środa, 3 maja 2017

Rozdział 7 — Oczekiwania


Penelopa ponownie przetarła zaczerwienione oczy, siedząc przed włączonym komputerem we własnym pokoju. Kiedy tylko obudziła się u Pavora, zauważyła, że niemal wszystkie obrażenia zniknęły w niewytłumaczalny sposób — już nie pierwszy raz. Nie odczuwała bólu czy zmęczenia. Pozostał jej tylko tajemniczy ślad na nodze, a wątpiła, że to zwykły siniak. Pavora również niepokoił, lecz mimo to odesłał dziewczynę do domu, twierdząc, że tam będzie bezpieczniejsza. Nie uwierzyła mu. Była pewna, że mężczyzna znowu próbuje coś ukryć. Aczkolwiek tym razem wyszła posłusznie, bez jakiegokolwiek krzyku czy kłótni.

Owinęła się ulubionym kocem, tworząc coś na wzór kokonu i wbiła wzrok w ekran monitora. Oglądając po kolei odcinki „Luka Cage’a”, próbowała odegnać wspomnienia sprzed południa; skupić się na jednym z ulubionych seriali. Bezskutecznie. Nawet najmniejsze nawiązanie do samej walki przypominało jej o dziecku Lamii. Jej ciało reagowało natychmiast. Drżała, błądząc wzrokiem po porośniętym kwiatami pomieszczeniu. Było jej tak zimno, choć w pokoju temperatura sięgała niemal dwudziestu pięciu stopni. W końcu wyłączyła ekran i rozpłakała się.
Z przedpokoju dobiegł dźwięk trzaskanych drzwi.
Penelopa zamarła.
Ojciec był jeszcze w pracy, Pavor nie opuściłby własnego mieszkania, Kornelia najprawdopodobniej została na uczelni, a nie znała nikogo więcej, kto miałby dostęp do domu. Zamknęła drzwi na klucz — sprawdziła to kilkukrotnie, a gdy tylko dotarła do pokoju, jeszcze raz wróciła do przedpokoju i upewniła się. Tylko czy bogowie wchodzili przez drzwi?
Zeszła ostrożnie z fotela, błagając, by nie zaskrzypiał. Schowała się za drzwiami. Serce łomotało w nierównym rytmie, a na powierzchni skóry pojawiły się kropelki potu. Napięła mięśnie w gotowości na walkę, by tym razem odegnać zagrożenie, zanim dojdzie do tragedii. W dłoń pochwyciła znajdujący się najbliżej przedmiot, lampkę nocną, którą już wcześniej próbowała wykorzystać przeciw Afrodycie i schowała się tuż za wejściem.
Kroki dochodziły z okolic kuchni, potem przeniosły się na łazienkę, aż znalazły się tuż przed pokojem Penelopy. Jedno uderzenie serca, drugie, trzecie, czwarte… Dziewczyna uniosła przedmiot, gotowa do zadania nieznajomemu ostatecznego ciosu, gdy tylko nadusi za klamkę. Ale nagle rozległ się znany Penelopie głos:
— Ej, jesteś tu? Widziałam twoje buty, więc nie udawaj… I co to za rośliny?
To była Kornelia.
Ogromny ciężar spadł z serca studentki, gdy wszystkie jej niepokoje okazały się nieprawdziwe. Osunęła się na podłogę, czując, że łzy napływają do oczu.
— Kornelio… — wypowiedziała imię przyjaciółki głosem pełnym cierpienia.
Drzwi gwałtownie otworzyły się sekundę później. Przerażona Kornelia niemal rzuciła się na Penelopę, chwytając ją za ramiona. Obejrzała dziewczynę ze wszystkich stron i niepokojącym głosem spytała:
— Co się stało?
Rękawem Penelopa przetarła mokry od łez policzek.
— Nic — odpowiedziała.
— No jak to nic? — Kornelia rozejrzała się wokoło, po czym chwyciła za koc, który wcześniej Penelopa z siebie zrzuciła i przykryła nim przyjaciółkę. — Jak to nic, kobieto? Ktoś się skrzywdził? Był tu jakiś złodziej czy co? Powiedz cokolwiek! Mam zadzwonić po karetkę? Policję? — mówiła nieustannie, nie dając choćby na moment Penelopie dojść do słowa.
— Nie — szepnęła.
