziała, przekrzywiając głowę na bok.
Czas
mijał wyjątkowo powoli, mogłaby nawet rzec, iż na zajęciach nigdy jej się tak
nie dłużył. Właśnie przez to zaczęła gorączkowo się rozglądać w poszukiwaniu
czegokolwiek, co tylko miało szansę zainteresować dziewczynę. Na początku była
to tylko kobieta z ciężkimi walizkami, stojąca na peronie naprzeciw niej,
jednak z czasem coraz większa grupka ludzi zaczęła zjawiać się wokół Penelopy,
tworząc niewielki tłum.
Możliwe,
że właśnie to było powodem ogromnego roztargnienia heroiny i niedostrzeżenia
sylwetki mężczyzny, który wyraźnie zbliżał się do samej Rosińskiej. Wysoki,
przystojny i niezwykle czarujący, choć równocześnie otaczający się aurą tajemniczości
i mroku. Nie uśmiechał się, jedynie z nutką pychy spoglądał z góry na
przyglądające mu się kobiety. Czasami jednak posłał którejś ciepły uśmieszek,
by zaraz powrócić do poprzedniej miny. Szedł z gracją, z czasem coraz bardziej
przybliżając się do Penelopy.
Kiedy
tylko ujrzała tego tajemniczego człowieka, prosiła, by nie była to osoba
powiązana z Bogami. Jej myśli wręcz krzyczały od natłoku takich próśb, lecz bez
skutku. Mężczyzna zatrzymał się po kilku minutach dokładnie obok niej,
spoglądając właśnie na nią i mówiąc bez wątpienia do niej:
–
Przysyła mnie twoja matka…
Ciekawostka: Pierwotnie rozdział 5 i 6 miały być jednym, ale 11 stron tekstu, to troszkę za dużo.
I jak się podobał rozdział albo nie podobał... Macie jakieś uwagi? Piszcie śmiało!
I po raz kolejny mam zaszczyt uczestniczyć w głosowaniu na blog miesiąca, więc serdecznie zapraszam do oddawania głosów!
http://sonda.hanzo.pl/sondy,261622,P9hL.html
I po raz kolejny mam zaszczyt uczestniczyć w głosowaniu na blog miesiąca, więc serdecznie zapraszam do oddawania głosów!
http://sonda.hanzo.pl/sondy,261622,P9hL.html
Jedynym słowem Penelopa ma zawsze pecha. O cokolwiek nie błaga i tak się nie spełnia xD" Biedny Julian. Szkoda mi go. Wiedział, że córka ucieka i zostanie sam, a mimo to nie robił awantury. Podziwiam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :D
Ty mylisz, że JA zostawię Julka w spokoju? Jeszcze sporo z nim planuję i na 100% Was zaskoczę! I faktycznie, chciałam w tym blogu pokazać, ze przeznaczenie jest częścią życia bohaterów i nie da się od niego uciec!
UsuńDziękuję bardzo za komentarz!
Dalej, dalej, dalej, dalej! I kolejne nieskończoność razy - dalej!
OdpowiedzUsuńCzęść z Ateną- genialna, więcej takich! Chociaż nie mogę uwierzyć, że w ten sposób wypowiadała się o Penelopie. W końcu to jej córka...
Część z Młodym Bogiem - awwww ;* Więcej go!
Końcówka - idealna *_*
Chcę więcej!
Weny ;*
Zapraszam do mnie: kupuaola.blogspot.com
Dalej, dalej, dalej, dalej! I kolejne nieskończoność razy - dalej!
OdpowiedzUsuńCzęść z Ateną- genialna, więcej takich! Chociaż nie mogę uwierzyć, że w ten sposób wypowiadała się o Penelopie. W końcu to jej córka...
Część z Młodym Bogiem - awwww ;* Więcej go!
Końcówka - idealna *_*
Chcę więcej!
Weny ;*
Zapraszam do mnie: kupuaola.blogspot.com
Atena postrzega penelopę jedynie przez krew i nic więcej. Oczywiście wszyscy jeszcze się pojawią. Każdy ma swoją rolę do odegrania!