We swoich wspomnieniach Penelopa zawsze widziała Kornelię — przyjaciółkę, którą traktowała jak własną siostrę. Ojciec wielokrotnie opowiadał jej, że historia ich paczki kumpli zaczęła się jeszcze na pierwszym roku studiów w 1993 roku, kiedy to poznali się na pierwszych zajęciach na wydziale ekonomicznym. Od tego momentu rozpoczęły się wspólne popijawki, wyjazdy do Warszawy, Krakowa czy nad morze, dorywcze prace na wakacjach przy zbieraniu owoców i nauka. Aż w przerwie majowej pojechali w góry i powrócili z nich z dwoma dziewczynkami w łonach matek. Rodzice matki Penelopy wyparli się jej. Ciąża była ciężka, pojawiały się komplikacje, w przeciwieństwie do Agnieszki Dalińskiej. A po dziewięciu miesiącach przyszła radość w postaci Kornelii i Penelopy oraz smutek po śmierci matki Penelopy. Dariusz Rosiński przyjął całą odpowiedzialność za córkę, obiecując jeszcze wtedy maleństwu, że będzie dla niego i matką, i ojcem. Agnieszka Dalińska wspierała go ze wszystkich sił, choć po części pragnąc dać dziecku matczyną miłość, która została mu odebrana przez przedwczesną śmierć rodzicielki.
Na zdjęciach uwiecznili kąpiele dwóch dziewczynek, wycieczki po mieście, pierwsze kroki, zabawy, topienie Marzanny… Penelopa nie potrafiła zliczyć, na jak wielu fotografiach znajdowała się ona i Kornelia. Zawsze razem, niezależnie od pory roku czy wydarzenia. A jednak Kornelia nie znała prawdy…
— Słuchasz mnie? — odezwała się Kornelia.
Penelopa wyrwała się z zamyślenia. Otworzyła nieznacznie usta, chcąc coś powiedzieć. Jednak wystraszyła się i zacisnęła usta w wąską linijkę. Wahała się. Tak wiele rzeczy przemawiało za tym, by zadusić w sobie wyznania i udawać, że nic się nie stało.
— Proszę — powiedziała błagalnym głosem Kornelia, wbijając wzrok w podłogę. — Kocham cię. Chcę ci pomóc, ale nie wiem jak, skoro ty wciąż coś przede mną ukrywasz. Proszę — szepnęła.
Penelopa odwróciła się, zaciskając zęby jak najmocniej tylko potrafiła. Patrzenie na przejętą Kornelię sprawiało jej większy ból niż jakiekolwiek rany. Kłamstwo wciąż kiełkowało, choć nie takiego rozwiązania sobie życzyła. Gdyby tylko zdobyła się na odwagę wcześniej, może mniej miałaby teraz na sumieniu. Jednak żałowanie błędów przeszłości nic nie dawało. Jeśli chciała przekroczyć wyznaczoną przez siebie granicę, musiała uczynić to o własnych siłach.
— Świat bogów greckich istnieje — rzekła z trudem. Nabrała głębokiego wdechu, po chwili kontynuując: — Piętnaście lat temu znaleźliście mnie nieprzytomną na placu zabaw. Od tego dnia zaczęłam widzieć mitologiczne stworzenia. Wiem, wiem, wiem, jak to dziwnie brzmi, ale… — Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła mówić przez łzy. — Przepraszam, ja naprawdę przepraszam, ale to prawda. Ja nie zmyślam. Tę ścieżkę z kwiatów zostawiła mi Afrodyta. Była tu dzisiaj… To szalone. Ja…
Nie. Nie odwróciła się.
Wyobrażała sobie reakcję Kornelii. Rozgoryczenie, zagubienie, może trochę zniesmaczenie szaleństwem Penelopy... Kiedy oświadczyła dzieciom z klasy informację, że jej nową przyjaciółką jest driada z pobliskiego parku, nazwali ją kłamczuchą. Każda prawda rodziła tylko niechęć wobec niej samej. Liczba przyjaciół drastycznie zmniejszała się, Penelopa zyskała przydomek „marzycielki-kłamczuchy” i, ostatecznie, tylko Kornelia przy niej pozostała. Dlatego wciąż wierzyła, że i tym razem nic się nie zmieni.
W tym czasie Kornelia głęboko westchnęła. Zamyśliła się na moment, błądząc wzrokiem po pokoju bez najmniejszego sensu. Aż w końcu wyszła z pokoju, nie zamykając go za sobą.
— Zaraz wracam — oświadczyła.
Kornelia bezsensownie przeszła przez całą długość korytarza, kilkukrotnie zawracając i sprawdzając po drodze, czy zamknęła za sobą mieszkanie. W końcu stanęła na środku kuchni i oparła się łokciami o blat. Potrzebowała kilku minut, by ogarnąć sytuację, w której się znalazła. Docierały do niej dwa fakty: bogowie greccy istnieją, Penelopa widzi świat mitologiczny. I w równym stopniu oba wydawały jej się co najmniej absurdalne. Ale prawdę wyznała bliska jej osoba, a tego nie umiała zlekceważyć.
Przekręciła głowę i spojrzała na pasmo rosnących na środku korytarza roślin. Widziała je, mogła dotknąć, powąchać. To nie był kawał, tam naprawdę znajdował się cały klomb.
Złapała jeden z kwiatów i pociągnęła ku sobie. Natychmiast w jego miejsce wyrósł nowy. Brwi Kornelii uniosły się w niedowierzaniu. Albo wariowała, albo naprawdę magia istniała.
Mimo chęci by uciec i zostawić za sobą niepotrzebny problem, zawróciła. Zawsze planowała, miała wypracowany schemat, by przyjąć, jak działać w różnych sytuacjach. Jednak ta ją przerosła.
Wróciła do pokoju Penelopy, wprawiając ją w niemałe zakłopotanie. Ta uśmiechnęła się blado i kiwnęła głową, dając znać, że cieszy się z powrotu przyjaciółki. Kornelia również była wdzięczna, że nogi zaniosły ją właśnie tutaj.
— Jak wystraszone szczenię — powiedziała przez zaciśnięte zęby Kornelia, nie szczędząc Penelopy. Miała zamiar wycisnąć z niej wszystko, co tylko mogła. Koniec tajemnic, koniec fałszu.
Penelopa w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami.
— Otrząśnij się, kobieto! — dokończyła groźnie.
— Kornelio?
— Domyślałam się, że coś jest nie tak. Próbowałam dowiedzieć się czegoś od wujka Dariusza, ale zbywał mnie, tłumacząc, że ty musisz mi wyznać prawdę. Więc czekałam. — Rozłożyła ramiona zdesperowana.
— Domyślałaś się… — Penelopa przewróciła oczami. — A teraz? Prawda cię usatysfakcjonowała? — spytała.
Kornelia zawahała się.
— Na razie założę, że mówisz prawdę — oświadczyła. — Jednak bogowie greccy? Mitologiczne stworzenia? To szaleństwo! Każdy normalny człowiek już dzwoniłby po pomoc dla ciebie! — podniosła glos zdecydowanie za bardzo.
— Przepraszam. — Penelopa opuściła głowę. — Nie posiadam żadnego dowodu, więc…
— Nie chodzi mi o dowód! — przerwała nagle Kornelia. — Masz minutę, żeby się ogarnąć! Dziewczyno, czy ty widziałaś siebie w lustrze? Nawet w najgorsze dni potrafiłaś się szczerzyć od ucha do ucha. Jestem twoją siostrą — uderzyła się dumnie w pierś — ale nie wiedziałam nawet, z czym się borykasz. Cholera, cholera, cholera! Ja nic z tego nie rozumiem. Bogowie czy nie, ale skoro masz jakieś problemy od piętnastu lat, a ja o nich nie wiem, to… — Nie dokończyła.
Zrezygnowana dziewczyna złapała się obiema rękoma za głowę i bezwładnie opadła na łóżko. Znalezienie odpowiednich słów, które opisałyby uczucia Kornelii, graniczyło z niemożliwością. Nie tylko zawiodła się na Penelopie, ale także na sobie. Piętnaście lat stanowiło większość ich życia i przez ten czas nie zdołała choćby raz dostrzec, że z jej siostrą coś się dzieje. Za każdym razem gdy gadała o bogach greckich w podstawówce, sądziła, że to tylko wymysły dziecka i zamiłowanie do starożytnej kultury. Nie naśmiewała się z niej jak inni znajomi, a nawet akceptowała upartość Penelopy. Gimnazjum przyniosło kłótnie z katechetką i trochę nastoletniego buntu, który skutkował wieloma utarczkami z dziewczynami z klasy, ale nawet wtedy Kornelia nie dostrzegła niczego niepokojącego.
Dopiero teraz, kiedy Penelopa wyznała coś tak niedorzecznego, Kornelia zaczęła widzieć więcej niż dało się w tamtych czasach zauważyć. We wspomnieniach nosiła obraz zabandażowanego ciała Penelopy, która rzekomo spadła ze schodów, podejrzanych cięć na ramionach i łydkach, wielokrotnych spóźnień przez poranne bieganie, a także poszukiwania sposobów na pokonanie najróżniejszych bestii. Gdzieś w myślach echem odbijał się jakiś mistrz, Pavor, który codziennie przygotowywał Penelopę do walki i uczył ją, jak radzić sobie w „trudnych sytuacjach, których ty raczej nie zrozumiesz” — jak miała w zwyczaju mówić Penelopa. Teraz dopiero przypominała sobie, że dziewczyna wielokrotnie wyznawała prawdę, ale Kornelia za każdym razem uznawała ją za kolejny żart — bo przecież Penelopa zawsze ze wszystkiego sobie żartowała.
Oczy Kornelii szeroko się otworzyły.