UsuńDzięki za komentarz i zajrzę, choć ostrzegam, że mogę podejść sceptycznie, gdyż nie lubię Riordiana :(
Przyznam, że to trochę denerwująca postawa Ateny. Z drugiej strony, rozumiem ją.
UsuńJasne, nic na siłę :D Ja osobiście pokochałam Riordana, ale mam u niego ciężkie początki w nowych seriach :D
Miałam kilka pomysłów, co mogłabym umieścić w tym komentarzu, ale zapomniałam. XD
OdpowiedzUsuńJedyną sprawę jaka jest dla mnie w tej chwili ważna to Pavor. Ile on ma last?! Bo ja już tu po cichu paring tworzę. Bardzo bym była rada, gdybyś stworzyła w zakładce "Bohaterowie" notkę też o nim, bo widzę go z lekką mgłą. Nie musi być cała jego przeszłość, ale podstawowe informacje -> wygląd, zarys charakter itp.
Dziękuję ^^
Pozdrawiam
♐ Oliwia Natsuki ♐
Jego wygląd był przedstawiony w bodajże rozdziale 3, na samym początku. Blondyn, około 30 lat, z blizną, umięśniony, młody bóg ;)
UsuńI tak, chciałabym i miałam zamiar stworzyć notkę, ale dostałam informację od recenzentki, że będzie ona recenzować mojego bloga i prosi o niezmienianie niczego w zakładkach. Poczekam na recenzję i dopiszę, ale tak po prawdzie, to jego postać będzie owiana tajemnicą w miarę do samego końca, a przynajmniej dla Penelopy, może Wam coś zdradzę, bo w zasadzie wszystko już Wam powiedziałam, kim on jest itd, ale wy jeszcze się nie domyślacie!
Dziękuję ślicznie za komentarz!
Ciągle mnie zastanawia to, czemu Atena pokłada nadzieję w krwi, a nie w osobie jej córki. Już trzy minuty wydzieram słowa na klawiaturze tego nędznego laptopa, a mózg nie może się niczego domyślić. Szczerze mnie to wkurwia, mocno powiem, bo jestem po treningu w 30 stopniach i padam na ryj, ale chciałam poczytać, bo czułam niedosyt, a tymczasem dotknęła mnie taka zagwozdka, jakiej już od dawna nie doświadczyłam xD Dziko, ale czytam dalej, spokojnie :D I tak Cię kocham <3 (Ja już chcę komputer i okładki i szablon i i i... chuj :< )
OdpowiedzUsuńTa walka była bardzo przyjemna. Uwielbiam te momenty <3 Akcja. To jest coś, co ja lubię, a moment, w którym wkroczyłaś z nią - idealny :D Czytało mi się tak cholernie dobrze, że wydusiłam wszystko jednym tchem :D
pozostaje teraz kolejny problem do rozwiązania...Jak do cholery Penelopa ma powstrzymać katastrofę, skoro większość karze jej uciekać? Jak postąpi? Co będzie dalej?
A jednak. Już myślałam, że ucieknie, bo tak się zanosiło, jednak spotkanie z tajemniczym mężczyzną może jeszcze wszystko odmienić i coś mi się zdaje, że tak się stanie na sto procent. JUż widzę te argumenty, przekonujący ton i winę w oczach Penelopy, która nagle decyduje się ratować świat, kompletnie bezsilna...
Już się nie mogę doczekać <3
Dziękuję bardzo. No, uwielbiam wprowadzać zagadki, więc nie bądź zaskoczona, jeśli jeszcze parę razy się zdarzy, że wprowadzę coś takiego. Oczywiście rozwiązania z czasem przyjdą, ale póki co... TOP SECRET!!!
UsuńA ja uwielbiam pisać sceny akcji, więc jeszcze nie raz ich doświadczysz.
Na resztę twoich pytań nie odpowiem, bo w zasadzie dopiero pod koniec opowiadania przyjdzie czas na prawdziwe odpowiedzi, a dziś powiem tylko tyle, że mam nadzieję Cię zaskoczyć!
Pozdrawiam i dziekuję za komentarz ;)