— Przecież tyle razy mi mówiłaś, więc dlaczego ciebie nie słuchałam? — spytała. — W jaki sposób ukrywałaś prawdę przez tak wiele lat?
Penelopa zamyśliła się i odparła krótko:
— Żart.
— Słucham?
— Trudno powiedzieć, co czułam, gdy uzyskałam moc. Na pewno ojciec i mój mistrz pomogli mi ją zaakceptować, ale nadal bałam się. Z czasem zaczęłam znajdować pozytywy — mówiła powoli, dokładnie zastanawiając się nad słowami, które mają paść z jej ust. — Poznałam Etylię, hamadriadę z dębów przy placu zabaw. Byłam wtedy dzieckiem, więc nie rozumiałam, że lepiej nie dzielić się z innymi takimi rzeczami. — Uśmiechnęła się smutnie. — Pewnie pamiętasz, jak mnie traktowano w podstawówce?
Kornelia kiwnęła nieznacznie głową.
— Dlatego zaczęłam obracać wszystko w żart i nadal to robię. Nie potrafię się powstrzymać. Żartuję i żartuję, choć wiem, że czasami moje „kawały” ociekają żałosnością. Jednak tylko w ten sposób mogłam nie martwić się. Poprzez śmiech zapomnieć o trudnościach, które mnie spotkały! Ogólnie nie było tak źle… Mam dobre i złe wspomnienia, więc nie mogę narzekać.
— To dlaczego mi nie powiedziałaś?! — wykrzyczała dopiero teraz, choć pytanie cisnęło jej się na język już od jakiegoś czasu.
— Bo… — Zawahała się. — Ponieważ nie chciałam byś straciła normalne życie. — Skrzywiła się, po czym zasłoniła zapłakaną twarz rękawem bluzki. — Zrobiłabym to, powiedziałabym ci i co? Każdego dnia miałabyś z niepokojem rozglądać się za niewidzialnymi w obawie, że zza rogu wyskoczy jakiś potwór? Zastanawiałabyś się, czy przypadkiem dany nauczyciel nie chce cię zjeść? Albo, to będzie najlepsze, czy nie staniesz się przynętą na mnie? A może listonosz okaże się cyklopem? Pani ze sklepu może będzie miała wężowy ogon? Ja nie chciałam, naprawdę nie chciałam, byś bała się wychodzić na ulicę. Poza tym życie naprawdę dało ci w kość. Twoja matka nie pracuje, normalnie funkcjonujecie dzięki pracy wujka Adama. Ale nie zawsze tak było.
— Ja…
Penelopa nie miała zamiaru dać przerwać swojego monologu.
— Ty też wiele przeszłaś i również nic mi nie mówiłaś! — oskarżyła ją. — Pierwsza klasa gimnazjum, a ty chodziłaś w dwóch bluzkach i jednych spodniach przez cały miesiąc. Mieliście kłopoty finansowe, ale nie chcieliście się do nas zwracać z pomocą w tamtym okresie, bo jak to później ujął twój ojciec „zmarli nie chcieli do was przychodzić” — zacytowała z nutką sarkazmu. — Cała klasa pojechała na wycieczkę szkolną, oprócz nas. Mnie nie chcieli puścić ze względu na moce, ale pewnie wykłóciłabym się. Niezłe ziółko ze mnie było, ale nie chciałam. Bo wiedziałam, że masz kłopoty, z których nie chcesz się zwierzać. Zaakceptowałam to i obie spędziłyśmy dzień na czytaniu książek i jedzeniu herbatników. Z jednej strony zawsze mówiłyśmy sobie wszystko, z drugiej tak bardzo się kochamy, że nie umiemy martwić drugiej… Dokładanie ci kolejnych problemów, oznaczałoby, że — uderzyła się dłonią w czoło — nie nadaję się na twoją siostrę. Kocham cię!
Kornelia, wściekła i rozgoryczona, ścisnęła dłoń w pięść i uderzyła nią o łóżko.
— A ty? Musiałaś to samotnie znosić?
— Już mówiłam, Etylia, Pavor i tata zawsze mnie wspierali — Uśmiechnęła się. — Czasami nie było tak źle. Zdarzały się nawet miesiące bez wypadku, ale wystarczył jeden, by zniszczyć dobre chwile. Może pamiętasz jak przyszłam kiedyś do szkoły cała pocięta?
— Tak.
— Przechodziłam obok mężczyzny, gdzieś w jakiejś bocznej uliczce, więc nikogo tam nie było. Złapał mnie za rękę i zobaczył moje czoło. — Odruchowo dotknęła naznaczonego miejsca. — Nawet pewnie o tym nie wiedział, ale z jego ciała wyrosły nagle kolce. Całe szczęście, że zachował zdrowy rozsądek i wezwał karetkę. Albo innym razem zobaczyłaś mnie całą zabandażowaną. Kobieta na mnie kichnęła. Pech sprawił, że jej ślina zawierała żrący kwas…
Do Kornelii w końcu dotarło, przed czym Penelopa tak usilnie chciała ją chronić. Nadal wątpiła, może nawet nie chciała wierzyć w bajki Penelopy, ale z jakiegoś powodu akceptowała prawdę, choć wydawała się całkowicie absurdalna i niemożliwa. Ale jej szafę zarastał mech i kwiaty, opowieść Penelopy za bardzo trzymała się kupy i nie była zdolna powiedzieć jej teraz, że ma coś nie tak z głową.
— Jak to się stało, że nikt inny nie został ranny? — zaczęła zadawać pytania. — Dlaczego tylko ty widzisz mitologiczne stworzenia? Dlaczego nie pozostały ci żadne blizny? Czy ci ludzie są świadomi, co ci robią?
Penelopa przysiadła obok Kornelii na łóżku, po czym pokręciła głową.
— Może zacznę od początku. Przygotuj się na długą gadkę! — ostrzegła Penelopa. — Trochę zebrało się tych informacji przez lata.
— Mam czas.
Penelopa uznała, że najlepiej będzie zacząć od początku. Choć sama nie znała tej historii w pełni.
— Pewnego dnia zemdlałam na placu zabaw, i gdy się obudziłam, na czole zebrało się małe skupisko takiego — szukała właściwego słowa — światła. Pavor, mój nauczyciel, ale o nim później, wytłumaczył mi, że ta moc to zdolność widzenia przez tak zwaną Granicę Olimpu.
— Nie kojarzę tego z lekcji polskiego — wtrąciła Kornelia. — Choć po prawdzie nigdy nie przepadałam za mitologią grecką.
— Zgadza się. — Kiwnęła. — Mitologia wyparła tę granicę i jej strażniczkę, która została nazwana „Zapomnianą Boginią”. Zapomniana Bogini strzeże równowagi między światem ludzkim a boskim. Jest to swoista tarcza, która… — ponownie się zgubiła w wyjaśnieniach. — Prościej mówiąc, mitologia nie ma wpływu na ludzi, a ludzie nie mają wpływu na nią. Jeśli obok ciebie przeszłaby driada, nie zauważyłabyś jej. Gdyby próbowała cię kopnąć, to Granica natychmiast zniwelowałaby atak i nic ci by się nie stało. I w drugą stronę, ludzie nie mogą nic zrobić z mitologią. Prawie, bo nadal istnieją ograniczenia, a poza tym… Samych bogów to trochę nie dotyczy, gdyż to mimo wszystko są bogowie, ale… — Zamilkła. — Podsumowując: pomysł był szlachetny, ale nie do końca wyszło. Mitologia nie ma takiego wpływu na ludzi, jak w starożytności, ale nadal potrafi nieźle namieszać. Ogólnie podobno stworzenie Granicy wiązało się z tym, że w starożytnej Grecji bogowie i mitologiczne stwory lubiły „bawić się ludźmi”.
— A co to ma związane z tobą?
Penelopa wzruszyła ramionami. Tak zadecydowało przeznaczenie — chciała powiedzieć, ale przemilczała to.
Penelopa przeszła dalej. W skrócie opowiedziała Kornelii o Pavorze, o wydarzeniach sprzed południa i o spotkaniu z Afrodytą. Kornelia słuchała z przejęciem każdej historii, analizując dokładnie wszystkie słowa wypowiedziane przez Penelopę. Doszukiwała się w nich drugiego znaczenia lub jakiejś wskazówki, która umożliwiłaby pomoc siostrze.
Penelopa skończyła.
Obie dziewczyny ułożyły się wygodnie na łóżku, a Kornelia jednoznacznie stwierdziła:
— Coś tu mi nie pasuje.
— Co dokładnie? — spytała ciekawska Penelopa.
— Wszystko.
— Zaraz, zaraz… Poproszę od początku.
Kornelia odwróciła się w stronę Rosińskiej i spytała:
— Po cholerę Lamia atakowała dom Pavora? Jeszcze lepiej: dlaczego jej dziecko znalazło się tam pierwsze?
— Ponieważ…
— Ponieważ to ty stanowiłaś cel — dokończyła za Penelopę. — Nie Pavor, ty! — Wskazała na nią palcem. — Atak Lamii był tylko pretekstem, który miał odsunąć podejrzenia od dziecka Lamii. Bo co dał atak na Pavora? To tylko świadczy o tym, że już od dawna wiedzą, gdzie on się znajduje i wcale się go nie obawiają. Wątpię, by nagle tego konkretnego dnia sobie znaleźli Pavora i to bez najmniejszego powodu. Natomiast ty, właśnie ty, akurat wychodziłaś z tego domu, a na dodatek na twojej nodze znajduje się jakiś ciemny ślad. Jak sama mi opowiedziałaś, nie pozostała na twoim ciele żadna blizna, co oznacza, że ktoś lub coś leczy cię, ale nawet jego magia nie mogła pozbyć się tego. — Wskazała na nogę.
Penelopa potrząsnęła głową, przyznając Kornelii rację. Zmrużyła oczy i zamyśliła się.
— Pavor między słowami zdradził mi, że to Atena wskrzesiła te dzieci — stwierdziła Penelopa. — Bogini Mądrości nie robi niczego bezsensownie. Wysłała dziecko, by zrobiła mi ten znak. Skoro za dzień ma się spełnić moje marzenie, to chodzi o to, że moja zdolność widzenia przez Granicę zaniknie i nie będę męczyła się z istotami boskimi. Idąc tym tropem, okaże się, że znamię, które otrzymałam, jest jakoś powiązane z Zapomnianą Boginią. Teraz mam naznaczenie, ale co, jeśli ono zniknie? By mnie znaleźć w tym okresie, użyła dziecka Lamii, które zostawiło mi ten ślad. — Dotknęła łydki. — A za dwa dni…
—… przybędzie mężczyzna, którego zadaniem będzie cię zabrać — Kornelia dokończyła zdanie. — Jasna cholera!
Kornelia złapała się za głowę. Jeśli ich tok myślenia nie zszedł na złą drogę, to Penelopa wplątała się w coś naprawdę niebezpiecznego. Nie znały jeszcze, i nie podejrzewały, jaka może być w tym rola samej dziewczyny. Mogły mieć tylko nadzieję, że chodziło o zabranie naznaczenia i nic więcej.
— Jak sądzisz? — spytała Penelopa. — Co mam teraz zrobić?
— Co masz zrobić? — Zamyśliła się na moment. — Na początek pójdziesz do ubikacji i się ogarniesz. Twój ojciec i tak ma dużo zmartwień na głowie, a mimo wszystko żyjesz i nic poważnego ci się nie stało. Później zaakceptujesz to, co się stało, i zastanowisz się, jak wykorzystać wiedzę, umiejętności i samo naznaczenie. Następnie tu wrócisz i obie pomyślimy nad tym, czego nie zrobiliby bohaterowie książek i filmów. Ja bym kupiła przez Internet jakiś gaz pieprzowy, paralizator, może jakieś kajdanki… Na początek pewnie radziłabym uciekać…
— Pavor powtarza mi to co najmniej pięć razy dziennie.
— I dobrze! — Kornelia już lubiła tego mężczyznę. — Nie jesteś gotowa do walki z żadnym stworzeniem. A ja tu sobie siądę i — rozejrzała się po pokoju, poszukując nieznanego — pomyślę. Na pewno nie licz, że przywdzieję czarne szaty, pójdę na szkolenie do jakiegoś zakonu i zacznę w imię największej przyjaźni zabijać wraz z tobą potwory. Chore — podsumowując swój pomysł, zadrżała.
Penelopa potrząsnęła głową, po czym wyszła z pokoju. Zatrzymała się tylko przy drzwiach od łazienki, spoglądając na Kornelię wątpliwym wzrokiem. Zacisnęła pięść, westchnęła i w końcu wydusiła z siebie:
— Dziękuję i przepraszam.
Kornelia wskazała groźnie na nią palcem.
— Jeszcze jedno przepraszam i powyrywam ci wszystkie kłaki z głowy.
Zapaliła światło i schowała się w ciasnym pomieszczeniu. Odkręciła wodę, czekając, aż poleci ciepła. Włożyła głowę pod przyjemny strumień i pozostała w takiej pozycji przez moment. Potrzebowała ochłonąć, zmyć z siebie niepotrzebne myśli i, przy okazji, nie pochorować się. Powtarzała sobie, że powinna przestać się bać. Niemożliwym było zmienić to, co przypisało jej przeznaczenie. Cieszyła się życiem przez piętnaście lat, mimo wszystkich trudności. Atak Lamii wiele zmienił, lecz starała wmówić sobie, że ta sytuacja nie różni się niczym od poprzednich.
— Dasz radę! — dopingowała siebie.
Wypuściła gwałtownie powietrze z płuc, zachybotała ciałem i spojrzała na własne odbicie. Zaśmiała się na myśl, że już trzeci raz tego samego dnia wyglądała jak zmokła kura. Pokręciła głową, malując na twarzy szczery uśmiech.
Objął ją przenikający ciało chłód. Zaczęła słyszeć cichy dźwięk, przypominający szuranie. Zaniepokoiło ją to. Przyjrzała się własnemu odbiciu i jasnemu naznaczeniu, z którego biło ciepłe światło. Dotknęła go dłonią i wnet rozległ się trzask. Lustro pękło.
Penelopa krzyknęła, odsuwając się od umywalki. Piętą uderzyła o stojący za nią stołek. Syknęła z bólu, ale całkowicie go zignorowała. Wbiła wzrok w pękniętą część lustra; równą, niemal wymierzoną w konkretny punkt — w miejsce, w którym nieprzypadkowo znajdowało się naznaczenie Penelopy.
Ostrożnie zbliżyła się, opuszkami palców macając po ostrej powierzchni. Przecięła skórę i stróżka krwi spłynęła po jej dłoni, brudząc umywalkę i lustro.
Kornelia wparowała do łazienki, wrzeszcząc:
— Co znowu?!
Rozejrzała się zdezorientowana, zauważając zakrwawioną dłoń Penelopy, wskazującą na lustro. Kornelia pokręciła tylko głową i spytała:
— Zobaczyłaś coś w swoim odbiciu?
— Pęknięcie — szepnęła.
— Jakie pęknięcie? — Zdziwiła się.

Penelopa zamarła…

7 komentarzy:

  1. Dobry wieczór.
    Widać, że Penelopa się jeszcze gryzie. Kokon z koca najlepszy na smutki. Najlepszy na wszystko.
    (Oglądając po kolei odcinki „Luka Cage’a”, próbowała odegnać wspomnienia sprzed południa. Zająć się czymkolwiek i nie myśleć — wyznaczyła nieskomplikowany cel, ale mimo to nie umiała go osiągnąć. Zbyt wiele spadło na jej głowę, a myślenie o ataku przyprawiało ją o dreszcze). Nie mów, pokazuj. Pozwalaj interpretować, wyciągać wnioski. Utożsamiamy się z bohaterami, gdy widzimy, jak się czują, nie kiedy o tym słyszymy w suchej narracji.
    (Zamknęła drzwi na klucz — sprawdziła to kilkukrotnie, a gdy tylko dotarła do pokoju, jeszcze raz wróciła do przedpokoju i upewniła się). Och, obawiam się, że dla tych wszystkich wynaturzeń drzwi są drobnostką.
    (Napięła mięśnie (...) Powinnam pisać teraz o kulturyście i Heraklesie. Nawet mi los nie da odpocząć. Wszędzie dopadnie, brutalnie przypominając.
    (— Kornelio… — wypowiedziała imię przyjaciółki głosem pełnym cierpienia). Jak trochę wyżej. Pełnym cierpienia, czyli? Można się domyślić, dopowiedzieć sobie, ale to niezbyt żywe, obrazowe.
    Tęskniłam za Kornelią. Taki sympatyczny, ludzki przerywnik. Posoka posoką i te wszystkie kreaturki, na przyjaciółkę warto znaleźć miejsce.
    Kornelia była tak spokojna i wyszła, że myślałam, że będzie jak w Teen Wolf:
    Ethan: Wiesz co... muszę Ci o czymś powiedzieć.
    Danny: Ja tobie też. Nie wiem, czy bycie z wilkołakiem to nie zbyt wiele.
    Ethan: Ty wiesz? *szok i niedowierzanie
    Danny: Daj spokój, to Beacon Hills. <3
    (Jestem Twoją siostrą (...) skojarzyło mi się z tymi wszystkimi, bożymi, patetycznymi (jam...). Jeszcze to wymowne uderzenie się w pierś. Uroczo.
    Och, biedna Karolina się jeszcze obwinia... Penelopa zacznie bardziej... Tyle żalu. Dużo też wspomnień w tym rozdziale, przeszłości. Może i dobrze, utrwali się.
    Zmarli nie chcieli do Was przychodzić... Mocne. Ale naprawdę się cieszę, że znalazło się miejsce na elementy obyczajówki, takie spokojne obcowanie z postaciami.
    Czekam na wyjaśnienie z lustrem i pęknięciem, bo jestem trochę zdezorientowana.
    Spokojnego wieczoru,
    mendoid Corteen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie dziękuję za rady. Ja wiem, że mam taką tendencję do suchego dawania faktów, choć wydaje mi się, że jest dobrze... Ale cóż, tak jak pisałam, człowiek nie zauważa swoich błędów, dlatego dzięki za ich wypisanie. Poza tym wiesz... Problemem pewnie jest też to, że studiuje finanse i rachunkowość i piszę teraz pracę licencjacką. To jest taka sucha teoria, często lanie wody, kruczki prawne i na człowieka na pewno wpływa...
      A wiesz ty, jeśli chodzi o TW, to naprawdę w pierwszej chwili chciałam uczynić to samo. Zrobić z Kornelii kogoś, kto jednak widzi ten świat i też to ukrywał. Ale ostatecznie uznałam, że to nie ma sensu, bo za mało było Kornelii, by uznać to za realne.
      Ogólnie nie lubię obyczajówek, ale uznałam, że przeszłość i codzienne sprawy bohaterów też są ważne i mimo wszystko budują dane postaci. A poza tym, naprawdę mi się to przyjemnie pisało! I w zasadzie kolejny rozdział to też będzie taka obyczajówka, więc mam nadzieje, że też będzie ciekawa!
      A co do ostatniej sceny. To akurat rzecz związana z Granicą i jest dezorientując i nie dowiesz się, o co w tym chodziło przez długi, długi czas :)
      Wielkie dzięki za kom, za wszystkiego uwagi, bo one są naprawdę pomocne! Dzięki!

      Usuń
  2. Dotarłam gdzieś tutaj i ogólnie miałam skomentować jak dojdę do aktualnego rozdziału, ale potem zapomnę, gdzie skończyłam i będzie kicha.
    Ogólnie podoba mi się dynamika akcji, że całość się nie ciągnie, tylko tam drepta w konkretnym kierunku. Lubię ten pomysł na granicę Olimpu i nawet zaczęłam lubić Penelopę, chociaż wcześniej trochę mnie denerwowała. To jej podejście, że obraca w żart nerwowe sytuacje trochę przypomina mi mnie samą.
    Jej opiekun też zaczyna mnie do siebie przekonywać, chociaż tutaj uważałabym na znany schemat, czyli "jestem zły bad by, mam sekret, nikogo nie lubię, ale ciebie akurat tak nie wiem czemu i zdradzę ci sekret". Na razie lubię ich relację.
    No i gdzieś tam chyba pisałaś, że ta Lamia wyszła ci dziecinnie czy coś w tym stylu, ale moim zdaniem wręcz przeciwnie. Ona z tych wszystkich stworzeń wydała mi się najbardziej żywa i szalona. Nie ta Elżbieta czy Afrodyta, ale właśnie babka z ogonem. Ogólnie dobra scena z nią i Pavorem, ciekawi mnie jego imię.

    Tak czy inaczej tyle mam do napisania po przerwie, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięuję, że znalazłaś tyle zalet w opowiadaniu i że przypadło ci do gustu :) Czy bohaterowie denerwują czy nie, to też kwestia osoby i podejścia. Choć szczerze mówiąc, w prawdziwym życiu to co krok są osoby, które denerwują :)
      Wiem, wiem, staram się uważać na ten schemat i staram się go nie zrobić. Mam nadzieję, że nie zawiodę i jednak uda mi się poprowadzić Pavora tak, jak myślę :) A poza tym wydaje mi się, że Pavora to już nie dotyczy. Mimo wszystko przez 15 lat opiekował się Penelopą, a to naprawdę dało im czas na poznanie się :)
      I super. Wiesz, każdy inaczej interpretuje postaci. Ja bałam się, że wyjdzie dziecinnie, a że jednak myliłam się, to bardzo mnie to cieszy!!!

      Ogromnie dziękuję za szczery komentarz! I czy ty przypadkiem nie zmieniłaś nicku? Dawno byłam na twoim blogu, ale to przez zawirowania na studiach. Teraz jednak w najbliższej przyszłości zamierzam nadrobić!
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Zmieniłam z powodów technicznych. Ogólnie nie przywiązuję tak do tego wagi, ale opowiadania wolę prowadzić pod jednym nickiem, a niestety Karolina jest najczęściej zajęte ; )
      Zawsze jest więcej i mniej czasu, w żadnym razie nie wymuszam czytania swojego bloga ;p
      Weny życzę ; ))

      Usuń
  3. Zebrało mi się kilka rozdziałów do nadrobienia...

    Ogólnie, rozdział dobry. Głównie przegadany, ale to nic złego. Bardzo podoba mi się relacja Penelopy i Kornelii. Po tym rozdziale widać, że naprawdę są dla siebie jak siostry.
    Jedyne, co mi zgrzyta, to to, że Kornelia tak łatwo w to wszystko uwierzyła. Nie mówię, że powinna od razu dzwonić do psychiatryka, ale gdyby podeszła do tego trochę bardziej sceptycznie, chyba wyszłoby lepiej ;)

    Pozdrawiam ^^
    kudikot
    https://smak-magii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, teraz jak na to spojrzę, to faktycznie Kornelia mogła zachować większy dystans.
      Nie mniej, dzięki za komentarz! I tak, pamiętam o twoim blogu, ale ostatnio nie miałam czasu i chęci czytać :) Na pewno zajrzę, to mogę obiecać :)

      Usuń